Czy potrafisz dostrzec Range Rovera, czyli dlaczego nienawiść płynie z dołu i na co warto wydać czas
W tym wydaniu wracamy do strefy dyskomfortu i reinwestujemy nasz czas.
Czy potrafisz dostrzec Range Rovera?
To proste pytanie dotyczy powyższego zdjęcia. Widzimy na nim zatłoczoną drogę szybkiego ruchu, pełną stojących w korku samochodów. Po prawej stronie, daleko poza autostradą, pędzi samotnie czerwone auto. Jak się wszyscy domyślamy to pewnie jest Range Rover - 35 lat temu auta promowało się zupełnie inaczej niż dziś :)
Nie jestem właścicielem samochodu tej marki ani jej znawcą, bliżej mi do niemieckiej i japońskiej motoryzacji. Ale uwielbiam tę reklamę i gdybym mógł, to powiesiłbym ją sobie nad biurkiem.
Dlaczego?
Patrząc z góry na tę sytuację podziwiamy prowadzącego Range Rovera. Chcemy być jak on - zupełnie niezależni i sprytnie omijający drogowy zator. Ale każda osoba, która stoi tam w korku, nienawidzi tego kierowcy. Przecież oni stoją - to jakim prawem on jedzie? Wprawdzie też by tak mogli, ale mają zbyt wiele powodów, dla których nie mogą zjechać z uklepanej drogi. Zresztą inni też stoją, więc chyba musi tak być?
Dlatego ktoś z nich już dzwoni na policję, aby zgłosić tę sytuację. Przecież trzeba zatrzymać tego kierowcę. Ktoś inny pewnie to nagrywa i wrzuca film do sieci. I wcale go nie pochwala, tylko dodaje podpis “patrzcie jak cwaniak w terenówce rozjeżdża pobocze”. A w Internecie już się sypią negatywne komentarze, a platformy plotkarskie robią z tego gorącego newsa i dopisują jakąś zmyśloną historię.
Nienawiść zawsze płynie z dołu
Ta kapitalna reklama przypomina mi o ważnej prawdzie:
Gdy dopiero zaczynasz piąć się w górę, to inni ludzie będą Ci kibicować, bo dzielicie te same cele. Ale gdy już dotrzesz na szczyt, to będą Cię nienawidzić. Nagle Twój sukces stanie się ich porażką, przypomni im, że sami porzucili własne marzenia albo przegrali próbując je realizować. Nienawiść zawsze płynie z dołu, nie z góry. Kłębi się w komentarzach pod artykułami, na forach i mediach społecznościowych. Najczęściej jest pisana pod osłoną anonimowych kont, ale nie zdziw się, jeśli będą się za nimi kryły osoby, które znasz osobiście.
I to jest to, czego potrzebujesz. Bo niechęć, drwiny, cynizm i zwątpienie są pierwszymi oznakami tego, że jedziesz po poboczu, zamiast tkwić z innymi w korku. Że wytyczasz nowy szlak, którym większość boi się pojechać. Krytyka i hejt, czyli to czego wszyscy się obawiamy, jest najważniejszym i najszczerszym sygnałem. Mówi się, że miłości nie można kupić - nienawiści też nie. Trzeba na nią zapracować sukcesem, który innych będzie kłuł w oczy.
Pierwsze zderzenie
Dlatego musisz zjechać na pobocze. Wybrać nieoczywistą drogę, mało uczęszczaną, pełną niepewności na każdym zakręcie. Taką, gdzie możesz przebić sobie opony i porysować nadwozie. Taka droga nigdy nie jest prosta, łatwa, utwardzona i oznaczona na mapach. Tak się wydaje tylko tym, którzy nigdy jej nie obrali.
A oni dadzą Ci znać zanim się dobrze rozpędzisz. Kumple będą się śmiać, gdy im powiesz, że dziś nie pijesz, bo wziąłeś się za formę. Będziesz musiał wymyślać jakieś bzdurne wymówki, zasłaniać się chorobą czy klasycznym “antybiotykiem”. Rodzina będzie przewracać oczami, gdy im powiesz, że zmieniasz dietę. Przypomni Ci, że to już nie pierwszy raz i że poprzednio to niewiele dało. Koledzy z pracy będą drwić, gdy opublikujesz swoje pierwsze wideo. “Patrzcie, kto teraz bawi się w influencera!”.
