W tym wydaniu będziemy się zadłużać, aby mieć więcej. Ruszajmy!
Jeśli chcesz skorzystać z prawa do własności i zbudować w swoim życiu istotne aktywa, to musisz opanować odpowiednie narzędzia ekonomiczne. Trzy najważniejsze to dług, praca i inwestycje. Ich przydatność różni się w zależności od tego czy urodziłeś się w pokoleniu zero, obrońców czy odbiorców.
To głęboki temat, o którym można pisać książki. Dlatego zachęcam do zaparzenia dużego kubka kawy, a ja od razu skupię się na konkretach.
Dlaczego dług jest taki ważny?
Dług jest wyjątkowy, bo każda z tych trzech generacji może na swój sposób z niego korzystać. Daje nam pieniądze, ale nie tylko - przenosi ryzyko, wpływa na płynność, przynosi korzyści podatkowe i zapewnia dźwignię. Najsłabiej wykorzystuje to pokolenie zero. Często go nadużywa, nie zna mechanizmów działania ani kosztów, czasem niepotrzebnie go unika, jakby z zasady był czymś złym lub szkodliwym.
A dług towarzyszył ludzkości od zawsze, choć na początku nie miał żadnego związku z pieniędzmi. Dawniej, w małych społecznościach ludzie pożyczali sobie przedmioty i świadczyli usługi, których nie przeliczali na monety. Sąsiad pomógł nam w żniwach i podzielił się mlekiem, bo liczył, że w przyszłości odwdzięczymy się tym samym. Wszystko opierało się na zaufaniu i wspólnym interesie.
W stosunku do osób obcych i tym którym nie ufano, stosowano wymianę barterową. Czyli ktoś dawał nam zboże w zamian za warzywa albo łopatę w zamian za futro, etc. Wymiana musiała nastąpić od razu, bo nie wiedzieliśmy czy ta osoba spłaci nam kiedyś dług albo zrewanżuje się przysługą.
Ten mechanizm działa do dziś. Komuś z rodziny bez problemu postawimy obiad, bo wiemy, że kiedyś zapłaci za nas. Dobremu koledze pożyczymy samochód i pomożemy w przeprowadzce. Ufamy mu i wiemy, że w przyszłości zwróci przysługę, jeśli będziemy jej potrzebować. Ale do dalszych znajomych czy obcych podchodzimy z rezerwą. Jeśli dajemy im coś wartościowego, to natychmiast oczekujemy czegoś w zamian.
To zabrzmi niewiarygodnie…
…ale ludzie przez całe wieki nie potrzebowali pieniędzy. I nawet po tym jak zostały wynalezione, to mało kto ich używał. Ludzie sami produkowali to, czego potrzebowali albo wymieniali się z innymi. Powszechnie przyjęta teoria mówi, że pieniądze powstały, ponieważ handel barterowy był niedoskonały. Jest w tym trochę racji, bo zapewne dużo wygodniej było wymieniać się na monety niż szukać kogoś, kto chce wziąć od nas ten towar, który mamy na zbyciu.
Inna hipoteza mówi, że pieniądze wynaleziono głównie po to, aby można było korzystać z długu. Dzięki monetom łatwo można było ustalić, ile ktoś jest komuś winny. Co więcej, pieniądze były potrzebne władcom, aby móc finansować działania zbrojne i ustalać jednolitą miarę podatków (które i tak często były ściągane w naturze, ale przeliczane na pieniądze). Im bardziej rosła rola państw i miast ponad małymi społecznościami, tym częściej korzystano z pieniędzy.
Z czasem wszystko to doprowadziło do tego, że dziś mamy:
Nierozerwalne połączenie długu, własności i pieniędzy
Wiemy już, że od XX wieku (czyli od niedawna) państwa zaczęły chronić prawa własności wszystkich obywateli. W zamian prowadzą ewidencję wszystkiego, co mamy i nakładają kolejne podatki, nazywane opłatami, licencjami i składkami.
I odkąd każdy, kto ma pieniądze, może po prostu kupić ziemię czy zbudować swój biznes, nastąpił gwałtowny rozwój rynku długu. Wyraźnie zyskał na tym system bankowy, który w ostatnim stuleciu przeżył prawdziwy rozkwit. Wprawdzie instytucje finansowe już wieki temu pożyczały pieniądze, ale grono ich klientów było ograniczone tylko do władców, arystokracji i kupców. Wiązały się z tym dwa problemy:
pierwszy: władcy i arystokracja mieli własne aktywa - lasy, drogi, stawy, hale targowe, budynki gospodarcze, etc. Był one przekazywane z pokolenia na pokolenie i generowały dla nich przychody. Dlatego o ile dobrze nimi gospodarowali, to dług nie był im potrzebny. Głównie pożyczali pieniądze w celu prowadzenia wojen, ekspedycji czy podbojów.
drugi: jeśli dany władca przegrał wojnę, to po prostu nie spłacał długów. Mógł też psuć własną walutę, aby oszukać pożyczkodawców i oddać im zdewaluowany pieniądz (akurat ta metoda działa do dziś). Z kolei szlachta potrafiła zbrojnie przeciwstawić się swoim pożyczkodawcom, pod pretekstem obrazy czy innych nadużyć.
Te dwa problemy stanowiły duże ryzyko dla rozwoju bankowości. Zatem gdy przeciętny obywatel uzyskał dostęp do własności, to nagle stał się idealnym klientem dla banków.
Dlaczego? Z prostego powodu: miał mało aktywów i chciał na nie pożyczyć pieniądze. Co więcej, pożyczkodawcy mogli egzekwować długi w świetle prawa, bez obaw, że wywoła to zbrojny sprzeciw.
W obecnych czasach to zjawisko zdążyło się rozpędzić do granic możliwości. Banki nie tylko oferują nam pieniądze na zakup domu czy mieszkania, ale też na samochód, telewizor, wakacje, nową pralkę i iPhona. Wymagania, jakie trzeba dziś spełnić, żeby dostać pożyczkę, są minimalne. Zresztą cały kryzys z 2008 roku powstał właśnie przez lekkomyślnie rozdawane kredyty osobom, które nigdy nie były w stanie ich spłacić.
Dzięki zadłużaniu się społeczeństwa, sektor finansowy ma zagwarantowane przychody na całe dekady. Można powiedzieć, że banki wynajmują nam pieniądze, za które przez wiele długich lat będą pobierać odsetki. A ludzie, którzy nie umieją korzystać z długu, staną się niewolnikami. Będą całe życie spłacać odsetki i nigdy nie dojdą do żadnej istotnej własności.
Banki mają dziś inne zmartwienie, bo…
Każdy chce zarabiać na długu
Aby kupić coś na kredyt wcale nie trzeba odwiedzać banku. Każdy większy sklep internetowy oferuje tzw. odroczone płatności. Kupujemy dziś, a płacimy za 30, 45 albo więcej dni. Czym to się różni od kredytu? W praktyce niczym - zmienia się nazwę i konstrukcję opłat. Wszystko po to, aby wyglądało to inaczej w oczach klienta i regulatora. Ludzie wydają więcej, jeśli kupują na kredyt. A dana firma przy okazji zarabia na opłatach, które trzeba uiścić, gdy spóźnimy się z płatnością.
Oprócz tego rozwinął się też cały segment chwilówek, czyli drogiego kredytu na krótki termin i niskie kwoty. Ten podsektor finansowy jest coraz szczelniej regulowany i myślę, że złote lata ma już za sobą. Kolejnym rozdziałem w rozwoju kredytu będzie oferowanie usług finansowych przez portale społecznościowe. Dziś może to brzmieć dziwnie, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. Apple Pay i Google Pay to dopiero początek, ale wróćmy do głównego wątku.
Skoro dziś dostęp do długu jest tak łatwy i powszechny, to pytanie brzmi:
Kiedy brać kredyt?
Demonizowanie długu nie ma sensu, jest narzędziem, jak każde inne. Im lepiej go opanujemy i poznamy, tym bieglej będziemy się nim posługiwać. Kredyt doskonale się sprawdza, gdy nabywamy za niego rzeczy, które drożeją w czasie. Najlepszym przykładem oczywiście będą nieruchomości. Oddzielnym tematem jest użycie długu do budowania biznesu, ale dziś skupiam się tylko na finansach osobistych.
