Poprzednio pisałem, że własność jest jednym z naszych najważniejszych praw, a jej brak prowadzi do niewolnictwa. Skoro własność daje wolność, to w jaki sposób możemy ją zdobyć? Jest na to kilka sprawdzonych sposobów, żaden nie jest łatwy ani szybki. Jednak nim do nich przejdziemy, to najpierw musimy ustalić, na jakim jesteśmy poziomie. A dokładniej, w którym pokoleniu się urodziliśmy.
Zacznijmy od grupy, która zawsze jest najliczniejsza, czyli:
Pokolenie zero
Osoby urodzone w tym pokoleniu nie otrzymały od rodziców żadnej istotnej wartości materialnej, która mogłaby zmienić ich życiową pozycję. Mam tu na myśli dwie kategorie: umiejętności dające pracę i aktywa generujące przychody.
Sam musisz spłacać pierwsze mieszkanie, sam utrzymujesz się na studiach, a potem sam szukasz sposobów jak zarobić więcej niż średnia krajowa. Czyli nie jesteś synem odnoszącego sukcesy przedsiębiorcy, który pokaże Ci, jak robić biznes. Ani córką zamożnych rodziców, którzy kupili Ci kilka apartamentów na wynajem. Nie jesteś dzieckiem aktorów, lekarzy, adwokatów ani innej grupy zawodowej, która mogłaby Ci istotnie pomóc w wybranej branży.
Na pokolenie zero częściej mówi się “kreatorzy”, ale ja wolę nazywać rzeczy po imieniu. Zwłaszcza że zdecydowana większość tego pokolenia kończy tak samo jak ich rodzice, czyli na poziomie zero wartości. Nawet jeśli za ich życia uda im się zbudować istotny kapitał, to jest on za mały, aby przekazać go dzieciom, gdy wejdą w dorosłość. Podkreślam - nie mówię o spadku po śmierci rodziców, ale o kapitale, którym mogą się podzielić jeszcze za swojego życia.
Bycie członkiem pokolenia zero przypomina pływanie wpław na wzburzonym morzu. Twoim głównym celem jest utrzymać się na powierzchni i nie dać się zatopić życiowym przeciwnościom. Z wiekiem zdajesz sobie sprawę, że będzie Ci dużo łatwiej, gdybyś miał chociaż małą łódkę, która pozwoli Ci odpocząć i obrać sensowny kierunek.
Każdego dnia widzisz setki takich łodzi, małych i dużych, którymi pływa:
Pokolenie obrońców
To pokolenie dostało od swoich rodziców aktywa, które bardzo pomagają im w życiu. Mogą nimi być:
rodzinna firma, w której zawsze znajdą zatrudnienie,
mieszkanie, które da im lepszy start w życiu i uwolni od konieczności brania kredytu na 30 lat,
specjalistyczne wykształcenie, na które rodzice hojnie wydawali swój kapitał,
rodzinne koneksje i reputacja, które przechodzą na dzieci i otwierają im drzwi zamknięte dla innych.
Osobom z tego pokolenia żyje się lepiej niż swoim rodzicom oraz lepiej niż ich rówieśnikom, którzy nie dostali żadnych wartości materialnych. Ale pamiętają z dzieciństwa, że nie zawsze tak było. Wspomnienia ich rodziców są pełne trudu i problemów, których pokolenie obrońców nie chce nigdy doświadczyć.
Z jednej strony motywuje ich to do ciężkiej pracy i poświęceń, aby w pełni wykorzystać swoją uprzywilejowaną pozycję. Z drugiej jednak, nie chcą pracować tak ciężko, jak ich rodzice. Próbują korzystać z życia i mieć z niego więcej przyjemności niż poprzednie pokolenie. Nie muszą się aż tak bardzo stresować, aby “mieć”, więc mogą więcej czasu poświęcić na to, aby “być”.
Wracając do mojego porównania z pływaniem w morzu - pokolenie obrońców nie musi już walczyć z falami przy użyciu rąk i nóg. Są bezpieczni w łodzi, a ich podstawowym zadaniem jest jej obrona, aby nie wpaść znowu do wody. Jeśli są naprawdę ambitni, to mogą obrać kierunki niedostępne dla swoich rodziców i spróbować tam pożeglować. W przeciwnym razie bedą dryfować i nigdy nie dotrą tam, gdzie jest:
Pokolenie odbiorców
To pokolenie żyje bezpiecznie w porcie. W morze wypływa tylko dla rozrywki i przygody. W tym celu używają jednego z wielu statków, jakie posiadają. Nie znają nikogo, kto faktycznie musiał walczyć o swoje przetrwanie na wodzie. Wiedzą, że kiedyś ktoś taki był w ich rodzinie, ale zmarł dawno temu.
Ich życie jest pełne możliwości, opcjonalności i wybacza im wiele błędów. Nie tylko nic im nie zagraża, ale wręcz grają na innych zasadach niż 99% reszty ludzi. Ceną, jaką muszą za to zapłacić, jest brak sprawczości i satysfakcji. Bez względu na ich wysiłki, nie są w stanie wyraźnie poprawić swojego statusu. Nawet jeśli nie będą nic robić, to i tak nigdy nie zabraknie im pieniędzy.
Ich głównym zadaniem jest unikanie ryzyka. Nawet jeśli poniosą porażkę, to są w stanie utrzymać się niemal w nieskończoność, dzięki wartości gromadzonej przez pokolenia. Najczęściej składają się na nią przedsiębiorstwa, nieruchomości, ziemia, patenty i licencje, monopole oraz powiązania biznesowe.
Niesprawiedliwe i powszechne
Ten mechanizm nie jest sprawiedliwy, ale towarzyszy ludności praktycznie od początku jej istnienia. Czas zawsze działał na korzyść tych, co mają i pogrążał tych, co muszą żyć z dnia na dzień. Już w Biblii, czyli jednej z najstarszych ksiąg świata, padają słowa:
„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma”.
Te dwa zdania są jednocześnie brutalne i prawdziwe. Zawsze istniały grupy, które były uprzywilejowane dzięki swojej pozycji, władzy i wiedzy, a co za tym idzie - gromadzonej wartości. Od faraonów i rzymskich władców, przez rodziny królewskie, szlachtę i duchowieństwo, aż po współczesnych monopolistów i polityków.
Jednak w ostatnim stuleciu pojawiły się dwa niespotykane dotąd czynniki, które mogą w przyszłości przynieść istotne zmiany.
Pierwszy: od blisko 80 lat nie mieliśmy żadnej światowej wojny.
Czyli takiej, w którą zaangażowane są po przeciwnych stronach przynajmniej dwa supermocarstwa lub liczniejsza grupa państw. Dziś dla każdego z nas czas pokoju jest czymś naturalnym, ale w historii ludzkości takie okresy zdarzały się rzadko.
Wojna zawsze mieszała w układzie sił między trzema pokoleniami, które opisuję wyżej. Wywoływała silny sztorm, który dosięgał nawet tych siedzących w bezpiecznych portach. Zwłaszcza jeśli w jej efekcie zmianom ulegały też granice państw i geopolityczne sojusze. Historia zna wiele przypadków zrujnowanych i zbudowanych fortun jako następstwa działań zbrojnych. Te zmiany były zawsze okupione najwyższym kosztem, czyli śmiercią milionów ludzi.
Drugi: powszechny dostęp do wartości i zniesienie przywilejów społecznych.
Przez setki lat w sztuczny sposób ograniczano prawo własności. Nie mogli jej posiadać niewolnicy, których miejsce poźniej zajęli chłopi. Tworzono mechanizmy ograniczające jednym grupom społecznym dostęp do własności, a innym dające ją na preferencyjnych warunkach. Więcej na ten temat pisałem w poprzedniej części tego artykułu.
Natomiast dziś przywileje i ograniczenia społeczne w kwestii wartości praktycznie nie istnieją. Każdy może kupić ziemię czy uczyć się dowolnego zawodu i nie potrzebuje do tego zgody państwa czy szlachty. Każdy może założyć firmę i to nawet w obcym kraju. To też jest niespotykaną do niedawna nowością. Problem zaczyna się wtedy, gdy ludzie z rozpędu żądają powrotu przywilejów i chcą dostać własność bez pracy czy wysiłku ze swojej strony. Ale to już temat na inną okazję.
Te dwa czynniki będą miały duży wpływ na układ światowych aktywów, ale trudno ocenić kierunek zmian. Choć poziom dobrobytu rośnie, to wraz z nim rosną też społeczne dysproporcje.