Początki są najtrudniejsze, bo musisz się zmierzyć z tym wszystkim szybciej niż się pojawią pierwsze rezultaty i sukcesy. Jechać po ciemku w nieznane, wprost w kierunku czerwonych świateł ostrzegawczych, które będą Ci wysyłać wszyscy naokoło.
Jeśli je widzisz to dobrze - znaczy, że zmierzasz w dobrym kierunku. Najlepszym dowodem na to, że pniesz się do góry i że osiągasz sukces nie są pieniądze ani sława - tylko zazdrość i nienawiść innych.
Trudny, czyli właściwy
Nic co warte zachodu w życiu nie jest łatwe i często wiąże się z dużym dyskomfortem. Żaden sportowiec nie dorobił się medali trenując tylko w słoneczne dni i robiąc wyłącznie ulubione ćwiczenia. Żaden przedsiębiorca nie rozwinął firmy bez zarywania nocy i rezygnowania z urlopów. Żaden rodzic nie zbudował silnej i kochającej się rodziny bez trudnych rozmów i poświęcania siebie dla dzieci. Żaden artysta nie zdobył szerokiego uznania bez zwątpień i setek żmudnych prób.
Dlatego opór, który czujesz robiąc trudne i niekomfortowe rzeczy, jest sygnałem, że robisz dokładnie to, co powinieneś. Jesteś na właściwej drodze, trzymaj się jej.
“Nie narzekaj na brak rezultatów z pracy, której nigdy nie wykonałeś. Jedynym sposobem, aby osiągnąć więcej niż inni, jest wykonywanie pracy, której większość ludzi nie chce zrobić.”
Mark Manson
Myślę, że doskonałą ilustracją do tego cytatu jest inne ujęcie Range Rovera, nie z daleka z góry, a z bliska. Na zdjęciu poniżej widać, że jazda w trudnym terenie to nie są żarty. Auto może wrócić uszkodzone i na pewno brudne.
Dziś większość SUVów z terenowymi możliwościami służy do podwożenia dzieci do przedszkoli i robienia sobotnich zakupów w Lidlu. Podobnie większość osób z potencjałem i możliwościami robi tylko te rzeczy, które są łatwe, komfortowe i za które nigdy nie zgarną krytyki.
Toksyczne paliwo
David Goggins, były komandos i sportowiec wytrzymałościowy, powiedział w jednym z wywiadów, że zbiera wszystkie negatywne komentarze na swój temat. Następnie czyta je na głos, nagrywa i puszcza sobie w trakcie ultramaratonów. Twierdzi, że daje mu to siłę w najtrudniejszych momentach, bo gdyby się poddał, to przyznałby rację swoim przeciwnikom.
Takie podejście - jak wszystko co robi Goggins - jest skrajnie ekstremalne. Owszem, chęć udowodnienia czegoś innym potrafi dobrze motywować, ale na dłuższy dystans staje się toksycznym paliwem. Zamiast trzymać się swojej drogi i własnych celów, to zbaczamy z niej, aby udowodnić coś innym. Nie warto.
Wybierz czego pożałujesz
Pamiętam, jak zaraz po studiach cierpiałem na brak opcji. Miałem więcej wolnego czasu niż teraz, dużo mniej zobowiązań, a jednocześnie zero propozycji na stole. Nawet nie stałem w tym korku z reklamy, tylko byłem gościem na poboczu, który próbował złapać stopa. Było mi bez znaczenia do jakiego auta wsiądę, bo i tak stałem w miejscu. Trochę mi wtedy zabrakło kogoś mądrzejszego, kto by mi powiedział, że to normalna kolej rzeczy.
Dziś jest inaczej, bo mam więcej możliwości niż jestem w stanie przyjąć. Mogę wybrać, którą drogą chcę jechać, poboczem czy autostradą, jakim autem, samemu czy z kimś. Nie zmienia to faktu, że i tak w którymś momencie będę żałował, że nie wybrałem czegoś innego. Myślę, że cała sztuka polega na tym, aby po pierwsze tak sobie ułożyć życie, aby mieć różne - nawet skrajne - opcje do wyboru. Po drugie podejmować decyzje samodzielnie i świadomie.
To trudne, bo wymaga przyjęcia odpowiedzialności na siebie, a nie szukania winnych naokoło. Nie da się mieć wszystkiego i być każdym, ale można mieć szeroki wybór i samemu o sobie decydować. Dlatego cała teoria wolności finansowej i “nic-nie-muszenia” jest dla mnie ślepym zaułkiem.
Następne kroki:
Jeśli będziesz robił to, co wszyscy, to nie zdziw się, że otrzymasz te same rezultaty co wszyscy. Pytanie do Ciebie, czy tego właśnie chcesz?
Zanim opuścisz bezpieczną trasę, warto się przygotować. Rzucanie się na ślepo w nieznane jest równie romantyczne, co głupie. Na szczęście żyjesz w czasach powszechnego dostępu do wiedzy, którą znajdziesz w Internecie.
Dywidendy, czyli na co wydawać czas
To, co robimy z naszym czasem możemy zakwalifikować do dwóch kategorii: “zainwestowany” albo “wydany”.
Dla mnie czas zainwestowany to:
dobra książka, ciekawy dokument, mocny trening, wyjazd z synem pod namiot, podróże (zwłaszcza zagraniczne), rozmowy z mądrymi ludźmi, etc.
Czas wydany to:
dojazdy do pracy, czekanie w kolejkach lub korku, chodzenie na zakupy, nudne i powtarzalne czynności, formalności urzędowe, dyskusje o polityce, etc.
Tak jak w życiu nie da się uniknąć wszystkich kosztów i zbędnych wydatków, tak samo zawsze będziemy zmuszeni zmarnować trochę naszego czasu. Skupmy się więc na obszarze, który ma nieskończony potencjał, czyli w co go zainwestować.
Krok dalej niż zazwyczaj
Gdybym pisał ten artykuł 5 lat temu to powiedziałbym, żeby inwestować nasz czas wyłącznie w te obszary, które czynią nas lepszymi, mądrzejszymi, zdrowszymi czy po prostu bogatszymi. Dałbym kilka rad o tym jak delegować nudne czynności (czyli czas wydany) albo jak wykorzystać podróże na słuchanie podcastów czy czytanie książek (czyli inwestowanie czasu). Albo skupiłbym się na produktywności i tym jak w krótszym czasie zrobić jak najwięcej. I to oczywiście nadal ma sens, ale dziś chciałbym pójść krok dalej niż zazwyczaj.
Zawsze gdy inwestowałem swój czas, to oczekiwałem korzyści w dalekiej przyszłości. Przykładowo robiłem studia podyplomowe, aby później mieć lepsze kwalifikacje i wyższą pensję. Albo oszczędzałem pieniądze, mieszkając w małym mieszkaniu, aby za parę lat było mnie stać na większe.
Innymi słowy poświęcałem teraźniejszość dla przyszłości. Dokładnie tak samo to działa w inwestycjach, gdzie dziś poświęcamy pieniądze na coś, co kiedyś będzie warte znacznie więcej.
Dywidendy z doświadczeń
Jednym ze sposobów inwestowania pieniędzy jest nabywanie spółek, które regularnie dzielą się z nami swoim zyskiem w postaci dywidend. Są to kwoty stanowiące zazwyczaj pojedyncze procenty wartości jaką zapłaciliśmy za ich akcje (np 4-6%). W ich wypadku nie skupiamy się na tym, aby w przyszłości dostać ze sprzedaży większą sumę niż wydaliśmy, tylko przez cały czas zbieramy na nasze konto małe, ale pewne przelewy.
Takie “wypłaty” możemy też dostawać dzięki wydaniu naszego czasu i pieniędzy na różne doświadczenia. Przykładem może być koncert, który lata temu kosztował nas małą fortunę, ale za każdym razem, gdy o nim myślimy to czujemy ekscytację. Albo podróż, która do dziś zapadła nam w pamięć. Wyjątkowy posiłek w restauracji przy specjalnej okazji. Albo drogi przedmiot, na który długo zbieraliśmy pieniądze.
Chodzi o te wydarzenia, które miały miejsce już dawno temu, ale nadal “płacą“ nam dobrymi wspomnieniami.
Najważniejsze aktywa
Każdy portfel inwestycyjny składa się z głównych grup aktywów: akcji, obligacji, nieruchomości, surowców, etc. Nasze życie to też jest takie portfolio, w którym przez lata gromadzimy umiejętności, kontakty, wykształcenie, doświadczenie czy wiedzę. Warto w nim znaleźć też miejsce na wydarzenia, które będą nam wypłacały te drobne, ale regularne “dywidendy“. Co nam po majątku, niezależności i wolnym czasie, jeśli nie potrafimy zmusić ich do zaprocentowania na naszą korzyść?
Przyznam, że zawsze żałowałem pieniędzy na takie rzeczy. Wolałem zostać w domu i zaoszczędzić kilkaset złotych zamiast jechać na koncert. Po co, skoro mogę tego artysty posłuchać w domu? Albo po co jechać gdzieś dalej na wakacje? Albo dosłownie “przejadać” pieniądze na drogie restauracje? Przez lata nie dostrzegałem żadnych długoterminowych korzyści w takich aktywnościach i traktowałem je jako stratę pieniędzy i czasu. Nie widziałem sensu w kupowaniu droższych przedmiotów, których odpowiedniki można mieć taniej albo w ogóle obyć się bez nich.
Dopiero z wiekiem zacząłem dostrzegać sens wydatków, które z racjonalnego punktu widzenia nie mają sensu. Na pewno moją percepcję zmieniło posiadanie syna, bo dzieciństwo przeżywa się tylko raz. Jeśli teraz nie będziemy robić rzeczy, które obaj będziemy przez lata wspominać, to już nigdy nie dostaniemy na to drugiej szansy.
Czy będę to pamiętał?
Dziś zanim podejmę decyzję o wydaniu pieniędzy albo poświęceniu czasu, to zadaję sobie pytanie: czy będę to później pamiętał? Czy dzięki temu zyskam wspomnienia (albo moja rodzina), które zostaną na dłużej i będą procentować?
I na odwrót - gdy mam okazję gdzieś wyjść, ale łapie mnie lenistwo, to zadaję sobie pytanie: czy w tym czasie zrobię coś lepszego, co jest warte zapamiętania? Czy może tylko szukam wymówki, żeby zostać w domu?
Koncept “dywidendy z doświadczeń“ to moja nieudolna próba tłumaczenia terminu “memory dividends“, którego używa Bill Perkins. W tym samym kontekście dywidendy padają też w wierszu You want a social life with friends, Kenneth’a Koch’a, o którym na pewno wspomnę w niedalekiej przyszłości. Muszę też wrócić do tematu jak być oszczędnym, ale nie stać się skąpcem.
Następne kroki:
Czas to nie jest pieniądz, mając 90 lat i miliony na koncie nie dokupisz sobie roku życia więcej. Ale jeśli poświęcasz czas na zarabianie (jak my wszyscy), to wydając później pieniądze jednocześnie wydajesz też swój czas.
Kupowanie sobie wspomnień to koncept, który jest przypisywany tylko ludziom bogatym. To nie prawda - każdy z nas ma jakieś fantastyczne wspomnienie, które nie kosztowało dużych pieniędzy.
Tak jak inflacja zjada nasze nieoprocentowane oszczędności, tak samo przeciętność i monotonia po cichu uśmiercają nasz czas. I z jednym i z drugim zjawiskiem trzeba umieć walczyć.
A tak prywatnie…
Mam dobre wieści - druk 52Notatki Sezon 1 jest już na ukończeniu i za parę dni gotowe będą wszystkie papierowe egzemplarze. Jak tylko dostanę sygnał z magazynu, że transport dotarł, to jadę go sprawdzić, ponumerować i podpisać każdą z książek.
To nie jest duży nakład, więc jeśli chcesz zapewnić sobie papierowe wydanie wszystkich 52 Notatek opublikowanych w 2022 roku, to radzę nie czekać do ostatniej chwili. A jest co czytać, bo to blisko 400 stron artykułów, których nie znajdziesz w internecie. Do nabycia jest też wersja cyfrowa, która też jest na ukończeniu. Do każdego zakupu dodawane jest kilka bonusów - nieopublikowane nigdy teksty czy webinar nagrany specjalnie na tę okazję.
Bez względu na to ile egzemplarzy znajdzie nabywców, 52Notatki już są moją najlepszą inwestycją minionego roku. Czas, jaki wydałem na ich spisanie i to czego się dzięki temu nauczyłem, będą dla mnie procentować przez wiele lat. Jeśli też chcesz z nich skorzystać to zajrzyj tutaj po więcej szczegółów: