200 lat temu kolor zielony dosłownie zabijał.
Barwnik opracowany przez szwedzkiego aptekarza dawał piękny odcień zieleni, ale jednocześnie był silnie toksyczny. Do jego uzyskania używano arszeniku, który jak dziś wiemy, jest dla człowieka śmiertelną trucizną.
Europejska arystokracja była nieświadoma tego faktu i zakochała się w zielonym kolorze. Był szalenie modny i używano go do wszystkiego. Barwiono nim suknie balowe, ściany pokoi, dywany, świece, przystrajano desery oraz używano do dekoracji zabawek dla dzieci…
W zależności od przyjętej dawki, ludzie umierali szybko na zatrucie albo stopniowo zapadali na coraz cięższą chorobę. Z czasem śmiertelność była na tyle duża (i to wśród elit społeczeństwa), że zaczęto na poważnie szukać winnego. Nie było łatwo wpaść na pomysł, że kolor może zabijać. Zwłaszcza, że zieleń jest powszechnie obecna w naturze. I pewnie każdy, kto na to wskazywał, był lekceważony, jeśli nie wyśmiewany.
Zanim odkryto wszystkie zagrożenia związane ze stosowaniem tego barwnika, upłynęło sporo czasu i zginęło dużo osób. Gdy znaleziono niezbite dowody, zaczęły powstawać kampanie informacyjne, a w reklamach dodawano dopiski „wolne od arszeniku”. Prasa okrzyknęła zieleń „odcieniem śmierci”, a ludzie później przez lata podchodzili nieufnie do wszystkiego, co zawierało ten kolor. Dziś oczywiście narracja jest zupełnie inna - to co zielone jest dobre i ekologiczne. Symbolika kolorów zmieniała się wielokrotnie w historii, ale to temat na inne wydanie.
W poszukiwaniu współczesnego arszeniku
Przejdźmy do niepokojącego pytania, które wisi nad nami od początku tego artykułu:
Co nas stopniowo niszczy i zabija, a my o tym nie wiemy? Jaka substancja, czynność czy produkt jest współczesnym zielonym arszenikiem? Cichą trucizną, w której istnienie nie chcemy uwierzyć?
Zaraz - a może istnienie czegoś takiego jest dziś nie do pomyślenia? Przecież mamy rządowe agencje, które przez kontrole i licencje wychwytują trujące substancje. Z jednej strony to prawda, bo na pewno dziś jest bezpieczniej niż dwa wieki temu.
Jednak z drugiej strony, raptem 40 lat temu, papierosy Marathon były oficjalnym produktem na olimpiadzie w Los Angeles. Koncerny bezczelnie kłamały, a w reklamach papierosów używano nawet lekarzy. Po latach posypały się kary, które niewiele pomogły umierającym na raka płuc czy skóry. Sam pamiętam czasy, gdy można było kopcić w pubach i restauracjach, beztrosko trując siebie i biernych palaczy. Państwo wreszcie zadziałało wprowadzając ograniczenia, ale ze stanowczo zbyt dużym opóźnieniem.
I choć dziś wszyscy się zgadzamy, że papierosy szkodzą zdrowiu, to nadal są one powszechnie w sprzedaży. I jest więcej takich produktów, jak choćby alkohol czy wysoce przetworzona żywność.
W tym artykule nie chcę się na nich skupiać, bo te przykłady są zbyt oczywiste. Pamiętajmy - szukamy czegoś, co nas zatruwa, ale o tym nie wiemy. Czegoś, co dziś wygląda na niewinną rzecz. Czegoś, co będziemy lekceważyć niczym zielony kolor 200 lat temu.
Myślę, że wiem co to jest:
Cyfrowe opium
Na początku media społecznościowe skusiły nas komunikacją z bliskimi i dotarciem do ciekawych osób. Potem oferowały rozrywkę, pokazując nam zabawne zdjęcia. Teraz ich głównym produktem jest rozproszenie uwagi i otępienie. Platformy typu Netflix czy Disney+ już mówią, że ich konkurencją nie jest kino, telewizja czy nawet YouTube. Są nią media społecznościowe.
A szczególnie krótkie filmiki, które opanowały już prawie każdą platformę. Kiedyś Facebook służył do kontaktu z rodziną i znajomymi, a Instagram do oglądania zdjęć. Teraz wszędzie liczą się tylko szorty, reelsy i inne materiały wideo. Nawet YouTube zaczął je promować, mimo że w ten sposób zjada swój własny ogon.
A my przewijamy je w nieskończoność, czując tylko coraz większe otępienie. Często wolimy to robić niż pograć na PlayStation czy obejrzeć serial. Dawniej musieliśmy usiąść do komputera, teraz wystarczy sięgnąć do kieszeni. Przewijamy ekran czekając na windę i autobus, stojąc w kolejce albo na czerwonym świetle. Wykorzystujemy każdy moment, nawet jeśli trwa kilkanaście sekund. A co gorsza, po telefon sięgamy nawet wtedy, gdy faktycznie powinniśmy odpocząć i mamy czas na rozrywkę. Siedzimy na kanapie wpatrzeni w telefon, mimo że na ścianie wisi duży telewizor.
Wszystko z nim przegrywa
Nawet rozrywka przegrywa z rozproszeniem, nie mówiąc już o pracy, nauce, sztuce czy książkach. To nie jest przelotna moda, tylko segment biznesowy, który generuje miliardy przychodu. I niestety najlepsze lata ma dopiero przed sobą, ponieważ:
Cały czas jesteśmy online i każdy ma telefon. Daliśmy sobie wmówić, że smartfony musimy kupić nawet naszym dzieciom.
Dzięki rozwojowi AI będziemy dosłownie zalani sztucznie generowanymi filmami i zdjęciami. Nigdy nie zabraknie treści i będą coraz bardziej skrajne.
Powierzchnia i liczba ekranów rośnie. Od telefonów, przez tablety i “smartwatche”, po ekrany w samochodach, a niebawem w lustrach i lodówkach.
Do tego dochodzi kwestia uzależnienia. W wielu przypadkach sięgamy po te treści odruchowo i z przyzwyczajenia. A cała armia ludzi pracuje, abyśmy za każdym razem dostali mikrozastrzyk dopaminy i zawsze chcieli wrócić po więcej. Chociaż na chwilę.
Serio kolor zabija?
Jeśli czytając ten tekst masz wrażenie, że to niedorzeczne, to znaczy, że jestem na właściwej ścieżce. Bo to samo słyszeli ci, którzy dwieście lat temu w Paryżu i Wiedniu sugerowali, że może to ten zielony kolor ich zabija. I też im odpowiadano, że bez przesady, bo każdy go używa. Że to absurd i że takie mamy czasy.
Wszystko się zgadza, ale z jedną różnicą. Arszenik był użyty jako barwnik nieświadomie, przez pomyłkę. A media społecznościowe szkodzą nam z premedytacją, a ich twórcy o tym wiedzą. Wall Street Journal udowodnił, że zarząd Instagrama wiedział, że algorytm prowadzi do depresji i myśli samobójczych wśród nastolatków.
“Masz krew na rękach, twój produkt zabija. Kogo za to zwolniłeś?!” usłyszał Mark Zuckerberg od jednego z amerykańskich kongresmenów. Prezes spółki Meta (właściciel Instagrama i Facebooka) przeprosił rodziny ofiar, ale nie oszukujmy się. Nic się w tym temacie nie zmieni.
Z czasem świadomość szkodliwych mechanizmów będzie rosła. Jestem pewny, że regulatorzy się obudzą i będą próbować chronić nas przed negatywnym wpływem mediów społecznościowych. Czasy, kiedy każde dziecko mogło oglądać TikToka idąc do szkoły, odejdą w zapomnienie, tak samo jak czasy, gdy można było wszędzie palić. Jednak nastąpi to za późno, a kary finansowe nie cofną wyrządzonych nam szkód. Korporacje nadal będą zarabiać miliony, a my będziemy wdychać cyfrowe opium. I coraz bardziej się od niego uzależniać.
Dlatego już teraz powinniśmy zwracać większą uwagę na treści, które konsumujemy. Bo nie chodzi o to, aby usunąć wszędzie konta, przecież ja sam ich używam. Jest wielu wartościowych twórców, którzy giną w oceanie śmieciowych treści, wpychanych nam przez algorytmy na ekrany. Internet jest jak wielki sklep spożywczy - znajdziesz tam zdrowe produkty, ale są też te szkodliwe. Nie możesz brać do koszyka wszystkiego co zobaczysz, wierząc, że jest dobre. A co gorsza, media społecznościowe najwięcej zyskują na treściach, które wiążą nas z nimi na jak najdłużej.
Co więc mamy zrobić? Musimy być bardziej świadomi tego, kiedy i na co patrzymy w telefonie. Ile czasu spędzamy tam każdego dnia? Jakim kosztem - czyli na co innego zabrakło nam czasu? Co nam się tam wyświetla i dlaczego? Oraz co widzą w mediach społecznościowych nasze dzieci?
To są pytania, które powinniśmy sobie zadać już teraz. I działać zanim państwo przyjdzie z pomocą, bo wtedy będzie już za późno.
Następne kroki:
Powoli przybywa narzędzi do ograniczania czasu spędzonego w mediach społecznościowych. Aplikacje blokujące czy zmieniające kolory ekranu na czarno-biały. Warto przetestować je na sobie. Choćby po to, aby sprawdzić nasz poziom uzależnienia.
Spróbuj cyfrowego szabatu. To metoda polegająca na odcinaniu się od Internetu na weekend. Szczegółowo opisywałem ją już dwa lata temu w 52Notatki Sezon 1 (strona 110).
Zwróć uwagę czy algorytm Twittera czy Instagrama pokazuje Ci posty ludzi, których faktycznie obserwujesz. Z moich obserwacji wynika, że robi to coraz rzadziej. Zamiast tego wypycha treści, które zbierają dużo atencji, komentarzy i są kontrowersyjne.
Jeśli Twoje dziecko używa smartfonu i jest w mediach społecznościowych, to usiądź z nim i zacznij przeglądać treści i reklamy jakie są mu pokazywane. Możesz być zszokowany.
Post scriptum:
Jeśli trafiłeś tu poprzez Twittera czy inny Instagram, to zapisz się do mojego newslettera. Inaczej będziesz skazany na algorytm, który wybierze treści za Ciebie. Wysyłam go tylko raz w tygodniu, w każdą sobotę o 7:00. Nie musisz od razu czytać moich maili, mogą poczekać, aż będziesz mieć czas. Nawet nie zakładaj aplikacji Substacka, tylko po prostu skorzystaj z zapisu mailowego.
A tak prywatnie…
A propos Supermana - jednym z ciekawszych bohaterów komiksów jest Wolverine. Pomimo, że posiadał nadludzkie moce to bliżej mu było do przeciętnego człowieka.
Cały czas popełniał te same błędy i rzadko się na nich uczył. Choć był niemal nieśmiertelny, to zmarnował większość swojego długiego życia. Odrzucał dane mu talenty, nie chciał ich samemu wykorzystać dla większego dobra. Najczęściej zaczynał działać dopiero, gdy sytuacja go do tego zmusiła. Albo wtedy, gdy zmotywowali go do tego inni.
Postać Wolverina to świetny przykład na to, że talent czy nawet supermoce są niewiele warte bez jasnego celu, determinacji i konsekwencji.
Dziękuję za Wasze zdjęcia z książką 52Notatki. Zbieram je wszystkie bez względu na to czy są z Nowego Jorku czy Lublina, z górskich szczytów, plaży czy z kanapy. Śmiało podsyłajcie je do mnie mailem lub przez oznaczenie mnie w internecie. A swój egzemplarz obu książek można dostać poniżej, proszę się nie obawiać zielonego przycisku :)