Pamietajmy tylko, że każdy dług wiąże się z kosztem pieniądza. Jeśli pożyczasz milion złotych na mieszkanie na 30 lat, to licząc z grubsza, oddasz bankowi ponad milion w samych odsetkach. Dlatego zawsze zachęcam, aby nadpłacać kredyt hipoteczny, gdy ma się takie możliwości. Nawet niskimi kwotami - im szybciej to zrobimy, tym wyższe będą nasze oszczędności.
Dla banku pożyczenie nam miliona na mieszkanie to ruch o minimalnym ryzyku. Wiedzą ile zarabiamy i ile wydajemy. W razie potrzeby mogą zająć naszą nieruchomość. Jako ciekawostkę dodam, że banki bardziej niż naszego bankructwa boją się czegoś innego - że kredyty zostaną wcześniej spłacone. To dlatego, że oznacza to dla nich utratę przychodów z odsetek, które już sobie zaksięgowały. Dlatego w bankach robione są kalkulacje szacujące jak duże jest to ryzyko. Stąd bankowi opłaca się, abyś brał kredyt na jak największą kwotę i na jak najdłuższy okres, bo nominalne odsetki będą wtedy wysokie.
Jak sprzedać sto razy to samo?
Dawniej zarabianie na własności było prostsze, bo mało osób miało do niej dostęp. Chłop pańszczyźniany, aby mieć gdzie pracować, musiał całe życie dzierżawić pole. Generowało to wieloletni strumień przychodów dla władców feudalnych, którzy nigdy nie pozbywali się swojej ziemi.
Jak dziś zarabiać na własności, skoro ludzie mogą kupić wszystko, jeśli tylko mają (lub pożyczą) na to pieniądze? Albo najlepiej jak sprzedać im to samo wiele razy, aby nigdy nie stało się ich własnością? Jest na to kilka sposobów, które stają się ostatnio popularne:
Wynajem długoterminowy samochodów. Dzięki niemu jeździmy samochodem, który nigdy nie będzie naszą własnością. Rewelacyjny model biznesowy dla jego producentów.
Oprogramowanie dostępne tylko w abonamencie. Czasy, gdy można było je nabyć dosłownie w pudełku i mieć na zawsze, już się skończyły. Teraz coraz więcej firm wymusza model, w którym w każdej chwili może zmienić warunki na swoją korzyść lub przekształcić działanie dowolnych funkcji.
Streaming filmów i muzyki - za kilka złotych mamy dostęp do ogromnej biblioteki mediów, w której nic nigdy nie będzie nasze, nawet jeśli będziemy płacić przez wiele lat.
Model hybrydowy - czyli częściowa własność. Przykładem może być sportowa opaska, którą najpierw musimy kupić, a potem płacić co miesiąc abonament, bez którego będzie bezużyteczna. Takie rozwiązania pojawiają się też w samochodach. Na abonament można mieć aktywny tempomat, podgrzewanie foteli czy asystenta świateł drogowych. Jeśli przestaniemy płacić, to te funkcje zostaną wyłączone. Genialny model biznesowy, ale tylko dla jednej strony.
I tu już nie chodzi o samo prawo własności, choć jest ono bardzo ważne. Każdy produkt abonamentowy zabiera nam kontrolę i ogranicza naszą rolę tylko do płatnika. W każdej chwili nasze warunki mogą się zmienić na gorsze i jedyne co z tym będziemy mogli zrobić, to wypowiedzieć umowę. Producent może wymusić na nas aktualizację oraz zabronić nam samodzielnych prób zmian czy naprawy. Nasz ulubiony film może zniknąć z Netflixa, wynajmowany samochód podrożeć, a najważniejsze funkcje oprogramowania kompletnie się zmienić.
To już się dzieje i przykładów jest wiele. Od lat toczą się procesy z Apple, które utrudnia samodzielne naprawianie ich urządzeń. Mimo że są one naszą własnością, to firma chce kontrolować, jak z nich korzystamy. Kilka lat temu w USA było głośno o ciągnikach firmy John Deere, które przestawały działać, gdy do ich naprawy użyto nieoryginalnych części. Niektórzy właściciele poszli z tym do sądu, a część sięgnęła po piracką wersję oprogramowania tylko po to, aby uruchomić kupiony traktor. Zrobili to ryzykując utratę gwarancji, ale chcąc odzyskać władzę nad swoją własnością.
Co kupić, a co wynająć
Wynajem ma sens, jeśli są to usługi, z których rzadko korzystamy. Wynajmujemy pokój hotelowy na 2 noce, miejsce w pociągu na kilka godzin czy fotel w kinie na czas filmu. Są też usługi bardziej specjalistycznego najmu - np. ubrań na specjalne okazje, kwiatów do zdjęć czy nawet zegarków na jeden wieczór.
Jednak w sytuacji, gdy codziennie używamy danej rzeczy, to powinniśmy ją mieć na własność. Oczywiście nikt nie kupi sobie autobusu czy wybuduje prywatnej windy, ale posiadanie rzeczy jest kluczowe dla utrzymania niezależności. Nawet jeśli będzie to trudniejsze w obsłudze bądź droższe w użytkowaniu.
Ekonomia współdzielenia ma zastosowanie tylko wtedy, gdy dzielimy rzeczy, których nie ma sensu kupować. I tylko jeśli mamy opcjonalność, czyli nadal możemy je kupić na własność. Każdy będzie do tego podchodził inaczej, bo już sobie wyjaśniliśmy, że finanse osobiste nie są racjonalne. Tylko zwracam uwagę, że firmy, którym w jakiś sposób zagraża ekonomia współdzielenia, już się przed tym zabezpieczają. Duże sieci hoteli, jak choćby Hyatt czy Wyndham Hotels, kupują udziały w platformach pośredniczących w najmie mieszkań, które są ich konkurencją. W branży samochodowej BMW połączyło siły z wypożyczalnią samochodów Sixt. Takich przykładów będzie przybywać.
Najgorszy i najlepszy z długów
W ocenie długu pomoże nam jego koszt. Im wyższe oprocentowanie (wliczając w to prowizje i ubezpieczenia), tym będzie “gorszy“ i tym szybciej należy go spłacić. Patrząc przez to kryterium, najgorzej wypada kredyt konsumpcyjny, którego sam unikam. Oprócz tego, że jest po prostu drogi, to często jest brany na rzeczy, na które nas teraz nie stać. Nawet jeśli są to niskie kwoty, liczone w tysiącach, to potrafią się kumulować i powtarzać. Stanowi też obciążenie dla naszego rozwoju, bo mając wysokie zadłużenie, będziemy podejmować mniej ryzykownych decyzji, jak np. zmiana pracy czy miejsca zamieszkania.
Zadłużając się dziś, tak naprawdę pożyczamy pieniądze od “przyszłego ja”. Dlatego zawsze warto zadać sobie pytanie czy dzięki tym pieniądzom będzie nam w przyszłości łatwiej czy trudniej?
Kierując się tą logiką można łatwo wskazać, który dług będzie dla nas najlepszy. Szybko dojdziemy do wniosku, że kredyt na mieszkanie ma duży sens. Dzięki niemu dziś ponosimy koszty tego, że w przyszłości będziemy dysponować kluczową własnością, dającą nam niezależność. Pozbywamy się ryzyka wzrostu cen i spadku dostępności. Nasz największy problem to zmienność stóp procentowych, które mają ogromny wpływ na koszty odsetkowe.
Generacja wyżej dzięki długowi?
Jeśli mamy ambicje, aby nasze dzieci nie były członkami pokolenia zero wartości, to możemy w tym celu wykorzystać nie tylko naszą pracę, ale też dług.
Załóżmy, że ceny mieszkań w długim terminie nadal będą rosnąć, co jeszcze bardziej ograniczy do nich dostęp. W takim wypadku w przyszłości naszym dzieciom będzie trudniej je kupić niż nam teraz. Możliwe nawet, że zostaniemy zmuszeni, aby im w tym wtedy pomóc, na przykład dokładając się do comiesięcznych rat lub do wkładu własnego, remontu, wyposażenia etc. Możemy w tym celu użyć pieniędzy pochodzących z naszej pracy lub z zysków z naszych inwestycji.
Trzecia droga to zadłużenie się. Wzięcie na siebie kredytu hipotecznego i zakup mieszkania, które nasze dziecko będzie potrzebować dopiero za 10, 15 czy 20 lat. Przez ten okres będziemy je wynajmować, aż do momentu, gdy nasza pociecha będzie chciała się wprowadzić do tego mieszkania. Wtedy dziecko będzie mogło nadal opłacać comiesięczne raty lub spłacić od razu resztę długu. Będzie on istotnie mniejszy z uwagi na upływ czasu i postępującą inflację.
Przez wiele lat nie da nam to żadnych korzyści, bo wpływy z najmu będą konsumowane przez koszty kredytu, administracji czy remontów. Ale finalnie staniemy się właścicielami mieszkania, na które wydamy ułamek jego przyszłej kwoty, a zyski z naszej pracy czy inwestycji będziemy mogli pokierować gdzieś indziej. To rozwiązanie jest mało popularne, zwłaszcza że temat cen i dostępności mieszkań wzbudza obecnie w mediach wiele skrajnych emocji. Ponadto ludzie najczęściej oczekują szybkich zysków i nie chcą czekać na korzyści w perspektywie dekady i dłużej. Warto przemyśleć ten mechanizm, bo dzięki niemu pomagamy kolejnemu pokoleniu i dajemy sobie cenną opcjonalność.
Następne kroki:
Ten tekst jest cześcią serii artykułów na temat finansów osobistych. Pozostałe znajdziesz na stronie 52notatki.substack.com i są lekturą obowiązkową, jeśli zainteresował Cię ten temat.
Dług ma fatalny PR i często się o nim źle mówi. Jednak ludzkość dużo zawdzięcza rozwojowi instrumentów dłużnych, które finansują wiele obszarów życia prywatnego i państwowego.
Bez względu na to, z którego jesteś pokolenia, dług daje Ci możliwości do wykorzystania. Ten artykuł skupia się na jego podstawach i na pokoleniu zero wartości.
Jeden z najlepszych sposobów, aby w przyszłości pomóc finansowo dziecku jest zakup dla niego mieszkania. Można to zrobić przy użyciu długu, który przez lata będzie spłacał najemca. Jeśli masz młode dzieci to warto to przeliczyć i rozważyć.
A tak prywatnie…
Pilnuję się, aby codziennie trzymać dietę informacyjną i nie tracić czasu ani energii na rzeczy, które mało mnie dotyczą i nie mam na nie wpływu. Miniony tydzień to była prawdziwa głodówka, bo praktycznie w ogóle nie zaglądałem do Internetu ani mediów społecznościowych. Nie wiem co w ten sposób straciłem, ale wiem, co zyskałem. Więcej skupienia i czasu dla bliskich, mniej negatywnych wiadomości i zastrzyków dopaminy. Spędziłem aktywnie czas poza domem, w dobrym towarzystwie i na ciekawych rozmowach. Udało mi się nawet zobaczyć pierwszy raz w życiu zorzę i drogę mleczną :)
Choć to wydanie jest jednym z dłuższych, to mam poczucie, że i tak ledwo dotknąłem tematu długu. Chciałem też napisać o roli pracy i jej efektywnym wykorzystaniu podczas budowy majątku, ale ten temat będzie musiał poczekać na swój czas. W kolejnym wydaniu kompletnie zmieniamy obszar zainteresowań.
Post Scriptum: Przez to odcięcie od Internetu nie opowiedziałem jeszcze na Wasze maile po poprzednim wydaniu. W najbliższych dniach mam zamiar zrobić sobie zapas zimnego tonic espresso i wrócić do każdego z nich. Jak zawsze odpiszę na wszystkie, korzystając z mojego przywileju, że 52Notatki są niszowym newsletterem.
Jak co tydzień przypominam, że wszystkie wydania 52Notatki napisane przez pierwsze 2 lata są dostępne w formie książki i ebooka. Dzięki temu można je czytać w wygodny sposób. Do każdego zakupu dodaję też bonusowe treści, które nie są dostępne nigdzie indziej. Po szczegóły zapraszam tutaj: