Carl Gustav Jung twierdził, że ważne jest, aby co jakiś czas wejść na przysłowiowy szczyt góry, pobyć tam samemu i porozmawiać ze sobą. Ale ostrzegał, że jeśli zostaniemy tam zbyt długo, to będziemy rozmawiać z duchami. Dlatego dziś wracamy do przyziemnych tematów, czyli będziemy kłamać, poprawiać naszą produktywność i składać plastikowe roboty. Ruszajmy!
Dwa urządzenia, czyli sposób na paradoks smartfona
Twój smartfon jest przepustką do świata wiedzy, komunikacji i rozrywki. To cudowne, kieszonkowe urządzenie pozwala nam się uczyć i bawić, znaleźć i zgubić, skupić i rozproszyć. Wszystko w tym samym momencie, przez całą dobę. Paradoks smartfona polega na tym, że może być jednocześnie naszym sprzymierzeńcem i największym złodziejem czasu. Jak sobie z tym radzić?
Metod jest wiele, ale…
Istnieje wiele ciekawie brzmiących rozwiązań, ale mało które działa. Można pozbyć się smartfona na rzecz dumbfona, czyli jakiejś starej Nokii. Jednak wtedy tracimy dostęp do map, zdjęć, banku i wielu pożytecznych aplikacji. Moim zdaniem to niekorzystna wymiana, na której finalnie tracimy.
Podobny stosunek mam do zmiany palety kolorów wyświetlacza na odcienie szarości. Ten trend jest teraz popularny, ale moim zdaniem to zbyt daleko idące zmiany. Chcę widzieć w pełnych kolorach zdjęcia, strony internetowe i aplikacje, a nie tylko w czerni i bieli.
Kolejną opcją jest ustawianie limitów czasowych aplikacjom i monitorowanie ile czasu spędzamy na fejsbookach, YouTubie i innych miejscach. Sam tego używam, ale nie będę kłamał - to nie działa tak dobrze, jak nam się wydaje. Gdy przekroczymy nasz dzienny limit, to wystarczy jedno kliknięcie i z powrotem mamy dostęp do każdej aplikacji. To trochę jak otwarcie dużej paczki chipsów z zamiarem zjedzenia tylko kilku sztuk. Mało komu się to udaje.
Można też w ogóle nie mieć rozpraszających aplikacji na telefonie. Ale jeśli zaliczymy do nich maila i komunikatory, to odbieramy sobie przydatne funkcje, których będziemy potrzebować. Zresztą sam wolę mieć już media społecznościowe na telefonie niż komputerze, ale o tym za chwilę.
Dwa telefony…
Cal Newport to autor kilku dobrych książek o produktywności. Ma wiele sprawdzonych sposobów na cyfrowy minimalizm. Jedną z kilku metod, które u niego podpatrzyłem, jest posiadanie dwóch telefonów. Pierwszy z nich służy do dostarczania dopaminy i do zabawy - instalujemy na nim wszystko, co tylko chcemy. TikToka, Instagrama, Twittera i ulubione gry.
Drugi telefon ma być jak szuflada z warzywami w lodówce. Trzymamy w nim aplikacje do czytania, słuchania podcastów, mapy i podstawowy komunikator. Wszystko to, co pozwala nam produktywnie spędzać czas i nie daje zastrzyków dopaminy.
Dzięki takiemu podziałowi dużo łatwiej jest rozdzielić pracę od rozrywki. Musimy tylko raz podjąć decyzję, po który telefon sięgamy. Często jest tak, że włączam aplikację do czytania książek, ale po 5 minutach jestem już na Twitterze albo YouTubie, bo coś mnie zaciekawiło i jednym kliknięciem się tam przeniosłem. Gdy mam przy sobie smartfona bez rozpraszaczy, to łatwiej jest mi być skupionym.
Nie kupowałem do tego specjalnego telefonu. Używam swojego iPhone 11 oraz starego iPhone 8, który doskonale radzi sobie jako ten tylko do dzwonienia, pisania i do map.
…i dwa komputery
Ta zasada doskonale sprawdza się też, gdy używamy dwóch różnych laptopów. Jednego z nich możemy używać tylko do pracy i być tam zalogowanym na wszystkie potrzebne konta i aplikacje. Na drugim natomiast możemy mieć gry, Netflixa i YouTube’a. Taki podział na pracę i rozrywkę naprawdę pomaga. Z jednej strony jesteśmy bardziej efektywni, a z drugiej wypoczywamy, gdy przyjdzie na to czas. Ten koncept przyda się zwłaszcza osobom, które pracują z domu i nie mają odgórnie postawionych barier.
Następne kroki:
Bazowym poziomem higieny w używaniu smartfona jest wyłączenie powiadomień w telefonie. A szczególnie w mediach społecznościowych. Mój telefon praktycznie w ogóle nie dzwoni i nie pokazuje prawie żadnych powiadomień. Jest to też jeden z powodów, dla których nie używam żadnych smart-zegarków.
Internet jest pełen trików, hacków i sprawdzonych metod, które na dłuższą metę mogą nie być dla nas skuteczne. Dlatego warto być otwartym i próbować nowych rzeczy, ale też nic na siłę. Pamietajmy, że twórcy aplikacji stają na głowie, aby nas zachęcić do ich częstego używania i toczymy tu nierówną walkę.
O dobrych i sprawdzonych radach od Cala Newporta pisałem już kilka razy. W #3 wydaniu (czyli ponad 2 lata temu) mówiłem o pracy głębokiej, a w #31 wydaniu pisałem o procedurze zamykania dnia. Do dziś z powodzeniem stosuję te zasady. Te artykuły i ponad setkę innych znajdziesz w 52Notatki Sezon 1
Gunpla, czyli roboty zamiast Lego
Gdy byłem nastolatkiem to uwielbiałem sklejać modele samolotów i statków. Spędzałem długie godziny przy biurku, dopasowując wszystkie elementy. Zaczynałem od tych plastikowych, ale szybko mi się nudziły, bo były zbyt łatwe do złożenia i miały mało elementów. Co gorsza, te bardziej skomplikowane były już dużo droższe i jako dziecko nie było mnie na nie stać.
Dlatego szybko przestawiłem się na papierowe modele, które kosztowały drobne pieniądze i wymagały dużo więcej pracy. Co miesiąc kupowałem w kiosku nowe wydanie Małego Modelarza i biegłem do domu wycinać i sklejać kolejne śmigłowce, samoloty i okręty. Świetna zabawa, bardzo dobrze wspominam ten czas.
Jak większość dzieciaków urodzonych w latach 80. o Lego mogłem tylko pomarzyć. Dlatego gdy kilka lat temu ta firma zaczęła wypuszczać serie “dla dorosłych”, to kupiłem sobie kilka zestawów. Rękawicę Thanosa, hełmy z Gwiezdnych Wojen, a ostatnio Wielką Falę Hokusaia.
Lego to genialny produkt i chętnie kupiłbym ich akcje, gdyby byli notowani na giełdzie. Ale mi ich składanie po prostu szybko się nudzi. Dlatego zacząłem szukać czegoś bardziej skomplikowanego. Myślałem o figurkach z uniwersum Warhammera 40000, ale tam kluczową rolę odgrywa malowanie, na które nie mam przestrzeni, narzędzi i umiejętności. I tak trafiłem na japońskie roboty nazywane:
Gunpla czyli "Gundam Plastic Model"
Są to plastikowe modele, które reprezentują roboty z popularnej japońskiej serii anime "Gundam". Są popularne w świecie modelarzy z uwagi na bardzo wysoką jakość, ciekawe produkty i przystępne ceny. Ich producentem jest firma Bandai, która robi świetną robotę wprowadzając nowe kolekcje.
Gunple składamy bez użycia kleju ani farb, czyli podobnie jak Lego. Główna różnica jest taka, że każdą część musimy wyciąć/wyłamać z plastikowej ramki. Dzięki temu zanim przytwierdzimy do siebie kolejne elementy, to trzeba je przygotować. Nie jest to trudne, ale wymaga od nas pracy, której nie ma w przypadku Lego. Do wycięcia części potrzebujemy precyzyjnych cążek, które jednorazowo musimy dokupić.
Modele Gunpla mają kilka poziomów skomplikowania. Najniższy to Entry Grade, który ma mało części i jest superłatwy do złożenia. Średni poziom to High Grade, potem jest Real Grade i Master Grade. Ich poziom skomplikowania to trochę jakby Lego Technic. Czyli dużo różnych elementów, poukładanych w nieoczywisty i pomysłowy sposób. Najwyższy poziom to Perfect Grade, ale to już są modele dla fascynatów marki - duże, skomplikowane, limitowane i drogie.
Moim pierwszym modelem był klasyczny Wing Gundam (Real Grade), drugim Gunner Zaku (Master Grade). Oba rewelacyjnie się składało, a w ich wyborze pomogli mi pasjonaci z warszawskiego sklepu Plastiq. Kompletnie nie znam się na anime Gundama, zależało mi tylko na znalezieniu ciekawego modelu do składania. Jeśli nie macie sklepu stacjonarnego w okolicy, to spokojnie kupicie je online.
Dla kogo ta zabawa?
Gunpla świetnie się sprawdzi jeśli:
Lubisz Lego, ale chcesz spróbować czegoś innego lub trudniejszego - wtedy zdecydowanie polecam modele z serii Master Grade.
Chcesz mieć wpływ na jakość modelu - Gunple można wzbogacać o kontury rysowane specjalnymi markerami, oraz bardzo precyzyjnie szlifować każdy element. Każdy robot ma kilka póz i różne wersje uzbrojenia.
Nie chcesz wydawać tysięcy na hobby - zaawansowany model Gunpla kosztuje między 200 a 500 zł. Firma Bandai ma prawa do tych modeli i nie musi płacić licencji Disneyowi lub innym wytwórniom. Z kolei Lego wydaje różne “filmowe” zestawy, ale ich ceny szybują coraz wyżej. Wiem, że część osób trzyma klocki w pudełkach jako inwestycję, ale ja chcę po prostu czegoś do składania a nie zarabiania.
Szukasz rozrywki, która nie będzie polegała na patrzeniu w ekran - jeśli mam model do złożenia, to siadam do niego wieczorami. Puszczam sobie jakąś muzykę i buduje roboty :) I często się dziwię jak trudno jest znaleźć godzinę dziennie na coś takiego.
Chcesz mieć zajęcie dla siebie i dziecka - miedzy Entry Grade a Master Grade jest duża różnica w trudności. Dzięki temu można kupić dwa różne modele przedstawiające tego samego robota, ale w różnej skali skomplikowania.
Lubisz uczucie satysfakcji ze zbudowania czegoś własnymi rękami, nawet jeśli jest to po prostu plastikowy model.
Gunpla może być wstępem do bardzo satysfakcjonującego hobby, które łączy precyzję i kreatywność. Na YouTubie są już prawdziwi mistrzowie, którzy robią bardzo efektowne modele i filmy, które oglądają miliony ludzi:
Następne kroki:
Jeśli lubisz składać precyzyjne modele to spróbuj Gunpli. Najlepiej kupić je w stacjonarnym sklepie i przy tej sposobności posłuchać pasjonatów.
Przy okazji warto wrócić do artykułu Śmieciowa rozrywka, czyli dlaczego nie masz czasu na hobby. Nawet jeśli nie bawią Cię plastikowe zabawki.
Gunpla to dobry prezent na Dzień Dziecka i na Dzień Ojca (mam nadzieję, że mój syn to przeczyta, bo 23 czerwca już niebawem ;) )
Przez weekend wrzucę kilka zdjęć swoich Gundamów na Instagram 52Notatki. Zapraszam jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć.
Kogo okłamywać, aby zarobić
Jason Zweig, znany inwestor i autor piszący dla "Wall Street Journal" podzielił się kiedyś maksymą, której nauczył go ojciec. Jego zdaniem są trzy sposoby na zarabianie pieniędzy jako pisarz:
Okłamuj tych, którzy chcą być okłamywani, a się wzbogacisz.
Mów prawdę tym, którzy chcą słyszeć prawdę, a zarobisz na życie.
Mów prawdę tym, którzy chcą być okłamywani, a zbankrutujesz.
Ponieważ Jason jest znany głównie w świecie finansów, to te słowa często są związane z branżą finansową oraz z dziennikarstwem. Myślę jednak, że mają dużo szersze zastosowanie i pasują do wszystkich zawodów, gdzie trzeba być ekspertem. Wystarczy wspomnieć lekarzy czy mechaników samochodowych. Czy nasza wiedza jest wystarczająca, aby ocenić czy dobrze wykonali swoją pracę? Rzadko kiedy. Możemy zasięgnąć drugiej opinii u innego eksperta, ale to kosztuje czas, pieniądze i nadal nie daje name pewności. Ich błąd może się objawić dopiero po długim czasie, a nam trudno będzie go bezpośrednio powiązać.
Nie pytaj fryzjera czy ścinać
To stare powiedzenie doskonale tu pasuje. Jeśli po drugiej stronie jest osoba, która zarabia, gdy coś robi, to będzie działać nawet wtedy, gdy to nie ma sensu. Co gorsza, jesteśmy gotowi więcej płacić za usługi, w których widzimy cudzą pracę i wysiłek, pomimo że mogą one być bezcelowe.
W niektórych przypadkach wręcz chcemy usłyszeć, że potrzebujemy tego produktu albo usługi. Że dzięki niemu będziemy wyglądać jak ktoś bogatszy, mądrzejszy, godny zaufania. Że zmieni nasze życie na lepsze. Tu najlepszym przykładem będą ubrania, zegarki czy nawet samochody. Często sami szukamy pretekstu, żeby nabyć taki przedmiot i dosłownie chcemy być przez kogoś okłamani.
To jeden z tych mechanizmów, z którymi nie ma sensu walczyć. Ale trzeba być ich świadomym, dlatego zostawiam go do dalszego przemyślenia.
Wasze odpowiedzi, moje pytania
W wydaniu o listach Seneki spytałem Was:
Jeśli mógłbyś zwrócić się do dowolnej osoby na świecie z prośbą o radę, to kto by to był i dlaczego? Możesz wybierać spośród wszystkich żyjących ludzi i postaci historycznych.
Dostałem sporo maili w tym temacie, oto wybrane z nich:
Tomek: Napoleon Bonaparte. Niewiele znajduję osób, które zrobiły taką „karierę” w wielu dziedzinach. Trzeba pamiętać, że był nie tylko świetnym wodzem, ale też prawodawcą, jego kodyfikacje działają do dziś w wielu krajach. Chciałbym porozmawiać, poznać jego metody codziennej pracy i sprawdzić, ile tam było charyzmy i niewątpliwie talentu, a ile codziennej pracy (i jakiej?).
Paweł: Jeśli mógłbym zwrócić się do dowolnej osoby o radę, to wybrałbym Cher. Podziwiam ją, że od 60 lat, co dekadę potrafi wymyślić siebie na nowo, przy okazji dając popkulturze coś nowego. Niesamowita jest jej wytrwałość i umiejętność podnoszenia się z upadków, by znowu błyszczeć. Chciałbym mieć taką siłę i odwagę, by zapomnieć to, co było i z pełnym poczuciem swojej wartości iść w kierunku czegoś nowego.
Damian: Mógłbym zapytać Keanu czy czuł, że każdy kolejny John Wick będzie gorszy od pierwszej części, ale wiedział, że trzeba to pociągnąć do końca i zgarnąć hajs :)
Dawid: Jeśli mógłbym zapytać kogoś o radę byłby to Sokrates. Zręcznymi pytaniami pokazałby mi, że odpowiedź jest we mnie i mogę sam dotrzeć do wiedzy bez potrzeby otrzymywania jej od innych.
A w tym tygodniu mam do Was pytanie:
Jakie masz hobby albo pasję? Pochwal się nim odpisując na tego maila, może sam się zainspiruję :) Tylko umówmy się, że hobby musi być niezarobkowe - jeśli czyjąś pasją jest praca, to się to nie liczy :)
A tak prywatnie…
Przed tygodniem opublikowałem tekst “Dług do nadpłaty: wiek maksymalnego potencjału”, po którym dostałem od Was blisko setkę maili i wiele pozytywnych komentarzy. Bardzo się cieszę, że trafiłem z tematem, zwłaszcza że chodził mi po głowie od dobrego pół roku.
Ten tekst jest dostępny tylko dla tych, którzy są zapisani na newsletter. Jest na tyle osobisty, że nie chcę, aby przypadkowe osoby miały do niego dostęp. To jest też mój ukłon w stronę stałych Czytelniczek i Czytelników.
Od kilku osób dostałem tę samą uwagę: że jednak powinienem brać wolne weekendy. Pamiętajcie proszę, że ja spędziłem ponad 2 miesiące na mini-emeryturze na Maderze. A jesienią planuję kolejny wyjazd na kilka tygodni, więc naprawdę będę miał jeszcze sporo wolnego w tym roku :) Stąd moja odpowiedź, aby ten model i poszczególne linie dostosować do własnej sytuacji i wieku.
Wszystkie wydania 52Notatki napisane przez ostatnie 2 lata są dostępne w formie książki i ebooka. Dzięki temu można je czytać w wygodny sposób. Do każdego zakupu dołączam bonusowe treści, które nie są dostępne nigdzie indziej. Po szczegóły zapraszam tutaj: