Dziś piszę o tym, czego o technologii, kryzysie i sztucznej inteligencji nauczyła mnie wizyta w Muzeum Seiko w Tokio.
Ruszajmy!
Najważniejsze lekcje z kryzysu kwarcowego
Która godzina?
Dziś odpowiedź na to pytanie zna dosłownie każdy z 8 miliardów ludzi. Ale ustalenie aktualnej godziny i powszechny dostęp do tej informacji był przez tysiące lat dużym wyzwaniem. Problem był podwójny - nawet jeśli znałeś dokładny czas, to nie miało to znaczenia, jeśli inne osoby nie miały tej wiedzy.
Ludzie od wieków próbowali mierzyć czas na różne sposoby: obserwując słońce i cień czy sypiąc piasek w klepsydrach. Już w starożytnym Rzymie używano pojemników z wodą, która odliczała czas przemówień w senacie. A Chińczycy korzystali z kadzideł i świec, które spalały się w określonym tempie.
Jednak te sprytne rozwiązania miały wiele wad. Trudno było ich używać w trakcie podróży, były zawodne i nie miały jednolitych standardów. Dziś byśmy powiedzieli, że były nieskalowalne, bo przecież człowiek nie mógł ciągle chodzić z klepsydrą czy świeczką.

Dlatego ludzie musieli zupełnie inaczej podejść do tego problemu. Samemu stworzyć jednostki czasu, zbudować mechanizm, który je odliczy i zapewnić powszechny dostęp do tej informacji. Tak powstały pierwsze zegary, które zaczęły pojawiać się w średniowieczu i montowano je na wieżach ratuszowych oraz kościelnych. Były napędzane ciężarami i przekładniami, a dźwięk dzwonów informował mieszkańców o godzinach.
Od tej pory każdy, kto był w zasięgu zegara wiedział, która jest godzina, ale nie mógł samemu mierzyć czasu. Gdy w XVI wieku pojawiły się pierwsze kieszonkowe zegarki, to dostęp do nich mieli tylko arystokraci, bogaci kupcy i wojskowi. Czyli ludzie pełniący ważne funkcje lub ci uprzywilejowani. Dopiero 300 lat później pojawiły się pierwsze zegarki naręczne, ale na początku były uznawane za biżuterię, którą nosiły wyłącznie kobiety.
Wynikało to z pragmatyzmu - zegarki były duże i delikatne, a wstrząsy zaburzały ruch mechanizmu. Dopiero I wojna światowa sprawiła, że zegarki naręczne stały się standardem również dla mężczyzn. Żołnierze i piloci potrzebowali szybszego i wygodniejszego sposobu na sprawdzanie czasu, niż wyciąganie go za każdym razem z kieszeni.
Wojna istotnie przyspieszyła masową produkcję zegarków naręcznych dla mężczyzn. Branża rozwijała się coraz szybciej i biznes kwitł, aż do momentu, gdy wybuchł:
Kryzys kwarcowy
Do lat 60. ubiegłego wieku aż 95% zegarków pochodziło ze Szwajcarii i wszystkie miały mechaniczną konstrukcję. Ich produkcja była droga, skomplikowana i wymagała precyzji, a ludzie po prostu ich potrzebowali. Wszystkim się wydawało, że ten rynek jeszcze przez długi czas się nie zmieni i że pozycja Szwajcarii jest niezachwiana.
Jednak w 1969 roku japońska firma Seiko zaprezentowała pierwszy na świecie kwarcowy zegarek. Nazywał się Seiko Astron i był bardziej precyzyjny, odporny na wstrząsy, tańszy w produkcji i niemal bezobsługowy w porównaniu do zegarków mechanicznych. Mechanizm kwarcowy dawał ogromny skok technologiczny i zapoczątkował przewrót w świecie zegarmistrzostwa. W samej Szwajcarii w ciągu dekady upadło ponad 60 tysięcy firm z tej branży. To był prawdziwy pogrom.
Producenci mechanicznych zegarków postrzegali rozwój kwarcu jako kryzys. Próbowali walczyć z tą rewolucją, a nawet jej zakazać, aby chronić swój dotychczasowy model biznesowy. Dziś wiemy, że ta walka był skazana na porażkę, bo japońskie zegarki kwarcowe rzeczywiście uczyniły świat lepszym. Położyły podwaliny pod miniaturyzację wszelkiego rodzaju zaawansowanego technologicznie sprzętu i uczyniły go dostępnym dla wszystkich.
Seiko nie tylko zapoczątkowało te zmiany, ale również stało się jego największym beneficjentem. Zarząd firmy szybko zrozumiał potencjał nowej technologii i Seiko zaczęło masowo produkować zegarki kwarcowe, czyniąc je dostępnymi dla każdego. Z czasem dołączyły do nich inne japońskie firmy, takie jak Citizen i Casio, a ich ofensywa doprowadziła do globalnej dominacji japońskich producentów w latach 80.

Jaka była odpowiedź Szwajcarii?
Szwajcarskie firmy zrozumiały, że muszą się zmienić i dostosować do nowego świata. Ich pierwszym krokiem była konsolidacja biznesu. W latach 80. powstała grupa Swatch, do której z czasem dołączyło kilka ważnych marek. Swatch zadziałał jak Avengersi Marvela - zebrał ekipę bohaterów, którzy byli za słabi, aby samodzielnie wygrać na rynku. Dodatkowo sami zaczęli produkować tanie zegarki kwarcowe, które pomogły im w walce z napływem tych azjatyckich.
Kolejnym krokiem całej branży była większa optymalizacja kosztowa i uproszczenie konstrukcji zegarków. Skoro miały być dostępne dla każdego, to musiały być też tańsze w produkcji.
Jednak prawdziwie przełomowym ruchem była redefinicja luksusu. Gdy masowa produkcja kwarcowych zegarków stała się normą, Szwajcarzy przenieśli zegarki mechaniczne do segmentu luksusowego. Marki takie jak Rolex, Patek Philippe i Audemars Piguet zaczęły podkreślać ręczne rzemiosło, tradycję i ekskluzywność swoich mechanicznych czasomierzy. Hasło “swiss made” miało stać się marką samą w sobie.
Aby konkurować z kwarcem zaczęto też rozwijać mechanizmy zegarków. Skoro to miał być przedmiot luksusowy, to musiał pokazywać coś więcej niż sekundy, minuty, godziny i dzień miesiąca. Za szczytowe osiągnięcie inżynierów-zegarmistrzów można uznać wieczny kalendarz czy tourbillon, które powstały pod presją konieczności rozwoju.
Dzięki tym działaniom zegarki mechaniczne stały się symbolem statusu, a ich ceny znacznie wzrosły. Pomogło to markom luksusowym odbudować pozycję, ale nie wskrzesiło tysięcy małych firm, które upadły. Przetrwali najwięksi, najbogatsi i najsilniejsi. Nihil novi.
Wnioski z kryzysu kwarcowego:
Początkowo chciałem, aby były tylko trzy wnioski, ale ostatecznie podzieliłem je na mniejsze porcje i połączyłem z sekcją “następne kroki”.
Wiele przełomowych technologii z perspektywy czasu wygląda jak zwykła rzecz, do której człowiek miał dostęp od zawsze. Jednak ludzie przez wieki borykali się z problemem mierzenia czasu i można powiedzieć, że rozwiązali go całkiem niedawno. Oprócz zegarków doskonałym przykładem jest lodówka. To magiczne pudełko, w którym zawsze jest zimno, kompletnie zmieniło to, jak człowiek przechowuje i transportuje żywność. Lodówce należy się oddzielne wydanie 52Notatki, ale najpierw muszę odwiedzić ich muzeum :-)
Każda, nawet najsilniejsza firma w branży, prędzej czy później utraci pozycję lidera. Można to tylko odroczyć w czasie, ale nie da się tego uniknąć. Apple zmiotło z planszy Nokię i przy okazji Kodaka. Wyszukiwarka Google właśnie umiera na naszych oczach przez rozwój Open AI. Największą firmą w historii była Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska i ona też upadła, mimo że miała własną armię i to większą niż niejednego państwa.
Nie każdy kryzys jest okazją do rozwoju, ale trzeba spróbować tak na niego patrzeć. Kwarcowe zegarki, zamiast pogrążyć na zawsze szwajcarski biznes zegarkowy, uczyniły go silniejszym i bogatszym niż kiedykolwiek dotąd. Można wskazać wiele takich przykładów, które wydają się oczywiste - ale tylko, gdy jest już po fakcie.
Rewolucja technologiczna jest w stanie bardzo szybko stworzyć nowych liderów niemal w każdej branży. Seiko i Swatch to doskonałe przykłady organizacji, które znalazły swoje miejsce w zmieniającym się świecie, podczas gdy inne firmy, niezdolne do adaptacji, zniknęły z rynku.
Przełomowe zmiany trzeba umieć wykorzystać. Najlepiej mieć już statek, zanim zacznie wiać silny wiatr, albo przynajmniej szybko zacząć go budować. Seiko istniało od 80 lat, zanim przyszła rewolucja kwarcowa. Jeśli nie uda Ci się być pierwszym, to zawsze można spróbować być potem najlepszym, ale nie wiem, która droga jest lepsza.
"Kryzys kwarcowy" zostałby nazwany “rewolucją kwarcową”, gdyby zapoczątkowali go Europejczycy, a nie Azjaci. Nikt nie nazywa kryzysem powstanie Internetu czy produkcji pierwszych samochodów. To dlatego, że historię piszą zwycięzcy. To oni decydują jak przedstawić fakty i wydarzenia, oraz czy w ogóle to robić. A my, żyjąc w Europie, znamy tylko zachodnią wersję wszystkich historii. Tu warto wrócić do mojego artykułu o komorach pogłosowych: Teoria ciemnego lasu, czyli Chiny kontra Netflix
Stali Czytelnicy pewnie pamiętają, że na łamach 52Notatki kilkukrotnie pojawiał się temat zegarków. Jeden z ciekawszych tekstów to 5 lekcji z historii firmy Rolex.
Za co cenię firmę Seiko
Seiko to marka, którą dziś zna każdy. Produkują dobrej jakości zegarki do codziennego użytku, na które stać wszystkich. Ich stosunek ceny do wartości jest tu wybitnie dobry. Jeśli ktoś ma budżet rzędu kilku tysięcy złotych, to moim zdaniem nie da się kupić lepszego nowego zegarka mechanicznego niż Seiko. A dla osób, które szukają większego wyrafinowania i precyzji jest Grand Seiko, czyli ich marka córka. Moim zdaniem w każdej kolekcji zegarków jest miejsce na Seiko, chyba że ktoś kupuje je tylko przez snobizm i aby imponować innym.
Historia jak z amerykańskiego filmu
Gdyby Seiko powstało w USA, a nie w Japonii, to miałoby etos garażowego start-upu niczym Google czy Apple. Dużo zyskali na umiejętnym wykorzystaniu kwarcu, ale ta firma prężnie działała na długo przed jego wybuchem. Założył ją w 1881 roku w Tokio 22 letni Kintarō Hattori, który na początku po prostu naprawiał zegarki w małym zakładzie i nimi handlował. Ale jego ambicje były dużo większe. Po 14 latach wyprodukował kieszonkowy zegarek pod własną marką. A w 1913 stworzył pierwszy w Japonii zegarek naręczny.
Firma Seiko największy kryzys przeżyła w 1923 roku, kiedy wielkie trzęsienie ziemi w Tokio zniszczyło ich fabrykę. Stanęli na skraju bankructwa, ale udało im się odbudować i rosnąć w siłę. Z powodzeniem konkurowali z europejskimi zegarmistrzami już na długo przed kwarcową rewolucją. Po jej wybuchu nadal rozwijali konstrukcje mechaniczne, budowali ambitne komplikacje i tworzyli piękne i użyteczne czasomierze. Nie bali się sięgać po nowe rozwiązania technologiczne i dzięki nim powstał spring drive, czyli połączenie tradycyjnego mechanizmu z kwarcowym.
Dzięki temu, nosząc zegarki Seiko, mamy na ręce kawałek historii tej firmy, która działa nieprzerwanie od 144 lat.

Mój ulubiony smartwatch
Model, który ja noszę, to Seiko 5 Sports Field GMT SBSC009. To idealny zegarek dla osób, które daleko podróżują. Po pierwsze dlatego, że dzięki funkcji GMT widzę jednocześnie dwie strefy czasowe. Czyli wiem jaka jest teraz godzina u mnie w Tokio i w Polsce. A drugi powód to dyskrecja. Ten zegarek nie przyciąga niczyjej uwagi i nie krzyczy do wszystkich “patrzcie, mam pieniądze!“. Kosztował około 1300 złotych, ale z białą tarczą jest oficjalnie dostępny tylko w Japonii. Mogę go nosić wszędzie bez obaw, że ktoś mi go ukradnie. I po prostu jest ładny :)
Nie pokazuje mi setek powiadomień ani informacji o mailach, których nie przeczytałem. Nie wibruje, nie dzwoni i nie mówi mi czy zrobiłem wystarczająco dużo kroków ani czy się dobrze wyspałem. Daje mi tylko te informacje, których potrzebuję. Dlatego pół żartem, pół serio nazywam go smartwatchem. Bycie smart nie znaczy wiedzieć wszystko, tylko to, co jest nam potrzebne.
Muzeum Seiko w Tokio
Warto jest je zwiedzić, nawet jeśli nie jest się szczególnym fanem zegarków. Liczy sobie 5 pięter, na których znajdziemy setki ciekawych eksponatów, mechanizmów i oczywiście samych zegarków. Choć muzeum jest darmowe i jest w doskonałej lokalizacji (centrum dzielnicy Ginza), to było w nim zaskakująco pusto. Personel był bardzo miły, a na wejściu dali mojemu synowi zegarek Seiko zrobiony z origami :) Obecność Seiko w tej dzielnicy jest bardzo wyraźna, mają kilka rzucających się w oczy budynków, które stoją w sąsiedztwie najbardziej luksusowych marek modowych świata.
Więcej zdjęć i wideo z tego miejsca opublikuję w ten weekend na Instagramie 52Notatki. Będzie też relacja z mojego treningu sumo (uprzedzam, że to clickbait :-), spotkania z Gundamem pełnych rozmiarów i z bezsenności w Tokio. Przypominam, że publikuję je w formie relacji, więc znikają po 24 godzinach.

A tak prywatnie
Mam jeszcze jeden wniosek, który przyszedł mi do głowy, gdy skończyłem pisać dzisiejsze wydanie:
Skoro pierwszy zegarek kwarcowy powstał w 1969 roku, to mamy powszechny dostęp do tej technologii dopiero od 56 lat. Czyli nasi dziadkowie czasem musieli się pytać obcych ludzi na ulicy “która godzina”, a my mamy na zawołanie dostęp do całej wiedzy zgromadzonej przez człowieka. Każdy z nas chodzi ze smartfonem w kieszeni, który daje nieskończenie więcej możliwości niż tylko wskazywanie aktualnej godziny. W 56 lat skoczyliśmy z epoki mechanicznych zegarków naręcznych do ery komputerów i informacji.
W jedno pokolenie zrobiliśmy absurdalny skok technologiczny. Nigdy dotąd życie ludzi nie zmieniło się tak drastycznie, w tak krótkim czasie. I wcale się nie zapowiada, abyśmy mieli zwolnić. To dlatego czasami tak trudno jest nam się połapać w tym świecie i zrobić użytek ze wszystkich dobrodziejstw technologicznych.
Post Scriptum: Od kilku dni mieszkam w Tokio i zostanę tu ponad 2 tygodnie. Poprzednie dwa tygodnie spędziliśmy w Osace i Kioto. Cała moja podróż po Azji pewnie doczeka się oddzielnego wydania, jak już wrócę do Polski.
🤫