W tym wydaniu przestajemy pić plastik, decydujemy czy brać dziecko w podróż i widzimy się w Krakowie. Ruszajmy!
Toksyczny kubek kawy
Czasem kupuję kawę na wynos. Na Orlenie, gdy jestem w podróży, albo w Maku. Nie jestem wybredny i zamawiam po prostu dużą czarną. Wiem, że i tak nie znajdę lepszej niż ta, którą sam robię w domu.
Przez miesiąc spędzony w Japonii co rano piłem kawę z 7-eleven, która stoi gotowa w plastikowych butelkach albo w aluminiowych puszkach. Można je znaleźć w podgrzewanych gablotach, dzięki czemu zawartość jest w idealnej temperaturze i nie trzeba czekać aż przestygnie.
To bardzo wygodne rozwiązanie, zwłaszcza gdy na zewnątrz jest zimno. Ale zacząłem się zastanawiać - czy jeśli taka kawa grzeje się godzinami w plastiku, to czy to na pewno jest zdrowe?
Zacząłem szukać na ten temat informacji i jest znacznie gorzej niż myślałem…
Przeciętny kubek do kawy na wynos w pierwszych 15 minutach od wlania gorącego napoju wydziela tysiące cząsteczek mikroplastiku, które my potem wypijamy. A im dłużej nasz gorący napój w nim stoi, to tym gorzej dla nas. Mówiąc wprost - trujemy się pijąc kawę w kubkach na wynos.
One mogą się wydawać zrobione z papieru, ale tak naprawdę są to opakowania wielomateriałowe, zawierające tworzywa sztuczne. Sam papier nie jest odporny na wodę, więc musi być pokryty specjalną powłoką, którą znajdziemy wewnątrz. Dowodem na to jest choćby umieszczony na spodzie piktogram z żółwiem, który zgodnie z unijną dyrektywą Single-Use-Plastic powinien się tam znaleźć.
Jest dużo badań i źródeł naukowych na ten temat, oto niektóre z nich: Strona Ministerstwa Klimatu i Środowiska, a dokładniej Dyrektywa Single-Use Plastics (SUP), Badania naukowców z Uniwersytetu w Göteborgu, Badania naukowców z Uniwersytetu w Toronto, Badanie naukowców z Chin, a tu jeszcze jedno. Wszyscy są zgodni - papierowe kubki to zło.
Teraz przejdźmy do tego, skąd wziął się ten problem i jak z nim walczyć.
Plastikowy mikrozabójca
Ten temat jest dużo głębszy niż tylko kubki do kawy. Wyprodukowaliśmy tak ogromne ilości plastiku, że skaziliśmy nim nasz łańcuch pokarmowy i codziennie go zjadamy.
Najbardziej szkodliwa forma mikroplastiku ma rozmiar 1 mikrometra (μm) = 0,001 mm, czyli jest mniej więcej wielkość bakterii lub jeszcze mniejsza. Nasz organizm wchłania go na wiele sposobów, bo cząsteczki plastiku są niemal wszędzie. Niektóre są tak małe, że mogą unosić się w powietrzu, znajdziemy je też w jedzeniu czy ubraniach. Sami je produkujemy albo powstają wtórnie w efekcie rozpadu większych przedmiotów pod wpływem czynników środowiskowych.

Nasz organizm ma ogromny problem z pozbyciem się wchłoniętego mikroplastiku, dlatego tak ważne są działania prewencyjne. Poniżej kilka sprawdzonych pomysłów, które sam zacząłem stosować:
Jak ograniczyć spożycie plastiku
Wymień plastikowe wyposażenie kuchni na naturalne materiały
Zastąp wszystkie plastikowe akcesoria na drewniane, szklane lub ze stali nierdzewnej. Dotyczy to zarówno łyżek i szpatułek do mieszania, jak i czajnika czy urządzeń do pieczenia (typu Air Fryer). Nie trzymaj jedzenia w plastikowych pojemnikach, bo one też mogą uwalniać mikroplastiki podczas podgrzewania lub zadrapania.
Ogranicz spożycie wysokoprzetworzonej żywności
To jeszcze jeden powód, aby zadbać o to, co jesz. Wysokoprzetworzone jedzenie może pochłaniać mikroplastik z taśm produkcyjnych, maszyn i opakowań. Stawiaj na świeżą i minimalnie przetworzoną żywność.
Nie podgrzewaj jedzenia w plastiku
Ciepło powoduje uwalnianie mikroplastików i szkodliwych chemikaliów do żywności. Zamiast plastikowych pojemników używaj szkła lub ceramiki – to bezpieczniejsze dla zdrowia. Dotyczy to też odgrzewania jedzenia w mikrofalówce czy gotowania ryżu w foliowej torebce.
