Kamień milowy finansów osobistych, wady pracy na etacie i reguła sto tysięcy
Kupujemy pierwszą łódkę
W tym wydaniu będziemy kupować naszą pierwszą łódkę, zatrudniać pracodawcę i liczyć pieniądze, których jeszcze nie mamy. Ruszajmy!
Kamień milowy finansów osobistych - ile wynosi i jak go wypracować
Jeśli też jesteś z pokolenia zero to sam będziesz musiał na wszystko zapracować. Twoje życie będzie przypominało pływanie wpław w oceanie. Będziesz walczył, aby utrzymać się na powierzchni i dążył do tego, aby dopłynąć w miejsce, które będzie lepsze niż te w jakim zaczynałeś. Po kilku latach walki z oceanem życiowych wyzwań, dojdziesz do wniosku, że bardzo potrzebujesz łodzi. Dzięki niej mógłbyś obrać lepszy kierunek, czasem odpocząć i płynąć szybciej.
W tym artykule powiem jaki jest najlepszy sposób, aby zbudować tę łódź i jaki jest jej koszt. I od tego zaczniemy, jej cena wynosi:
Sto tysięcy dolarów
W amerykańskim świecie finansów osobistych taką kwotę uznaje się za bardzo ważny kamień milowy w procesie budowy własnego majątku. Kolejnym jest mityczny milion, a wcześniejszym zbudowanie solidnej poduszki bezpieczeństwa, pozwalającej przeżyć od 6 do 12 miesięcy bez pracy.
Za autora reguły stu tysięcy dolarów powszechnie uznaje się Charliego Mungera. To amerykański miliarder, który wraz z Warrenem Buffettem przez dobre pół wieku tworzył jedną z największych spółek giełdowych na świecie, czyli Berkshire Hathaway. Podczas spotkania z jej akcjonariuszami w 1998 roku Charlie Munger powiedział:
Zdobycie pierwszych stu tysięcy dolarów jest cholernie trudne, ale musisz to zrobić. Nawet jeśli będzie to znaczyło, że wszędzie będziesz chodził pieszo i na wszystkim oszczędzał. Dopiero wtedy możesz ściągnąć nogę z gazu, nie wcześniej.
I faktycznie, zgromadzenie stu tysięcy dolarów jest bardzo ważne, bo ta kwota stanowi istotną bazę do inwestycji. Jej zebranie nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli zaczynasz od zera. W amerykańskich realiach może to potrwać około 10 lat, w zależności jak potoczy się nasze życie, gdzie dokładnie mieszkamy, jak szybko założymy rodzinę, etc. Jednak w każdym przypadku będzie wymagało wyrzeczeń i dużego nakładu pracy. Dokładnie tak, jak powiedział Charlie Munger, który znany był z tego, że nie owijał w bawełnę.
Co zrobić z naszą łódką?
Załóżmy, że mamy już zebrane te sto tysięcy, co dalej? Przed nami dwa kolejne kroki:
Krok pierwszy: zapędzić pieniądze do pracy. Nasz majątek będzie nieustannie podgryzany przez inflację. To tak jakby płynąć pod prąd - jeśli nie wiosłujesz, to się cofasz. Jak już kiedyś pisałem, najgorszym miejscem, w jakim można trzymać oszczędności są pieniądze. Nie oznacza to, że musimy stać się aktywnymi inwestorami i spędzać całe dnie na śledzeniu wykresów i giełdowych informacji. W wielu przypadkach wystarczy opanowanie prostych instrumentów. Takich jak obligacje skarbowe czy fundusze ETF oparte o szeroki rynek. Sam sporą część portfela mam w 10-letnich obligacjach EDO i w ETFach opartych na globalnych akcjach i na S&P500. Są też inne instrumenty czy formy inwestowania, ale zazwyczaj wymagają bardziej specjalistycznej wiedzy.
Krok drugi: dopłacać dalej. Zebranie stu tysięcy dolarów dużo zmienia… ale nie wszystko. Bo to nie jest koniec naszych wysiłków. Wprawdzie wychodzimy z wody i przesiadamy się do łódki, ale nadal musimy wiosłować. Sto tysięcy dolarów to jeszcze za niska kwota, abyśmy mogli przestać pracować nad jej powiększaniem. Ale jest na tyle istotna, że znacząco odciąży nas w wysiłku i pozwoli zarabiać nawet wtedy, gdy nie wiosłujemy.
Zebranie stu tysięcy dolarów na koncie pozwoli nam zarówno spać spokojniej, jak i brać na siebie większe ryzyko. Wróćmy jednak do ważnego tematu, bo łatwo się rozmawia o pieniądzach, gdy się je już ma, ale pytanie brzmi:
Skąd wziąć sto tysięcy dolarów?
W polskich realiach sto tysięcy dolarów to około czterysta tysięcy złotych. To sporo pieniędzy. A tak naprawdę potrzeba ich więcej, bo ta reguła powstała w latach 90., więc uwzględniając inflację dziś będzie to niemal dwa razy tyle.
Co gorsza, jeśli masz między 20 a 30 lat to jest to czas, w którym najtrudniej się oszczędza. Na początku dorosłego życia jeszcze mało zarabiasz i nie masz aktywów, które będą na Ciebie pracować. Możliwe, że nie wiesz, co chcesz robić w życiu, ani gdzie, czy z kim. Gdy Twoja sytuacja zacznie się stabilizować, powiedzmy w wieku 30 lat, to czeka Cię fala nowych wydatków: wkład własny na zakup mieszkania, jego wyposażenie, samochód…
Mówiąc wprost: oszczędzanie w młodym wieku jest po prostu cholernie trudne. I wiąże się z ogromnymi kosztami, bo musisz jednocześnie oszczędzać na sobie i pracować więcej niż standardowe 40 godzin tygodniowo. Dlatego pokolenie zero, czyli te, które nie dostało od rodziców żadnego istotnego kapitału na start, ma tak ciężko.
Rozwiązaniem nie będzie szukanie dróg na skróty. Nie ma złotego modelu biznesowego, który sprawi, że bez wysiłku i ryzyka zaczniemy zarabiać duże pieniądze, siedząc w piżamie przed laptopem. Internet jest pełen reklam kursów, które obiecują takie szybkie i łatwe pieniądze, ale zarabiają na nich tylko ich twórcy. Nie ma też sensu liczyć na to, że ktoś nas odkryje, da pracę marzeń, albo że zmiana władzy w kraju cokolwiek istotnego zmieni w naszym życiu. Mieszkanie z rodzicami też niesie za sobą koszty, większe niż zaoszczędzone w ten sposób pieniądze.
Co więc zrobić? Wziąć sprawy we własne ręce, jak najszybciej się usamodzielnić i od początku:
Budować zamiast wynajmować
Moim zdaniem praca na etacie jest najlepszym i najpewniejszym rozwiązaniem do złapania rozpędu w życiu. Sam spędziłem na umowie o pracę już ponad 15 lat życia.
Jednak to, co jest kluczowe na każdym etapie kariery, a o czym się rzadko mówi, to traktowanie samego siebie, jakbyśmy byli firmą. Oznacza to, że musimy:
Zawsze poszerzać nasze kwalifikacje o takie, które pozwolą nam zarabiać więcej. Przewidywać zmiany i je wyprzedzać. Jeśli tego nie zrobimy, to ktoś lub coś w końcu zajmie nasze miejsce.
Mieć kilka źródeł przychodów. To, że pracujemy gdzieś na etacie nie znaczy, że nie możemy zarabiać w Internecie czy mieć dodatkowe zajęcia w weekendy. Ten newsletter powstał jako weekendowy projekt, prowadzony na równi z pracą na etacie.
Nie dać się wpędzić w bardzo wąską branżę albo taką, która chyli się ku końcowi. Może 20 lat temu posada górnika, kolejarza, nauczyciela czy urzędnika dawała jakąś przewagę, ale te czasy już minęły.
Pilnować, aby zarabiać więcej i zawsze szukać nowej pracy. Opowieści o zaletach pracy przez 15 lat u jednego pracodawcy można włożyć między bajki. I to takie bez dobrego zakończenia.
Dbać o własną markę, a nie tylko naszego pracodawcy. On ma od tego dział marketingu, my musimy zrobić to sami. Dlatego warto tworzyć treści w Internecie pod własnym nazwiskiem, budować blog, nagrywać podcast i prowadzić konta w mediach społecznościowych. Szczególnie jeśli już kilka lat pracujemy w danej branży.
Cały czas budować swoje doświadczenie, nawet kosztem pensji. Bardzo trudno jest się dorobić na etacie sensownych pieniędzy z uwagi na jego wysokie opodatkowanie (za chwilę napiszę o tym więcej). Dlatego musimy mieć doświadczenie, które zmonetyzujemy, gdy odejdziemy z etatu.
Nie dać sobie narzucić “kultury korporacyjnej”, jeśli nie jest zgodna z naszą etyką pracy czy przekonaniami. Nasz pracodawca ani koledzy z firmy nie są od tego, żeby nam mówić, jak mamy żyć, jakie mieć wartości czy jak spędzać czas wolny.
Nie pozwolić, aby "praca" oznaczała coś, co inni mówią Ci, że masz robić.
Jeśli w ten sposób będziemy budować naszą karierę, to po upływie 5-10 lat będziemy w innym miejscu niż osoby, które po prostu “chodzą do roboty“. Tylko lojalnie uprzedzę, że to dużo trudniejsze niż wynajmowanie swojego czasu dla pracodawcy.
Warto też pamiętać, że etat ma 3 istotne wady, które bardzo utrudniają zarobienie dzięki niemu istotnych pieniędzy.
Największe minusy etatu:
Po pierwsze: etat jest bezlitośnie opodatkowany
Bez znaczenia ile zarabiasz, państwo odetnie sporą część Twojej pensji, zanim ta wpłynie na Twoje konto. I nie masz praktycznie żadnej możliwości optymalizacji podatkowej. W drugiej połowie 2024 r. pensja minimalna w Polsce wyniosła 4.300 zł. Taką kwotę pracownik widzi na umowie, ale na jego konto trafia 3.262 zł. To nie wszystko, bo ten pracownik będzie kosztował pracodawcę łącznie 5.180 zł. Czyli podatki wynoszą prawie 2.000 zł i to od osoby zarabiającej minimalną pensję (obliczenia z rządowej strony biznes.gov.pl).
W dużo gorszej sytuacji są osoby dobrze zarabiające, które znalazły się w drugim progu podatkowym. Po wprowadzeniu pakietu ustaw, zwanego “polskim ładem”, skala ich opodatkowania sięgnęła niemal 40%. Etat stał się dla nich niemal kompletnie nieopłacalny, a budowanie majątku w takich warunkach jest bardzo trudne. I nie jest to trend obecny tylko w Polsce, bo w zachodniej Europie praca też jest wysoko opodatkowana.
Po drugie: etat nie daje żadnej własności w firmie
Właściciele bardzo rzadko dzielą się udziałami w firmie ze swoimi pracownikami. Po prostu płacą im wynagrodzenie, co można porównać do miesięcznego abonamentu. Jeśli któraś ze stron chce go zerwać, to mamy okres wypowiedzenia i nic już nas nie łączy. Możesz spędzić w danej firmie najlepsze 20 lat swojego życia i istotnie przyczynić się do jej rozwoju, ale jeśli nie masz w niej udziałów, to nic za to ekstra nie dostaniesz.
Na Zachodzie w niektórych branżach można się spotkać z akcjami pracowniczymi (mam na myśli ESOP, czyli programy opcji), ale dotyczy to głównie osób na wysokich stanowiskach i ma na celu związać je bardziej z firmą. W Polsce ten termin jest niemal kompletnie nieznany. Tutaj nic się nie zmieni, taka jest po prostu specyfika pracy na etacie. Musimy być świadomi, że wynajmujemy swój czas i energię dla cudzej firmy.
Po trzecie: etat to fałszywe poczucie bezpieczeństwa
Dostajemy swoje biurko, telefon i inne narzędzia pracy, a pensja regularnie wpływa na konto. Wydaje nam się, że umowa na czas nieokreślony znaczy “na zawsze”. Z czasem nawet możemy uwierzyć, że jesteśmy tak bardzo potrzebni, że sobie bez nas nie poradzą.
Jednak pracodawcy mają własne cele i muszą je realizować. Pracownicy są dla nich kosztem, który będą musieli redukować pod wpływem konkurencji, zmian technologicznych i rynkowych, albo gdy przyjdzie kryzys. Do tego rosnące opodatkowanie pracy na etacie sprawia, że szukają sposobów, jak zastąpić drogiego człowieka tanią maszyną.
Nie ma idealnych rozwiązań, są tylko kompromisy
To powiedzenie idealnie podsumowuje pracę na etacie. Jeśli mądrze do niej podejdziemy, to wypracujemy rozsądny kompromis. Dla siebie i pracodawcy.
Finalnie i tak największym zagrożeniem dla naszej kariery jesteśmy my sami. Jeśli będzie nam za wygodnie, to zasiedzimy się u jednego pracodawcy i będziemy bali się dokonać zmiany. Bo przecież czasy ciężkie, bo mam kredyt do spłaty, bo lepszy wróbel w garści i tym podobne bzdury, które sobie wmawiamy, żeby uciec od trudnych decyzji. A szczególnie warto się pilnować żeby je podejmować, gdy jest się w wieku maksymalnego potencjału.
Następne kroki:
Budowanie finansowej poduszki bezpieczeństwa to ważny krok, ale nie zmieni naszej sytuacji na pokolenia. Może to zrobić dopiero kwota, która istotnie odciąży nas finansowo i zacznie “sama“ zarabiać. Sto tysięcy dolarów to dobry cel.
W temacie jak pracować (na etacie i nie tylko) odsyłam do Paula Grahama, który wie na ten temat dużo więcej ode mnie. Tutaj są najważniejsze lekcje, jakie sam od niego wyciągnąłem: Jak wykonywać wspaniałą pracę
Niestety Charlie Munger zmarł pod koniec 2023 roku, a tu pisałem czego mnie nauczył: Najważniejsza lekcja od Charliego Mungera
A tak prywatnie…
A propos Charliego Mungera i Warrena Buffetta - stali Czytelnicy pewnie pamiętają, że dwa razy miałem okazję słuchać tych panów na żywo. W pierwszym sezonie 52Notatek było nawet wydanie (#17 Sezon 1) z relacją wyprawy do USA. Pamiętam, że jako jedyne w historii tego newslettera, zostało wysłane z parogodzinnym opóźnieniem. Napisałem je jeszcze w Chicago, ustawiłem wysyłkę na 7.00 i poszedłem odsypiać jetlag. Jednak mój zegar był ustawiony na czas amerykański, więc newsletter w ogóle się nie wysłał. Dowiedziałem się o tym po 9 rano, gdy odebrałem kilkanaście maili i wiadomości na Twitterze z pytaniem co się stało :)
Od tej pory już zawsze wysyłam newsletter “z palca”, po prostu klikając rano wyślij. Rzadko kiedy udaje mi się trafić idealnie w siódmą-zero-zero, bo zawsze znajduję coś do poprawki w ostatniej chwili. Ale myślę, że dzięki temu jest to bardziej autentyczne i dopracowane.
PS: Tym artykułem kończę cykl dotyczący własności. Od kilu miesięcy chciałem go napisać, choć przyznam, że okazało się to trudniejsze niż sądziłem. Nie jest łatwo uprościć takie gęste tematy i dać propozycje rozwiązań. W kolejnych wydaniach proszę się spodziewać zupełnie innej tematyki, ale nie mniej ciekawej i praktycznej :)
Jak co tydzień przypominam, że wszystkie wydania 52Notatki napisane przez pierwsze 2 lata są dostępne w formie książki i ebooka. Dzięki temu można je czytać w wygodny sposób. Do każdego zakupu dodaję też bonusowe treści, które nie są dostępne nigdzie indziej. Po szczegóły zapraszam tutaj: