W tym wydaniu gościnnie wystąpi Bruce Lee, Kobe Bryant i moja pani od plastyki z podstawówki. Ruszajmy!
Efekt Super Mario
Mark Rober to jeden z moich ulubionych youtuberów. Przez wiele lat pracował jako inżynier w NASA i później w Apple, a w pewnym momencie kariery postanowił robić filmy naukowe na YouTubie. Buduje w nich pułapki na ludzi, którzy kradną paczki spod drzwi, roboty, które układają puzzle 200x szybciej od ludzi, zrzuca samochody na trampoliny z wysokości czwartego piętra, sprawdza czy rekiny naprawdę czują krew (wyszło na to, że słabo) i konstruuje labirynty dla wiewiórek i ośmiornic.
Idzie mu bardzo dobrze, jego kanał liczy już ponad 56 milionów subskrypcji. Jeśli mój syn kiedyś powie, że chce zostać youtuberem, to będzie miał moje pełne poparcie - o ile będzie chciał być jak Mark Rober :)
Mark jest też autorem tzw. “efektu Super Mario”. Nie jest to żadna znacząca naukowa teoria, ale obserwacja warta naszej uwagi. Opisuje w nim zjawisko, w którym ludzie są bardziej zaangażowani w trudne zadania, pod warunkiem, że są one satysfakcjonujące i wciągające. Ta koncepcja wykracza poza gry wideo i znajduje zastosowanie w różnych aspektach życia.
Mark przedstawił tę teorię na konferencji TED, posługując się przykładem gry w Super Mario. Oto 3 najważniejsze wnioski jakie z niej płyną:
Nudne zajęcia (czyli wciskanie klawiszy) przestają być nużące, jeśli w ich efekcie dzieje się coś ciekawego (sterujemy postacią w grze). Ten efekt można wykorzystać w edukacji, niektórych rodzajach powtarzalnej pracy czy nawet do podniesienia osobistej produktywności.
Główny cel musi przyćmić przeszkody. W grze Super Mario co chwila napotykamy pułapki i wrogów, a nad naszą głową miga limit czasu. Naszym celem jest dotarcie do zamku, walka z bossem i uwolnienie księżniczki, ale zanim tam dotrzemy, to musimy pokonać niezliczone przeszkody. Przez to, że cel jest jasny i odległy, to wszystkie przeciwności stają się mniejsze.
Nikt nie oczekuje, że przejdziesz Super Mario za pierwszym razem i to nie tracąc żadnego życia. Pomyłki są koniecznym elementem nauki, wpisanym w tę grę. Zdaniem Marka tak samo powinno się podchodzić do życia, co opisuje na przykładzie swoich konstrukcji z YouTube’a. Zbudowanie ich zajmowało mu wiele tygodni prób i błędów, które były niezbędne do osiągnięcia sukcesu.
Tutaj można obejrzeć całe jego wystąpienie w temacie efektu Super Mario:
Teoria efektu Super Mario mocno do mnie przemówiła, bo sam w dzieciństwie grałem w tę grę. Utkwiła mi w głowie na tyle mocno, że chciałbym dopisać do niej jeszcze dwa wnioski od siebie:
Pierwszy: “Nigdy nie nudzą mnie podstawy”
Pierwszą planszę w Mario zawsze trzeba było powtarzać, nieważne jak świetnym graczem się było. Podobnie jest w życiu - są pewne podstawowe umiejętności, które musimy mieć opanowane jak najlepiej, bo będziemy z nich korzystać przez wiele lat. Czytanie, pisanie, krytyczne myślenie, podejmowanie decyzji w warunkach niepewności, prowadzenie samochodu, podstawy matematyki i języków obcych - można tu długo wymieniać. Część z nich ktoś może zrobić za nas lepiej, ale uważam, że trzeba je samodzielnie opanować, bo dzięki temu budujemy swoją niezależność.
