Rybak i Bankier, czyli sprawdzam jak to jest cieszyć się życiem i mało pracować
Ten wyjazd to eksperyment na samym sobie
Bankier radzi rybakowi jak żyć
Dziś zacznę od opowieści. Możliwe, że ją już znasz. Nie wiem gdzie ja ją usłyszałem pierwszy raz, ale było to wiele lat temu. I przez cały ten czas ignorowałem jej sens. Aż do dnia, gdy dopiero sam doszedłem do takich samych wniosków.
Meksykański rybak
Pewien zamożny amerykański bankier spędzał urlop w małej nadmorskiej miejscowości w Meksyku. Przechadzając się po molo dostrzegł rybaka, który właśnie cumował swoją łódź. Amerykanin pogratulował mu połowu i zapytał, ile czasu zajęło mu złowienie tych kilku ryb.
Rybak odpowiedział, że zaledwie godzinę. Zdziwiony Amerykanin zapytał, dlaczego nie został dłużej na morzu i nie napełnił całej łodzi rybami.
Meksykanin odpowiedział, że złowił wystarczająco dużo, aby zaspokoić potrzeby swojej rodziny, więc wraca do swojej wioski. Zaciekawiony Amerykanin zapytał wówczas: „co robisz z resztą swojego czasu, przecież dopiero południe?”.
Meksykański rybak powiedział: „Śpię do późna, bawię się z dziećmi, spędzam sjestę z żoną i chodzę do wioski, gdzie popijam wino i gram na gitarze z moimi amigo. Mam dobre i zajęte życie”.
Amerykanin zaśmiał się i odpowiedział:
„Dobrze trafiłeś, bo jestem doświadczonym biznesmenem i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu ryb, a za zarobione pieniądze kupić większą łódź. Dzięki temu zarobisz na flotę łodzi rybackich, otworzysz własną fabrykę konserw i będziesz kontrolować całą dystrybucję. Wtedy opuścisz tę małą przybrzeżną wioskę rybacką i przeniesiesz się do większego miasta, aby tam prowadzić swoje przedsiębiorstwo”.
Rybak zamyślił się i zapytał: „Ale jak długo to wszystko zajmie?”. Na co Amerykanin odpowiedział, że około 15 - 20 lat.
„Tylko co dalej?” - dopytywał Meksykanin.
Amerykanin znowu się roześmiał i powiedział: „To najlepsza część. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas, sprzedasz swoją firmę i staniesz się bardzo bogaty. Zarobisz miliony!”.
„Miliony – ok, a co dalej?” - ponownie zapytał rybak.
Amerykanin powiedział: „Wtedy mógłbyś przejść na emeryturę. Przeprowadzić się do małej nadmorskiej wioski rybackiej, gdzie mógłbyś spać do późna, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę z żoną i spacerować do wioski, gdzie popijałbyś wino i grał na gitarze z amigos…”
Ludzie reagują na tę historię na dwa skrajne sposoby.
Jedni wierzą, że faktycznie ma głębszy sens, a drudzy traktują ją jako tanią opowiastkę motywacyjną. Problem leży gdzie indziej - praktycznie nie ma osób, które spróbowałyby faktycznie żyć w ten sposób.
Dlatego ja postanowiłem spróbować.
Przeprowadzka do Portugalii
Miesiąc temu razem z rodziną wyprowadziłem się z Polski.
Od pierwszego grudnia mieszkam w małym mieście na portugalskiej wyspie i zamierzam tu zostać przez kilka miesięcy. Do teraz wiedziało o tym raptem kilka osób, bo celowo publicznie o tym nie pisałem.
Zdjęcie powyżej to widok z mojego okna, z którego patrzę na ocean, góry i palmy. Średnia temperatura zimą to 20 stopni, a ciemno robi się dopiero po 18.00.
Mój dzień wygląda podobnie do tego rybaka z opowieści. Co rano wstaję, aby popracować na komputerze. Mam około dwóch godzin dla siebie, podczas których czytam i piszę. Kiedy reszta rodziny też wstanie, to wszyscy idziemy na kawę i pastéis de nata do lokalnej kawiarni.
Niemal codziennie chodzimy nad ocean, do którego mam kilka minut piechotą. Gram tu w piłkę z synem, chlapiemy się wodą i przewracamy o fale. Pomimo ciepłej i słonecznej pogody, jest tu bardzo mało ludzi, bo jesteśmy poza sezonem turystycznym.
Nie chcę, aby były to beztroskie wakacje, więc wieczorem znowu siadam do komputera. Pilnuje się jednak, żeby testować życie meksykańskiego rybaka, który przede wszystkim cieszy się życiem, a pracuje tylko tyle, ile musi. Dlatego ograniczam swoje zajęcia i obowiązki do minimum. Celową wybrałem małą, “rybacką“ miejscowość, z ograniczoną listą atrakcji i rozrywek.
Nie wiem czy taki styl życia się dla mnie sprawdzi. Zostanę tu jeszcze trochę i dam Wam znać, jak wrócę.
Po co tu przyjechałem?
Przede wszystkim po to, aby sprawdzić czy postawiłem drabinę o właściwą ścianę. Czy warto latami cieżko pracować, aby potem pojechać na emeryturę na ciepłą wyspę i cieszyć się życiem “meksykańskiego rybaka“? Wielu z nas z góry przyjmuje taką wizję życia za wartą zachodu, a ja wolę sprawdzić to w praktyce już teraz.
Chce też znaleźć odpowiedź na pytanie czy jeśli najciekawszą rzeczą jaką robisz jest Twoja praca, to czy wygrałeś życie czy je przegrałeś? Bo może faktycznie sama droga jest ważniejsza od celu?
Myślę, że przywiozę stąd wiele ciekawych przemyśleń, które będą miały duży wpływ na moje długoterminowe decyzje.
Drugim powodem jest moja teoria, że życie jest za krótkie, aby mieszkać ciągle w tym samym miejscu. Po ponad dekadzie spędzonej w Warszawie czuję, że tracę tam tylko energię. Płacę wysoką cenę (liczoną pieniędzmi, czasem i zdrowiem) za mieszkanie blisko muzeów i restauracji, których już nie odwiedzam. Wiem, że chcę się stamtąd wyprowadzić, muszę tylko zdecydować gdzie. Zobaczymy czy przez te kilka miesięcy zatęsknię za Warszawą i dużym miastem. Mam w planach na 2024 r. potestować życie w kilku lokalizacjach w kraju i za granicą.
Trzeci powód mojego wyjazdu właśnie teraz i w to miejsce to moja relacja z synem. Ma 10 lat i wiem, że lada moment wejdzie w wiek, w którym nasze kontakty pewnie się zepsują. Tata przestanie być fajny, ważniejsi będą znajomi i samodzielne poznawanie świata. Dlatego chcę jak najlepiej wykorzystać te ostatnie lata. Zwłaszcza że dziecko w tym wieku najbardziej liczy na poświęcony czas i atencję, a nie drogie prezenty czy wyszukane atrakcje. Myślę też, że przeprowadzka na kilka miesięcy do innego kraju poszerza horyzonty w młodym wieku i zmienia perspektywę.
Życie, od którego nie chcesz uciec
Rok temu opublikowałem artykuł Przepis na niezależność finansową, czyli jak stworzyć życie, od którego nie chcesz uciec. Opisałem w nim moją filozofię finansową, dlaczego bliżej mi do barista FIRE i wyznaczyłem 6 kroków, które pozwoliły mi teraz wieść takie życie.
Ten tekst oraz mój wyjazd to najlepszy przykład co mam na myśli mówiąc, że newsletter piszę głównie dla samego siebie. Nie próbuję nikogo pouczać w Internecie ani udawać kogoś, kim nie jestem. Za dużo jest ludzi, którzy mówią innym jak żyć, a sami nie słuchają własnych rad. A ja pisałem wielokrotnie, że czas to nie pieniądz, a prawdziwy majątek to niezależność i kontrola nad własnym czasem.
Ten wyjazd to eksperyment przeprowadzany na samym sobie i trudno jest powiedzieć jak się zakończy.
Czy coś się teraz zmieni w newsletterze?
Nie, newsletter będzie wychodził bez zmian w każdą sobotę o 7.00. Ostatnie cztery wydania były już napisane z Portugalii i chyba nikt się nie zorientował (oprócz kilku czujnych osób, które zwróciły uwagę na jedną nocną wysyłkę 🙂 )
Tematyka pozostaje ta sama, czyli skupiona wokół tego, co mnie w danym czasie interesuje. Uspokoję Was, że nie zrobi się z tego blog podróżniczy, trzymam się punktów, które opisałem w Świątecznym Wydaniu Specjalnym.
Mam dużo dobrego i trudnego zaplanowane na 2024. Mam nadzieję, że dla Was przyszły rok też będzie lepszy niż obecny!
Post Scriptum:
Jeśli chcecie wiedzieć więcej co się u mnie teraz dzieje oraz zajrzeć za kulisy newslettera to zapraszam na Instagram 52Notatki, który specjalnie w tym celu aktywowałem. Zwłaszcza, że jesteśmy tam w kameralnym gronie liczącym 500 osób :)