Szukaj kosmetyków bez plastiku
Nie czuję się tu ekspertem, bo używam tylko podstawowych kosmetyków. Ale z tego co czytam, to produkty kosmetyczne, zwłaszcza te dla kobiet, to prawdziwe pole minowe mikroplastików. Warto sprawdzać etykiety, zwłaszcza pod kątem takich składników jak polietylen i polipropylen.
Wybieraj naturalne włókna
Niestety mikroplastik dostaje się nam do organizmu także przez skórę, zatem poprzez ubrania i pościel. Dlatego warto wybierać tkaniny wykonane z bawełny, lnu, wełny, konopi, jedwabiu, bambusa i kapoku. Szczególnie unikałbym tanich marek z chińskich sklepów Shein i Temu. W Internecie można znaleźć alarmujące testy pokazujące, że ich ubrania zawierają masę mikroplastiku i BPA.
Nie daj się zwariować, ale nie bądź bierny
Nie unikniemy w 100% mikroplaktiku, ale możemy stopniowo ograniczyć jego spożycie. Dlatego warto się pilnować i jeśli tylko mamy taką możliwość, to go ograniczajmy. Dla przykładu, kupiłem sobie metalowy kubek do kawy, którego używam, gdy zamawiam kawę na wynos. Obsługa robi mi ją w nim, a jeśli mają z tym problem, to sam sobie przelewam z plastiku do mojego kubka. Wcale nie jest go łatwo znaleźć, bo rynek jest zalany kolorowymi plastikowymi kubkami (ceramiczny też będzie dobry). Mój i tak ma wieczko z plastiku, ale uznaję je za mniejsze zło.
Następne kroki:
Nie uda Ci się ograniczyć w 100% spożycia mikroplastiku, ale warto próbować go zredukować.
Wyrzuć jak najwięcej plastikowych rzeczy ze swojej kuchni. Potem się zastanowisz czym je zastąpisz. Zacznij od tego, aby przestać sobie szkodzić.
Kup dla siebie metalowy kubek do kawy na wynos. Jeśli pijesz ją na stacjach benzynowych, to trzymaj go w aucie. Jeśli dostaniesz kawę w plastiku, to przelej ją jak najszybciej do swojego kubka.
Kiedyś napisałem artykuł, w którym pytałem co nam szkodzi, a o tym nie wiemy. Może tym czymś jest właśnie mikroplastik?
Pamiętaj, że jeśli jesteś rodzicem, to Twoim obowiązkiem jest dbać o swoje zdrowie. Chory rodzic to dla dzieci obciążenie psychiczne i materialne. Dlatego powinieneś pozostać zdrowy tak długo, jak tylko to możliwe. Zrzuć zbędne kilogramy, ruszaj się więcej, przestań jeść śmiecie i uprawiaj więcej sportu.
Dziecko w podróży, czyli jak budować pewność siebie
Czy warto zabierać dzieci w dalekie i długie podróże?
Z mojego doświadczenia tak, pod warunkiem, że są odpowiednio starsze. W taką podróż jak my na pewno nie wziąłbym dziecka młodszego niż 8 lat. W tym tekście wyjaśnię dlaczego, tylko uprzedzam: ja nie jestem żadnym ekspertem od parentingu. Po prostu dzielę się tym, co sprawdziło się w moim przypadku.
Niedawno wróciliśmy z Azji, gdzie spędziliśmy 2 miesiące podróżując po dużych miastach (tu jest dokładna relacja). A rok temu mieszkaliśmy ponad 2 miesiące na małej wyspie w Portugalii. W każdą z tych podróż zabraliśmy naszego syna, który ma teraz 11 lat. To bardzo dobry wiek na takie wyprawy, bo dziecko coraz więcej rozumie ze świata. Chłonie go zupełnie inaczej niż gdy był mniejszy, dostrzega wiele zależności i szczegółów.
Podróże to nie tylko atrakcja dla całej rodziny, ale też idealna okazja do budowania w dziecku pewności siebie i samodzielności. Jest to równie ważne, co trudne. Nie dość, że boimy się o nasze dzieci, to jeszcze potrafimy za nie zrobić wszystko szybciej i lepiej. Zgadza się - tylko w ten sposób w długim terminie im szkodzimy.
Dlatego zawsze staram się wykorzystywać podróże do budowania pewności siebie i samodzielności w naszym synu. Oto jak:
Przed wylotem do Azji daliśmy synowi do czytania książki o Tajlandii, Chinach i Japonii. Nawet wrzucałem tu kiedyś ich zdjęcie. Poprosiłem go, aby opowiedział mi najciekawsze rzeczy jakie tam znalazł i pomógł w ten sposób organizować nasz wyjazd. Dzięki temu dziecko ma rzadką okazję wiedzieć więcej od rodziców (będzie z tego dumne) i realnie im pomóc. Warto to robić nawet jak się gdzieś jedzie w nowe miejsce w Polsce.
W każdym z obcych krajów dajemy synowi pieniądze na drobne wydatki. To muszą być monety i banknoty, a nie karta kredytowa. Chcę, aby nauczył się nimi operować i poznał ich wartość. Dzięki temu wie, ile może kupić za 100 jenów, a ile za 100 batów. I rozumie co jest tańsze, a co droższe niż w Polsce. Chcesz lody? Pewnie, sprawdź sam ile kosztują i jak masz tyle pieniędzy to sobie kup.
Samodzielne zakupy oznaczają rozmowę z kasjerem, który nie zna naszego języka i nie wiadomo czy w ogóle mówi po angielsku. I może o coś zapytać - o torbę, czy podgrzać jedzenie albo zapakować. Dla dziecka to stres, którego potrzebuje i za który od razu dostaje nagrodę (bo coś sobie kupuje). Na początku stałem obok syna, a potem czekałem przed sklepem, a na końcu wysyłałem go samego po zakupy. Taka samodzielność w podróży BARDZO podoba się dzieciom.
Jeśli jemy w restauracjach to każdy zamawia za siebie. Dziecko musi samo wybrać(!) i powiedzieć kelnerowi co chce. Samodzielność i pewność siebie. Wyższy poziom to zamawianie za całą rodzinę i proszenie o rachunek, nasz syn już to robi bez problemu. Zachęcamy go też, aby zamawiał lokalne dania, a nie tylko te, które zna. Na szczęście fazę na nuggetsy i spaghetti ma już dawno za sobą :)
Gdy jesteśmy w nowym miejscu i czujemy się tam bezpiecznie, to zawsze staram się wysłać go gdzieś samego. Po coś do sklepu, na recepcję hotelową po drugą parę ręczników, etc. To nie ma być daleko, chodzi o to, aby poszedł sam porozmawiał z obcym człowiekiem i wykonał konkretne zadanie.
W Japonii syn codziennie chodził sam do osiedlowych sklepów, które były najbliżej hotelu. A rok temu na Maderze poznał okolice na tyle dobrze, że chodził do dużego marketu oddalonego o dobry kilometr i kupował nam różne produkty spożywcze.Przez 2 tygodnie, które spędziliśmy w Tokio był odpowiedzialny za kupowanie biletów w metrze. Musiał wiedzieć jak obsłużyć automat, na jakiej jest obecnie stacji i na jaką jedzie. Japońskie metro jest ogromne, więc nie było to łatwe i często wymagało przesiadek, które syn musiał zapamiętać. Oczywiście staliśmy obok i na początku mu pomagaliśmy, ale z czasem był w tym lepszy od nas. I ponownie - to bardzo ważny element budujący samodzielność i odpowiedzialność, bo dosłownie robił to samo, co dorośli.
Wszystkie te czynności są proste dla dorosłego, ale dla dziecka już niekoniecznie, zwłaszcza za granicą. Dlatego jestem dumny z syna, że ogarnął wszystkie te zadania, czasami nawet aż za bardzo. Podczas jednego z lotów zasnąłem, a on w tym czasie poszedł sobie do stewardesy po ciastka, colę i chińskie zupki, na które ja bym mu pewnie nie pozwolił. Natomiast w Portugalii zaczął chodzić do sklepu innymi drogami niż się umówiliśmy, bo chciał je sobie wypróbować, do czego przyznał nam się po czasie. Każdy rodzic chce, aby dziecko było samodzielne i niezależne, ale dopiero po wyprowadzce z domu ;)
Dla jasności - mój syn sprawia normalne problemy wychowawcze. Bardzo dobrze radzi sobie w nowych miejscach, ale też odstawia różne numery. W Pałacu Cesarskim w Kioto niechcący uruchomił alarm, który wył tak głośno, że cały park to słyszał. A w jednej z restauracji zawiesił system do zamówień, bo chciał sprawdzić “czy da się wyjść z aplikacji na tablecie”. Da się.
Wróćmy do mojego stwierdzenia z początku artykułu, czyli…
Dlaczego nie polecam takich podróży z małym dzieckiem?
Przede wszystkim dlatego, że małe dziecko nie może robić żadnej z rzeczy, które opisałem powyżej. Wolałbym poczekać, aż będzie starsze, zanim zabiorę je daleko od domu. Gdy pierwszy raz byłem z żoną w Japonii w 2017 r., to nasz syn został z dziadkami w domu (miał 4 lata). On nawet tego nie pamięta, a my mogliśmy swobodnie pozwiedzać we dwoje.
Drugi, ważniejszy powód jest taki, że małe dzieci oczekują przede wszystkim atencji i czasu rodzica, a nie atrakcji turystycznych. Czterolatek ma gdzieś wieżę Eiffla, Koloseum czy wodospad Niagara. Chce poganiać za gołębiami, pójść na huśtawkę i zjeść frytki. Plaża w Jastarni jest dla niego taka sama, jak ta na Maderze - po co więc lecieć z nimi na drugi koniec Europy?
Trzeci powód to kwestie bezpieczeństwa i komfortu. 15 godzin w samolocie na pewno nie jest atrakcją dla dziecka. Podróż do Tajlandii wymaga wzięcia kilku szczepionek, a i tak na miejscu możemy coś złapać. Poziom higieny jest tam inny niż w Polsce, panuje inna flora bakteryjna, łatwo jest się zatruć.
Punkt czwarty, to coś, co dla wielu rodziców jest tematem tabu. Posiadanie dziecka nie znaczy, że od tej pory mam obowiązek wszędzie je zabierać. Są miejsca, w które chciałbym wybrać się we dwoje z żoną. I są atrakcje, które są przeznaczone tylko dla dorosłych.
I Internecie bez problemu znajdziemy rodziny, które podróżują z małymi dziećmi, nawet z niemowlakami. Szanuję i podziwiam. Ale nie dajmy sobie wmówić, że zawsze i wszędzie musimy brać ze sobą dziecko. Zwłaszcza, że wiele osób z tego powodu po prostu rezygnuje z podróży.
Dokąd jechać z małym dzieckiem?
Czy to znaczy, że małe dzieci mają tylko chodzić do piaskownicy przed domem? Oczywiście że nie, oto gdzie ja jeździłem z synem, gdy był młodszy:
Jednodniowe wypady do 2 godzin jazdy z domu. Mamy zwiedzone wszystko wokół Warszawy, a najbardziej lubimy Kielce i Lublin.
Weekendowe wycieczki gdzieś dalej, typu Kraków, Wrocław czy Trójmiasto. Dziecko wtedy oswaja się z nowym miejscem i z tym jak działa hotel. Tu nie trzeba rzucać się od razu na drogie hotele - sam fakt spania poza domem jest atrakcją.
Bardzo lubimy trasę na pętli Warszawa - Budapeszt - Triest - Wenecja - Monachium - Wrocław. Zajmuje nam około 10 dni i to jest mix miast, plaży i aquaparków, w sam raz dla dziecka w wieku 6-9 lat.
Kilka lat temu kupiłem sportowe auto i w ramach klubu samochodowego zaczęliśmy jeździć wspólnie po Polsce. Wybieramy głównie imprezy turystyczne, ale czasem jesteśmy też na torze. To zupełnie inny sposób podróżowania. Raz, że tu chodzi o to, aby jechać, więc nie ma co pytać “tata a daleko jeszcze?”. A dwa, że jedziemy tylko we dwóch (auto ma dwa miejsca), a bez mamy obowiązują nieco inne zasady :)
Myślę, że podróże w młodym wieku to jedna z lepszych rzeczy jakie rodzic może zrobić dla dziecka. Pokazujemy mu inny świat niż ten, który już zna, poszerzamy jego horyzonty i uczymy nowych rzeczy. Pomagamy stworzyć punkty zapłonu, o których będę pisał za tydzień. Tylko dopasujmy cel podróży w taki sposób, aby dziecko mogło w pełni z niej skorzystać.
A tak prywatnie
W piątek widzimy się w Krakowie! Będę miał tam wystąpienie podczas konferencji Invest Cuffs, która jest największą imprezą o tematyce inwestycyjnej. Będzie tam wszystko od giełdy i surowców, przez krypto i Private Equity, po nieruchomości i dzieła sztuki. Bilety są w bardzo przystępnej cenie, a dodatkowo możecie użyć kodu 52Notatki, który daje 10% zniżki. Lubię tę konferencję za jej szeroki zakres tematyczny i jeżdżę na nią od wielu lat.
Mój wykład jest w piątek o 13.30 na sali audytoryjnej. To największa sala w budynku, mieści 1900 osób i przyznam, że rok temu zmiękły mi nogi, gdy wyszedłem na scenę. Zobaczymy jak będzie teraz :) Mam ciekawy wykład o tym “Jak bym inwestował, gdybym znowu zaczynał od zera?”. Jeśli w przerwie ktoś będzie chciał przybić przysłowiową piątkę to zachęcam. W Krakowie będę przez całe dwa dni, a potem wracam do mojej jaskini pisać, czytać i robić formę na lato :)
Relacje z konferencji pewnie będę publikował na Instagramie 52Notatki, a póki co wrzucam tam ostatnie materiały z Tokio i Bangkoku.
Post Scriptum: Mogę już z dużą pewnością powiedzieć, że za tydzień ruszy przedsprzedaż Sezonu 3. Jak co roku będą dodatkowe bonusy, numeracja i podpisy, udało mi się też utrzymać ceny na tym samym poziomie. Proszę powoli robić miejsce na półce z książkami :)
🤫