Z dopracowaniem podstaw do perfekcji często można się spotkać w biografiach wybitnych sportowców. Kobe Bryant zawsze zaczynał trening od podstawowych kroków i zagrań, nawet wtedy, gdy był najlepszym zawodnikiem na świecie. Czyli w pełnym skupieniu ćwiczył dokładnie te same ruchy, co początkujący gracze na zajęciach w szkole. Spytany dlaczego poświęca im tak wiele czasu, pomimo że jest zawodnikiem na najwyższym poziomie, odpowiedział:
“Nigdy nie nudzą mnie podstawy. To dzięki temu jestem najlepszy”.
Żyjemy w czasach, w których opanowywanie podstaw do perfekcji jest uznawane za zbędny wysiłek. Wręcz promuje się ich pomijanie i szuka narzędzi, aby to robić. Zamiast czytać książki, szukamy ich skrótów i opracowań, które niby mają być lepsze (nie są). Zamiast opanować proste techniki produktywności z użyciem kartki papieru i długopisu, to szukamy wspaniałej aplikacji, która podpowie nam, co robić w zależności od pory dnia, naszej lokalizacji i poziomu energii (to nie działa, próbowałem). I zamiast wyjść pobiegać czy pojeździć na rowerze, to szukamy skomplikowanych ćwiczeń, które dzięki specjalnym ruchom czy sprzętowi dadzą nam dużo lepsze efekty. Zawsze gdy jestem na siłowni to widzę kogoś, kto próbuje zrobić wymyślne ćwiczenia, kompletnie ignorując te najprostsze i najbardziej efektywne.
Podobnie jest w inwestowaniu, żywieniu, nauce i wielu innych dziedzinach życia. Owszem, gdzieś dalej potrzebna będzie specyficzna wiedza, ale żeby tam w ogóle dotrzeć, to musimy mieć bardzo dobrze opanowane podstawy, których będziemy używać cały czas. Najlepszym podsumowanie będzie tu cytat Bruce’a Lee, który bardzo dobrze się starzeje:
“Nie boję się kogoś, kto trenował tysiąc różnych kopnięć. Boję się tego, kto tysiąc razy trenował jedno”.
Drugi: zapisuj grę, żeby nie musieć zaczynać od nowa
W Super Mario nie można było zapisać gry w dowolnym momencie. Jeśli zginęliśmy, to albo zaczynaliśmy planszę od nowa, albo od checkpointa, czyli punktu kontrolnego, który znajdował się w połowie drogi. Nie można było tego robić w nieskończoność, bo jeśli skończyły nam się życia, to musieliśmy zaczynać całą grę od samego początku, czyli od pierwszej planszy.
W życiu też mamy takie punkty kontrolne, dzięki którym nie musimy zaczynać “gry“ od nowa. Nawet jeśli powinie nam się noga, to możemy do nich wrócić albo mieć coś zagwarantowane niemal na zawsze. Co więcej, dzięki takiemu “zapisowi gry” możemy wziąć na siebie większe ryzyko, bo wiemy, że jeśli nam się nie uda, to nie stracimy wszystkiego i nie będziemy musieli zaczynać od zera.
Ich przykładem będą:
Kwalifikacje zawodowe: specjalizacja zdobyta na studiach zostanie z nami na zawsze. Tak samo tytuł doktora, prawo jazdy, licencja pilota czy inne potwierdzone prawnie kwalifikacje, certyfikaty czy uprawnienia.
Praktyczne umiejętności: język obcy, podstawy księgowości, zrozumienie głównych praw marketingu czy choćby umiejętność domowych napraw i remontu, to też jest coś, dzięki czemu nie będziemy musieli zaczynać od zera.
Wartościowe i użyteczne przedmioty: nic nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa niż posiadanie własnego mieszkania.
Rodzina: jeśli jesteśmy rodzicami dziecka, to mamy zagwarantowane, że zawsze ktoś będzie nas kochał i podziwiał, bez względu na to, ile uda nam się w życiu osiągnąć.
Trudne doświadczenia, które mamy za sobą: dzięki nim lepiej poznajemy na co nas stać, budujemy pewność siebie i odporność. Albo mówiąc wprost: mamy poczucie, że trudniej jest nas zabić.
Oczywiście nic nie jest dane raz na zawsze i musimy dbać o to co jest cenne. Wszystko ulega destrukcyjnej presji czasu i trzeba walczyć o utrzymanie statusu quo. Ale to jest temat na oddzielne wydanie, nad którym już zacząłem myśleć.
Następne kroki:
Zapisuj grę i nigdy nie daj się znudzić podstawom.
Nie ma ucieczki przed żmudnymi procesami i czynnościami. Ale można je sobie ułatwić, dzięki ustaleniu nadrzędnego celu, urozmaiceniom i traktowaniu porażek jako elementu gry.
Temat gier wideo pojawiał się już dwukrotnie w 52Notatki. Niemal równo rok temu napisałem tekst “Życie jak gra w Tetrisa, czyli dlaczego kolejność ma znaczenie”, który do dziś jest jednym z najczęściej czytanych. A w Sezonie 1, dokładniej w #10 wydaniu, znalazł się artykuł “Jak usprawnić życiowe procesy, czyli czego uczy gra w Factorio”. Wiem, że po lekturze tego tekstu kilka osób zarwało noc, grając w tę grę, także uprzedzam - wciąga :)
Za co karze szkoła, ale życie wynagradza
Każdy z nas w szkole spędza co najmniej 12 lat życia. Przez ten czas jesteśmy uczeni schematu myślenia i zachowań, które później przez długie lata będą miały na nas ogromny wpływ. Wsród nich jest grupa, za które jesteśmy karani w szkole, ale życie dorosłe nas za nie wynagrodzi. Oto one:
Specjalizacja - w szkole masz być dobry ze wszystkiego, a każdy przedmiot jest traktowany na równi z innymi. W liczeniu średniej ocen na koniec roku szóstka z techniki waży tyle samo co z fizyki. A nauczyciela matematyki nie interesuje, że jesteś wybitnie dobry z j. polskiego.
W życiu dorosłym nikogo nie obchodzi czy mechanik samochodowy jest dobry z biologii. Albo czy dentysta zna biegle historię średniowiecznej Polski. Niemal każdy zawód wymaga pewnej specjalizacji, która musi się odbyć kosztem innych dziedzin.
Kwestionowanie rzeczywistości - w szkole masz umieć to, co jest napisane w podręczniku, a czasem wręcz znać definicje na pamięć. Twoje odpowiedzi muszą się zgadzać z kluczem, inaczej będą uznane za błędne. Szukanie lepszego sposobu na robienie tych samych rzeczy częściej jest piętnowane niż premiowane.
W dorosłym życiu cała idea przedsiębiorczości opiera się na tym, żeby robić coś inaczej niż dotąd. W łatwiejszy sposób, tańszy, bardziej efektywny. Przedsiębiorcy są wynagradzani za to, że potrafią zrobić coś lepiej niż dotychczas.
Uczenie się tylko tego, co będzie na teście -jeśli głównym celem każdego ucznia jest zdać do kolejnej klasy, to przede wszystkim powinien skupić się na tym, co będzie na teście. Uczenie się innych rzeczy ma drugorzędne znaczenie i nikt nas za to dodatkowo nie nagrodzi.
W dorosłym życiu często opłaca się skupić na niszy, która nie jest w centrum zainteresowania wszystkich. Być dobrym albo nawet najlepszym w dziedzinie, która nie jest najbardziej popularna i przez to oferuje większy potencjał przy niższej konkurencji.
Uznanie tłumu - żeby być lubiani, podążamy za trendami, które akurat są popularne. Dotyczy to wszystkiego - od butów i fryzury, przez muzykę po słownictwo i poglądy. Staramy się upodobnić do wszystkich, tak aby być częścią grupy.
Ta prawidłowość jest bezużyteczna w dorosłym życiu. Nagle jak jesteś taki sam jak inni, to jesteś nudny, mdły i stajesz się po prostu elementem szarego tłumu. A osoby, które przez lata miały nietypowe zainteresowania, hobby czy umiejętności, stają się tymi najciekawszymi i wartymi uwagi. Bycie wyjątkowym przestaje być piętnowane, tylko jest nagradzane.
Pójdźmy jeszcze krok dalej i dodajmy do tego dwa pytania, których nie wolno zadać w szkole, ale bardzo przydadzą nam się w życiu dorosłym.
Po co się tego uczę?
Do dziś pamiętam wściekłość pani od plastyki, którą jeden z kolegów w podstawówce spytał, po co mamy się uczyć różnic między kolumnami doryckimi a jońskimi. Straszny był z tego dramat i skargi do wychowawczyni, bo pani uznała to pytanie za skrajnie obraźliwe. Ale z tego co pamiętam, odpowiedź nie padła.
Lęk przed spytaniem po co mam się tego uczyć, ciąży nam potem przez długi czas. Idziemy na studia bez zastanowienia się czy wybrane przedmioty w ogóle przydadzą nam się później w pracy. Albo poświęcamy wolne weekendy na szkolenia, które też mogą mieć niewiele wspólnego z praktyką bądź przekazywana wiedza jest już nieaktualna.
Co potem mam robić?
Jedną z rzeczy, którą szkoła robi w doskonały sposób, jest planowanie nam toku nauki. Już na samym początku edukacji wiesz, że musisz spędzić 8 lat w podstawówce, a co roku będziesz się uczył mniej więcej tych samych przedmiotów, tylko coraz bardziej szczegółowo. Potem ta ścieżka dzieli się na 3 różne do wyboru - możesz iść do liceum, technikum lub szkoły branżowej.
Życie komplikuje się, gdy opuszczamy szkolne mury. Dotąd wszystko z góry było za nas zaplanowane, a teraz nie wiemy czy powinniśmy od razu szukać pracy, czy kontynuować naukę. Iść gdzieś na staż, który dużo nas nauczy czy skupić się już na zarabianiu. Po jakim czasie powinniśmy dostać awans czy zakładać rodzinę teraz, czy dopiero jak się trochę dorobimy, zawężać specjalizację, przebranżawiać się czy założyć biznes. A może wyprowadzić się do innego miasta lub szukać okazji do rozwoju za granicą?
Po szkole życie błyskawicznie się komplikuje, bo nagle możemy wybrać dziesiątki różnych dróg, a nie tylko kilka pojedynczych. Co gorsza nasze wybory są dużo bardziej brzemienne w skutkach niż to jaką ocenę mieliśmy na świadectwie w podstawówce.
Na poziomie szkoły nie zmienimy tych zachowań, ale warto być ich świadomym w życiu dorosłym.
A tak prywatnie…
Jedną z pierwszych gier w jaką dałem zagrać synowi, był właśnie Mario. Do dziś zebrał już jej kilka części, a Nintendo chyba do końca świata będzie zarabiać na tym tytule. Co ciekawe, te nowe wersje na konsolę Switch są zaskakująco proste do przejścia. Wystarczy minimalny poziom zręczności, aby spokojnie ukończyć całą grę. Starsze są dużo bardziej wymagające i przysparzają więcej trudności. Nie wiem skąd trend do upraszczania gier. Może dlatego, że kiedyś było ich mniej i siłą rzeczy gracze mogli poświęcić na nie więcej czasu?
Mam zaufanie do produkcji od Nintendo i bez obaw zostawiam z nimi dziecko sam na sam. Natomiast staram się unikać gier, które wymagają dostępu do Internetu i nigdy się nie kończą. Najgorszym przykładem jest tu Fortnite, który używa podobnych mechanizmów uzależniających, co media społecznościowe.
Zatem grom mówię tak, ale tylko wybranym pozycjom. Muszę jeszcze synowi pokazać Starcrafta i Civilization :)
Post Scriptum: Poprzednie wydanie, o Kamieniu milowym finansów osobistych, szeroko rozeszło się po Internecie. Dziękuję wszystkim, którzy podawali ten wpis dalej i cieszę się, że znalazł tak duże zainteresowanie. Zwłaszcza, że kosztowało mnie sporo wysiłku i czasu, aby wszystko to ująć w serii artykułów. Jak widać, wbrew temu co się powszechnie mówi, jest zapotrzebowanie na dłuższe i głębsze treści :)
Jak co tydzień przypominam, że wszystkie wydania 52Notatki napisane przez pierwsze 2 lata są dostępne w formie książki i ebooka. Dzięki temu można je czytać w wygodny sposób. Do każdego zakupu dodaję też bonusowe treści, które nie są dostępne nigdzie indziej. Po szczegóły zapraszam tutaj: