Najważniejsza lekcja od Charliego Mungera i prokrastynacja snu
Witam w setnym wydaniu newslettera, który miał mieć tylko 52 wydania.
Ruszajmy!
Najważniejsza lekcja, jaką dał mi Charlie Munger
Wyobraź sobie, że masz 29 lat. Niedawno skończyłeś studia prawnicze i myślisz, że przed Tobą dobre życie. Nagle wszystko zaczyna się sypać. Żona postanawia od Ciebie odejść, a Ty zostawiasz jej Wasz wspólny dom. Rodzina się od Ciebie odwraca, bo w czasach, w których żyjesz rozwód jest jak piętno. Zostajesz sam i masz problemy finansowe. Poświęcasz się pracy, w której spędzasz długie godziny. Próbujesz stanąć na nogi finansowo i psychicznie, ale to dopiero początek Twoich wyzwań.
Rok po rozwodzie Twój ośmioletni syn trafia do szpitala z białaczką. Wydajesz wszystkie pieniądze na jego leczenie i spędzasz z nim każdą wolną chwilę. Niestety bezskutecznie - po kilku miesiącach nierównej walki rak wygrywa i zabiera Ci dziecko.
Masz dopiero 31 lat, a już doświadczyłeś rozwodu, śmierci i bankructwa. To wystarczająco dużo, aby złamać niejednego człowieka.
Poznajcie Charliego Mungera
Charlie Munger był wieloletnim wspólnikiem Warrena Buffetta. Zmarł kilka dni temu, zaledwie miesiąc od swoich setnych urodzin. I to jego historię opisuję powyżej. Wiele osób w tak trudnej sytuacji np. sięgnęłoby po alkohol i stoczyłoby się na dno. Munger nie tylko się nie poddał, ale zdołał zbudować wielomiliardowy majątek.
Dwa razy miałem okazję słuchać go na żywo w USA i za każdym razem byłem pod wrażeniem jego inteligencji, błyskotliwości i po prostu życiowej mądrości. Jednak najbardziej imponowało mi to, że dał radę przetrwać tak trudne chwile. Jego wytrzymałość na przeciwności losu była naprawdę wysoka. W wieku 52 lat musiał poddać się operacji zaćmy, bo groziła mu ślepota. Niestety zabieg przebiegł źle i Charlie w bólach stracił jedno oko. W efekcie zaczął uczyć się alfabetu Braille’a, tak na wszelki wypadek, aby być w stanie czytać, nawet gdyby kompletnie stracił wzrok…
Charlie swoją postawą dawał nam lekcję jak trzeba sobie radzić z życiowymi przeciwnościami, budować osobistą wytrzymałość i nie rozpaczać nad samym sobą.
Życie i on nie biorą jeńców
Charlie był ze starej szkoły. Nie narzekał, rzadko odzywał się niepytany, robił swoje. A gdy już miał głos, to nie brał jeńców. Nie bał się mówić wprost jak jest i zazwyczaj używał ostrzejszego języka niż Warren Buffett. Jednocześnie celowo trzymał się w jego cieniu i rzadko udzielał wywiadów.
Przez blisko 100 lat życia zgromadził dużo mądrości i doświadczenia. Oto garść z nich:
„Świadomość tego, czego nie wiesz, jest bardziej przydatna niż bycie genialnym. Chciałbym wiedzieć, gdzie umrę, wtedy nigdy bym tam nie poszedł”.
Stali Czytelnicy na pewno pamietają moje artykuły o tym jak stworzyć mapę własnej niewiedzy czy zaplanować swoją porażkę (oba są w Sezonie 1). W pełni zgadzam się z twierdzeniem Charliego i zawsze staram się być świadomy tego, jak mało jeszcze wiem.
„Ludzie starają się być mądrzy – ja staram się przede wszystkim nie być idiotą. To trudniejsze niż większość myśli”. „Mądrzy ludzie nie są zwolnieni od zawodowych wpadek wynikających z nadmiernej pewności siebie”.
Nawet osoby z długą listą sukcesów czasem robią coś bardzo głupiego. I może to być na tyle duża rzecz, że jest w stanie zrujnować ich całe życie. Weźmy choćby jazdę autem po alkoholu, romans w pracy czy wydawanie oszczędności na hazard. Dlatego oprócz podejmowania dobrych decyzji, trzeba umieć bronić się przed tymi złymi. A jest to o tyle trudne, że nikt nas nigdy nie pochwali za to, że dziś nie zrobiliśmy niczego głupiego.
„Staram się pozbyć ze swojego otoczenia osób, które zawsze pewnie odpowiadają na pytania, o których nie mają zielonego pojęcia”.
To jest plaga, którą wzmacniają media społecznościowe. Na pewno widziałeś osoby, które z dnia na dzień stawały się wirusologami, specjalistami od geopolityki, wojny czy relacji palestyńsko-izraelskich. Dziś nikt już nie odpowiada „nie wiem” na żadne pytanie. Takie osoby najlepiej jest ignorować, a osobiście unikam jeszcze dwóch innych typów ludzi.
„Znam jednego faceta, jest niezwykle mądrym i zdolnym inwestorem. Zapytałem go: „Jakie stopy zwrotu obiecujesz swoim klientom?” Odpowiedział: 20%. Nie mogłem w to uwierzyć, bo przecież on wie, że to niemożliwe. Ale on powiedział: „Charlie, gdybym dał im niższą liczbę, nie daliby mi żadnych pieniędzy na inwestycję!”
Mówi się na to fake it until you make it. Charlie trzymał się innej zasady:
„Zawsze mówię prawdę, bo dzięki temu nie muszę pamiętać swoich kłamstw”.
„Spędzaj każdy dzień starając się być choć trochę mądrzejszy niż byłeś wczoraj. Wypełniaj swoje obowiązki wiernie i dobrze. Większość ludzi dostaje to, na co zasługuje, jeśli pożyje wystarczająco długo”.
Proste, można nawet trochę staroświeckie, ale skuteczne.
„Nie sprzedawaj niczego, czego sam byś nie kupił. Nie pracuj dla nikogo, kogo nie szanujesz i nie podziwiasz”.
To jedna z moich ulubionych maksym od Mungera.
„W całym moim życiu nie spotkałem mądrych ludzi, którzy nie czytają dużo. Żadnego, zero. Zdziwiłbyś się, ile czyta Warren i ile ja czytam. Moje dzieci śmieją się ze mnie, mówią, że jestem książką z kilkoma wystającymi nogami”.
Nie ma dróg na skróty. Wszystkie streszczenia i opracowania książek można wyrzucić do kosza, bo to strata czasu. Nawet jeśli dzięki nim dowiesz się czegoś więcej, to mało z tego zapamiętasz i jeszcze mniej sam wywnioskujesz.
“Jeśli nie potrafisz się czymś bardzo zainteresować, to nie sądzę, że odniesiesz w tym duży sukces, nawet jeśli jesteś dość mądry. Mi się to nigdy nie przydarzyło”.
Pamiętacie jak w szkole niektóre przedmioty same nam wchodziły do głowy, a inne stawiały zaciekły opór? W życiu dorosłym też tak jest. To, co nas interesuje przychodzi nam z lekkością, nawet jeśli dla innych jest trudne.
“Zazdrość, zawiść, zemsta i użalanie się nad sobą to zgubne sposoby myślenia. Zwłaszcza użalanie się nad sobą to absurdalny sposób zachowania, który nie poprawi sytuacji. Życie przyniesie Ci straszne i niesprawiedliwe ciosy”.
Jeśli czytałeś mój tekst wszystko co najgorsze jest przed Tobą, to wiesz dobrze, że jestem podobnego zdania.
“Najlepsza zbroja chroniąca przed starością to dobrze spędzone życie”.
Amen
PS To jest ostatni wywiad telewizyjny z Charlim. Tam jest moment, gdy pada pytanie o to, co jeszcze ma na liście rzeczy do zrobienia w życiu. Jego odpowiedź jest przytłaczająca… Charlie przyznaje, że czuje się staro i słabo. Jest miliarderem, ale to nie kupi mu czasu, siły ani witalności.
Dlatego upieram się od dawna, że czas to NIE jest pieniądz.
Prokrastynacja snu, czyli problemy, które rozwiązuje wczesne wstawanie
Jest późny wieczór, a za Tobą dzień pełen pracy i wrażeń. Wiesz, że powinieneś iść już spać, bo jutro też dużo będzie się działo. Ale zamiast tego oglądasz do późna coś w Internecie albo telewizorze. Próbujesz odzyskać trochę wolnego czasu tylko dla siebie, który spędzasz w zasadzie na niczym. Może Ci się wydawać, że tego potrzebujesz, że Ci się to należy, ale tak naprawdę wyrządzasz sobie więcej szkody niż pożytku.
To klasyczny przykład odkładania snu na później. Wolimy jego kosztem wykroić dla siebie jedną godzinę dnia więcej. Później próbujemy odespać w weekend cały tydzień pracy i czujemy się, jakbyśmy mieli jetlag.
Nie ma nic złego w odsypianiu dobrej imprezy czy długiego dnia pełnego wrażeń. Jeśli jednak ostatnie godziny doby regularnie spędzamy na pasywnym siedzeniu przed ekranem, to cierpimy na klasyczną prokrastynację snu. Mógłbym tu przytoczyć kilka badań o jej szkodliwości czy statystyk o tym jak krótko śpimy, ale chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak bardzo jest to szkodliwe.
Dlatego po prostu lepiej jest poszukać alternatywy, jaką jest wczesne wstawanie. Z własnego doświadczenia wiem, że naprawdę rozwiązuje ono wiele codziennych problemów z produktywnością.
Czas rano jest najcenniejszy
Uprzedzam, że nie wierzę w teorie o rannych ptaszkach i nocnych markach. Wstawanie rano to ból, zwłaszcza zimą, gdy za oknem jest ciemno i zimno. Mimo to daje nam ono tak duże korzyści, że warto przecierpieć:
Rano nikt do nas nie dzwoni ani nie pisze. Nikt natychmiast nie odpowie nam na maila. Nikt nie dorzuca nam pozycji do listy zadań, którą i tak mamy już za długą.
Jeśli wstaniesz rano, to nie będziesz siedział do nocy. Dzięki temu wcześniej pójdziesz spać, ale za to znowu wstaniesz rano. Brzmi jak banał, ale często dzieje się na odwrót - siedzisz do nocy, a potem późno wstajesz.
Praca rano daje inną satysfakcję. Nie siedzisz po nocach tylko wstajesz przed wszystkimi. Jesteś do przodu nim inni się obudzą.
Wieczorem dużo się może wydarzyć. Pojawi się ciekawy film w TV, butelka wina sama się otworzy albo nasza lepsza połowa będzie mieć dla nas ciekawsze plany niż siedzenie przed komputerem. Żadna z takich sytuacji nie będzie mieć miejsca rano.
Wczesne wstawanie kosztuje nas sporo wysiłku, więc nie chcemy go zmarnować. Jesteśmy bardziej skupieni na pracy, a nie na rozrywkach, od których kipi Internet.
Rano mózg jest zaspany, ale wypoczęty. Nie jest przebodźcowany tak, jak na koniec dnia, a nasze emocje są wyciszone.
Z mojego doświadczenia, efektywność porannego wstawania można dodatkowo wzmocnić dzięki dwóm prostym krokom:
Pierwszy: wiedzieć dokładnie po co musimy wstać. Najlepiej jest to sobie spisać wieczorem, w formie krótkich i konkretnych punktów. Dzięki temu unikniemy porannych dylematów sami ze sobą czy na pewno musimy wstać tak wcześnie.
Drugi: żadnych nowych bodźców z rana. Szczególnie żadnych mediów społecznościowych. Wstajemy po to, aby nadgonić dzień przed innymi, a nie dorzucić sobie przypadkowe tematy z Internetu.
Choć powyższe kroki wydają się proste, a nawet oczywiste, to zapewniam Cię, że nie są łatwe do wprowadzenia na stałe w życie. W tym temacie warto wrócić do mojego artykułu o tym, dlaczego tak trudno jest dziś mieć hobby:
Następne kroki:
W pierwszej kolejności pozbądź się nocnej prokrastynacji snu. Już na początku dnia określ, o której godzinie chcesz pójść spać i trzymaj się tego. Wszystkie ciekawe rzeczy w Internecie poczekają do jutra.
W porannym wstawaniu najważniejsza jest regularność. Dlatego zamiast gwałtownych zmian, w stylu pobudki 2 godziny wcześniej niż zawsze, polecam stopniowe, ale konsekwentne zmiany. Lepiej założyć, że będziemy wstawać 30 minut wcześniej, ale przez przynajmniej cały tydzień.
Ekran telefonu i komputera jest największym złodziejem naszej atencji. Jeśli patrzysz w niego do ostatnich minut przed położeniem się do łóżka, to nie muszę Ci mówić, że sam sobie szkodzisz.
A tak prywatnie…
…w ciepłych miesiącach roku najlepiej budzi mnie wychodzenie z domu zaraz po wstaniu z łóżka. Dzięki ruchowi i słońcu naturalnie wskakuję na obroty. W praktyce wygląda to tak, że wstaje o 5:45, zabieram psa na 20 minut spaceru, a potem na spokojnie parzę kawę w dripperze od Hario i siadam do biurka.
Jednak od października do późnej wiosny o tej porze jest ciemno, zimno i mokro. Wstaję o tej samej godzinie, ale już nawet pies nie chce ze mną wychodzić, gdy jest jeszcze ciemno (bezczelnie udaje, że śpi 😉 ).
I ma rację - od tych spacerów przed wschodem słońca można się nabawić tylko zimowej depresji. Dlatego moja rutyna zimą zmieniła się w tryb kawa, dziennik i praca przy komputerze do 7:00, a dopiero potem wyjście z domu. Więc po przebudzeniu muszę wyglądać dokładnie jak ten Frankenstein powyżej, który próbuje się obudzić dzięki mieszance kofeiny i siły woli :)