W najbliższych dekadach będziemy obserwować pierwsze skutki tych dwóch czynników. A najważniejszy z nich to:
Historyczny transfer majątku
Przenieśmy się na chwilę do Ameryki Północnej. Szybko starzejąca się populacja to największa zmiana demograficzna w USA. Każdego dnia 10.000 osób kończy tam 65 lat. Już teraz połowa amerykańskiej populacji ma ponad 50 lat, a do 2030 roku 1 na 5 Amerykanów będzie miało ponad 65 lat. Jednocześnie wskaźnik urodzeń spowalnia, a liczba osób poniżej 18 roku życia utrzyma się w USA na poziomie około 75 milionów.
Starzenie się społeczeństwa wywoła zmiany w wielu obszarach gospodarki. I przełoży się na historyczny transfer majątku między generacjami. Według różnych szacunków ma on wynieść nawet 84 biliony dolarów na przestrzeni najbliższych 20 lat. Już samo pokolenie baby boomers, czyli osoby urodzone w latach 1946–1964, będzie miało do przekazania około 30 bilionów dolarów.
Większość tych pieniędzy trafi do bezpośrednich spadkobierców, głównie w formie nieruchomości, udziałów w przedsiębiorstwach, gotówki czy aktywów giełdowych (głównie akcji i obligacji). Najwięcej zyska generacja X, która już teraz radzi sobie bardzo dobrze, m.in. ze względu na wzrost cen nieruchomości, które posiadają na własność. Doprowadzi to do dalszych dysproporcji międzypokoleniowych i wzrostu cen domów, mieszkań i ziemi. Łatwo wywnioskować, że najmłodsi przedstawiciele pokolenia zero będą mieli dużo ciężej niż ich rodzice.
W Polsce idziemy w podobnym kierunku, ale jesteśmy do tyłu o kilka dekad. Wyrwał nam je z historii powojenny socjalizm, który dusił polską gospodarkę przez ponad 40 lat. Gdy Amerykanie przeżywali rozkwit w latach 60., 70. i 80., w Polsce nasi rodzice i dziadkowie musieli walczyć o prawo do tego, aby “mieć” i “być”. Tak naprawdę dopiero moje pokolenie, czyli milenialsi, będzie miało istotny majątek do przekazania w przyszłość. Wcześniej dostęp do własności był w Polsce utrudniony i z tego prawa mogli korzystać tylko nieliczni.
Wszystko to sprowadza nas do trudnego pytania:
Przekleństwo, przywilej czy obowiązek?
Każdy, kto urodził się w pokoleniu zero, czyli nie odziedziczył istotnych wartości materialnych, ma ciężki orzech do zgryzienia. Sporo wiem na ten temat, bo sam jestem przedstawicielem tej grupy. Naszą sytuację możemy potraktować na trzy zupełnie różne sposoby:
jak przekleństwo: szukamy winnych tego, że musimy startować od zera. Łatwo znajdujemy ich w rodzinie, która przecież mogła zrobić dla nas więcej. Albo w przypadku, niewiedzy lub w działaniach polityków. Powtarzamy sobie, że pierwszy milion trzeba ukraść i lubimy oglądać jak wygląda życie bogatszych od nas. Jednocześnie nienawidzimy wszystkich, którym się udało. Wyśmiewamy każdego, kto odziedziczył biznes po rodzicach albo dostał od nich mieszkanie. I to pomimo, że sami chcielibyśmy być na ich miejscu.
jak przywilej: dzięki postępowi gospodarczemu żyje nam się dużo lepiej niż poprzedniemu pokoleniu. Oni mieli pod górkę, a my mamy wiatr w plecy. Nasze samochody są lepsze, mamy więcej dróg, nasze pensje rosną. Regularnie jadamy na mieście i co roku jeździmy na wakacje do krajów, w których nasi rodzice nigdy nie byli. Jest nam dobrze i wygodnie. Chcemy korzystać z życia, a nie pracować dla kolejnych pokoleń.
jak obowiązek: czasy, w których żyjemy, traktujemy jako wyjątkową okazję do zrobienia czegoś więcej. Staramy się wykorzystać nowe technologie, dostęp do edukacji i informacji oraz możliwości, jakie daje rynek finansowy, aby zbudować coś, co przetrwa dłużej niż my sami. Po zapewnieniu sobie bezpieczeństwa finansowego, chcemy zrobić to samo dla naszych dzieci. Po to, aby nie musiały, tak jak my, startować od zera. Większość życia spędzamy w przekonaniu, że naszym obowiązkiem jest pracować jak najdłużej i wykorzystać każdą sposobność. W zamian dostaniemy satysfakcję i poczucie, że do wszystkiego doszliśmy sami.
Każdy decyduje za siebie jak chce żyć. Jestem daleki od ocenienia wyborów innych, czy przekonywania kogoś do obrania konkretnej ścieżki. Jednak jeśli jest Ci najbliżej do trzeciej grupy, a swoją sytuację traktujesz jak obowiązek i okazję, to kolejne wydanie 52Notatki będzie dla Ciebie szczególnie wartościowe.
(warto się zapisać do newslettera jeśli nie chcesz go przegapić)
Następne kroki:
Pisząc o pokoleniach używam uproszczenia, bo czasem potrzeba kilku generacji, aby przejść od kreatorów do obrońców, a już na pewno do odbiorców. Czyli licz się z tym, że Twoje wysiłki mogą się przydać dopiero wnukom.
Jeśli jesteś z pokolenia zero i zostawisz dzieciom istotną wartość materialną, to musisz pamiętać, aby wychować je inaczej niż siebie. To co daje przewagę, gdy pływasz wpław, może się nie przydać tym, co wiosłują w łodzi.
Nie masz obowiązku żyć dla przyszłych pokoleń ani budować czegoś większego. Możesz po prostu chwytać dzień i wierzyć w filozofię, że lepiej umrzeć z zerem na koncie. Tylko pamiętaj, że kolejnym pokoleniom będzie coraz trudniej zbudować własność.
Jako uzupełnienie tego artykułu polecam ponowną lekturę kilku wydań z przeszłości. Na pewno będzie to “Pięć poziomów zamożności - czy jesteś na właściwym” (Sezon 1, wydanie #3), i “Poziomy niezależności wg Housela” (Sezon 1, wydanie #12). Warto też wrócić do tego wydania sprzed roku, które dla mnie osobiście jest jednym z ważniejszych tekstów z Sezonu 2:
A tak prywatnie…
A propos nieracjonalnych finansów i dywidend pamięci, o których pisałem przed tygodniem:
Dosłownie wczoraj algorytm YouTube’a podsunął mi poniższy film. Miniaturka wygląda jak jedno z wielu nagrań o samochodach, ale tytuł jest wyjątkowy. Już po pierwszej minucie widzimy, że to nie jest tani clickbait, tylko autentyczna ludzka historia. Jej bohaterem jest starszy pan, któremu rak zabrał żonę, z którą dzielił całe swoje życie. Na kilka lat przed jej śmiercią kupili campera, którym wspólnie podróżowali przez całą Europę. Niestety krótko potem rak zaatakował też jego. W trakcie chemioterapii dużą przyjemność przyniosły mu wspomnienie jego podróży motocyklowych.
Dobra wiadomość jest taka, że wygrał walkę z rakiem. Aby to uczcić, zrobił to, co wcześniej dawało mu najlepsze wspomnienia: wyruszył w kolejną podróż. Tym razem za kierownicą Porsche Boxstera, którym odwiedził wiele ciekawych miejsc. Jest też zła wiadomość, miesiąc temu rak powrócił i to z przerzutami…
Niby obcy człowiek, ale jego historia ściska za gardło. Kolejny dowód na to, że nie warto zwlekać z robieniem rzeczy, które się kocha i które dają najlepsze wspomnienia.
PS: Chcę wrócić do nagrywania krótkich komentarzy video do bieżących wydań oraz ich zapowiedzi. Będą pojawiać się tylko w relacjach na Instagramie 52Notatki. Polecam tam zaglądać jeśli jesteście zainteresowani.
Wszystkie wydania 52Notatki napisane przez pierwsze 2 lata są dostępne w formie książki i ebooka. Dzięki temu można je czytać w wygodny sposób. Do każdego zakupu dodaję też bonusowe treści, które nie są dostępne nigdzie indziej. Po szczegóły zapraszam tutaj: