Grudzień i styczeń spędziłem w małym mieście na portugalskiej wyspie. Wyjechałem tam razem z rodziną, aby sprawdzić, jak to jest cieszyć się życiem “meksykańskiego rybaka“. Dowiedzieć się, czy warto na to pracować przez resztę życia i czy droga jest ważniejsza od celu. Więcej na temat wyjazdu pisałem w poniższym artykule, warto go sobie teraz odświeżyć:
Mój eksperyment na samym sobie dobiegł końca, pora na wnioski:
To było łatwiejsze niż się spodziewałem
O takich mini-emeryturach przeczytałem u Tima Ferrisa już 15 lat temu. Długo zanim przyszła moda na pracę zdalną i workation. Choć ta idea kołatała mi w głowie przez lata, to ciągle wydawało mi się, że to będzie drogie, trudne i wymagające dużego wysiłku organizacyjnego. W praktyce było to dużo prostsze i łatwiejsze. Mógłbym zostać tam dłużej albo w ogóle wyjechać już kilka lat temu. Zawsze było coś ważniejszego i pojawiały się drobne przeszkody, które mnie powstrzymywały.
Wniosek: nie ma sensu czekać przez lata z realizacją planów, aż będziemy „gotowi”
…i tańsze niż myślałem
Wydałem tam znacznie mniej pieniędzy niż zakładałem. Ba - wydaje mi się, że nawet wydałem mniej niż gdybym był w tym czasie w Polsce. Ceny jedzenia w supermarketach w Portugalii są zbliżone do polskich, średnia różnica jest mało odczuwalna. Restauracje podobnie, zależy co i gdzie zamówisz. Możesz zjeść za 50 zł, możesz i za 500 zł. Kawa na mieście jest o ponad połowę tańsza. A hotele i koszt wynajęcia mieszkania na miesiąc porównywalny, jeśli nie niższy niż w Polsce. Co skłania mnie do wniosku, że:
Lifestyle jest ważniejszy od pieniędzy
Po tym jak napisałem w Internecie o moim wyjeździe, odezwało się do mnie sporo znajomych. Pisali, że super pomysł i że chętnie też wyjechaliby z Polski zimą. Mówiły tak nawet osoby, o których wiem, że mają większe pieniądze ode mnie.
Dlaczego więc nie pojadą? Bo to nie jest kwestia pieniędzy, tylko stylu życia. Lokalne zobowiązania, dzieci w szkołach, stacjonarna praca, obowiązki i przyzwyczajenia trzymają nas w miejscu. I tego nie zmieni stan konta, tylko przeprojektowanie codzienności. Myślę nawet, że często zwalamy winę na pieniądze. Podczas gdy problem tkwi w nas, a nie w naszym banku.
Pierwszy krok to zbudowanie życia, od którego nie chcesz uciec, o czym pisałem na rok przed wyjazdem. Poznałem w Portugalii kilka osób, które się tam przeprowadziły na stałe bądź na pół roku i żadna z nich nie była „bogata”. Po prostu poukładały sobie inaczej swój świat.
Tutaj kolejny wniosek do samego siebie: pieniądze nie kupią Ci życia jakie chcesz
Otoczenie ma dużo większy wpływ niż myślisz
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele daje zmiana otoczenia. Ponad dwa miesiące pozwalają zauważyć duże zmiany w naszym samopoczuciu, codziennych rutynach i nastawieniu do świata. Jedna rzecz to inna pogoda, czyste powietrze, bliskość plaży i mała miejscowość, czyli zupełnie inne realia niż mam na co dzień w Warszawie. Ale druga to brak spotkań, długich wizyt w sklepach i wielu codziennych obowiązków. Kompletnie odciąłem się też od newsów, którymi żyją główne portale informacyjne.
Nasze otoczenie to miecz obosieczny, co dobrze pokazuje przykład pogody. Pełne słońce od rana do wieczora sprawia, że czujesz się dużo lepiej. Ale piękna pogoda w ciągu dnia i widok oceanu z okna wcale nie ułatwiają pracy. Dużo trudniej się siedzi przed komputerem, gdy wiesz, że mógłbyś go zamknąć i po kilku minutach spaceru być na plaży. I o tym już za moment.
Wniosek: przenieś się w miejsce, które będzie wspierać to co robisz
Jeśli wakacje trwają cały czas, to nie ma wakacji
Założyłem sobie, że w Portugalii będę pracował dużo mniej, około 2-3 godzin dziennie. Celowo wybrałem małą miejscowość, żeby nie mieć ciągle wielu atrakcji na talerzu. Wszystko po to, aby móc się znudzić, a nie wciąż rozpraszać. Mieć więcej czasu na proste aktywności typu plaża, góry, etc.
Pierwsze dwa tygodnie były łatwe, czułem się, jakbym był na wakacjach. Ale potem zaczęło mi brakować pracy. Mniej pisałem, więc głowa zaczęła mi się zapychać od pomysłów. Tych z kolei dużo mi przybywało, bo miałem więcej czasu na czytanie i myślenie. Czułem rosnącą presję przez wszystkie rzeczy, które chciałem zrobić.
Dzięki temu zrozumiałem, że model workation nie jest dla mnie (z angielskiego: work+vacation, czyli połączenie pracy i wakacji). Wolę pracować w sprintach, czyli być skupiony przez kilka tygodni, a potem robić sobie kilka dni wolnego, kiedy faktycznie się odcinam i regeneruję. I to jeden z moich ważniejszych wniosków z wyjazdu, który będzie miał duży wpływ na to, jak będę pracował w tym roku. I na kolejny wyjazd, który będę realizował zupełnie inaczej.
Wniosek: to co w teorii wydaje się dla Ciebie dobre, w praktyce wcale takim nie musi być
Proste życie to dobry wybór
Mam już za sobą etap, kiedy wydawało mi się, że potrzebuję do życia setek atrakcji i wyszukanych aktywności. Z roku na rok przekonuję się, że trzeba robić mniej rzeczy, ale bardziej się w nie zagłębiać. Wrócić do czytania klasyków, zamiast sięgać po każdy nowy bestseller. Skupiać się na spotkaniach w wąskim gronie, zamiast jeździć po zatłoczonych konferencjach. Wracać do tego, co już sprawdzone i dobrze to poznać, niż ciągle szukać nowego.
Z boku to może wiać nudą, ale tak nie jest. W pewnym momencie w życiu po prostu wolisz mieć to, co najlepsze, a nie to, co najnowsze. Poznajesz siebie na tyle dobrze, że zaczynasz polegać na własnym guście, a nie tym narzuconym przez modę czy otoczenie.
Przez dwa miesiące wiodłem bardzo proste życie z dala od dużego miasta, w którym mieszkam na co dzień. I niczego mi tam nie brakowało.
Wniosek: temet nosce (łac. poznaj samego siebie)
To moje generalne wnioski, które spisywałem na bieżąco. Ten wyjazd na pewno będzie miał na mnie długoterminowy wpływ, a co za tym idzie, na treści pisane do 52Notatek.
Myślę, że mógłbym tam wyjechać na dłużej niż parę miesięcy i wiodłoby mi się bardzo dobrze. Tylko pewnie miałbym wyrzuty sumienia, bo jeszcze nie zasłużyłem sobie na takie spokojne życie.
Następne kroki:
Tym razem będzie tylko jeden, najważniejszy:
Rób plany i snuj marzenia, ale staraj się je sprawdzić w praktyce. Marzysz o sportowym aucie bez dachu? Postaraj się zdobyć takie na kilka godzin i zobaczyć czy naprawdę warto. Chcesz kiedyś przenieść się w tropiki i mieszkać przy plaży? Pojedź tam na tydzień i sprawdź czy to dla Ciebie.
Małe dokonania są lepsze od wielkich planów. Spróbuj już dziś życia, na które będziesz pracować przez lata. Bądź przez kilka dni osobą, którą chciałbyś być w przyszłości. Może się to okazać dużo prostsze niż myślisz albo wręcz przeciwnie - że to nie jest droga dla Ciebie.
Dodatek: Portugalia w praktyce
Gdy po raz pierwszy napisałem, że wyjechałem na dłużej z rodziną do Portugalii, to dostałem dziesiątki wiadomości, w których powtarzało się jedno pytanie: jak zorganizowałem szkołę dla 10-letniego syna. Skoro tak dużo osób pytało, to napisałem oddzielny artykuł na ten temat.
Dlatego wiedząc, że będziecie mieć do mnie więcej pytań o samą Portugalię i życie tam, to spróbuję na niektóre z góry odpowiedzieć:
Moja opinia o Maderze:
Podobało mi się:
Przyroda, połączenie oceanu z wulkanicznymi górami. Możesz leżeć na plaży albo się wspinać na szczyty. Wspaniała różnorodność, a jednocześnie brak zwierząt czy owadów, które próbują Cię zabić.
Kultura picia kawy, która kosztuje 5 złotych, a nie 20 zł jak u nas.
Idealna pogoda. Zimą jest tam tak ciepło, jak u nas w maju. Słońce, choć opala, to nie piecze i nie ma się wrażenia, że jest gorąco. I w grudniu jest jasno do 18.00.
Superczyste powietrze. Tam gdzie mieszkałem domy nie posiadały ogrzewania, więc nie było opcji, aby kopcić. Nie było zakładów przemysłowych. Do tego dochodził wiatr z oceanu, gnający świeże powietrze. Zupełnie inna jakość.
Łatwość aklimatyzacji do życia na miejscu. Wprawdzie jesteś na samym końcu Europy, ale jednak nadal w Unii Europejskiej.
Pastel de nata. Normalnie nie jem dużo słodyczy, ale przepadam za tymi wypiekami. Jeśli pomieszkałbym tam jeszcze miesiąc, to zmieniłbym nazwę 52Notatki na 52Pastele ;)
Jeśli miałbym wymienić coś, co mi się nie podobało, to wskazałbym tylko jedno:
Zwyczaj palenia papierosów w ogródkach w restauracjach i kawiarniach. Nieważne czy ktoś siedzi przy stoliku obok, ogródek jest traktowany jak palarnia. Mają gdzieś, nawet jak kopcą obok wózka z małym dzieckiem. Teoretycznie możesz usiąść w środku, ale dużo lokali jest małych i bazuje na miejscach na zewnątrz. W ogóle zaskakująco dużo ludzi tam pali, zwłaszcza starszych.
Koszty
Jak już pisałem, wydałem mniej niż zakładałem. Po kolei:
Loty: Portugalia jest na drugim końcu Europy, więc loty nie będą tanie. Ja kupiłem bilety w maju (czyli pół roku wcześniej) i zapłaciłem za jedną osobę w dwie strony 1200 zł (Wizzair z Okęcia do Funchal).
Mieszkanie: na cały pobyt mieliśmy wynajęte mieszkanie w naszej „wiosce rybackiej”. Koszt zależy od lokalizacji, wielkości, widoku z okna, etc. Spokojnie można znaleźć dom za 1.000 euro za miesiąc, ze wszystkimi opłatami i szybkim internetem. Pamiętajcie tylko, że zimowe miesiące, to okres poza sezonem dla Portugalczyków. W wakacje trudno o takie ceny.
Hotele: kilka nocy spędziliśmy w hotelach w Lizbonie i Funchal, do których dotarliśmy lokalnymi tanimi liniami lotniczymi. Wybieraliśmy hotele dobrej klasy, ze śniadaniem, które kosztowały nas w granicach 100 euro. Za te pieniądze dostawaliśmy bardzo dobrą wartość.
Jedzenie: jeśli będziesz gotować w domu, to zapłacisz za nie tyle, ile w Polsce. A jeśli jesteś fanem krewetek, cytrusów i wina, to zapłacisz za nie mniej. Nie jestem fanem kuchni opierającej się na skorupiakach, więc rzadziej jadałem w restauracjach (miałem więcej pieniędzy na pastele :))
Ceny lotów podbijają całkowity koszt wyjazdu, a sama podróż trwa 5 godzin. Dlatego moim zdaniem warto tam jechać na dłużej, minimum 2 tygodnie. A najlepiej na miesiąc i więcej, jeśli ktoś ma takie możliwości. Jeśli miałbym tam wrócić, to tym razem poleciałbym w styczniu i lutym, żeby spędzić Boże Narodzenie w Polsce. A w wakacje omijałbym ten kierunek (i całe południe Europy), bo dla mnie jest tam wtedy za ciepło.
Jeśli macie do mnie więcej szczegółowych pytań o Portugalię, to zostawmy je na sesję Q&A, którą mamy zaplanowaną na marzec. Na Instagramie 52Notatki publikuję sporo relacji stamtąd, był też oddzielny wątek o cenach - zapraszam!
A tak prywatnie…
Skala zainteresowania papierowym wydaniem 52Notatki przerosła moje oczekiwania. Trwa przedsprzedaż - dziękuję wszystkim za zakup i zaufanie. Bardzo się cieszę, że rośnie liczba osób, które w ten sposób doceniają moją pracę w tworzenie tego newslettera.
Poniższy wykres pokazuje zamówienia z pierwszego dnia przedsprzedaży. Dzięki niemu uświadomiłem się, że faktycznie dużo z Was czyta 52Notatki w sobotę rano. Widać to po rozkładzie zamówień, do których link można było znaleźć tylko w zeszłotygodniowym wydaniu.
PS: Pierwsze 1000 sztuk “52Notatki Sezon 2” będzie dodatkowo ponumerowane. Na ten moment zostało około 150 takich wydań. Zachęcam do szybkiej decyzji, jeśli interesuje Was taki egzemplarz: