Tysiąc godzin poza domem i cyfrowy niedobór w akcji
Po tym wydaniu zrozumiesz, dlaczego bitcoin drożeje i pójdziesz do lasu
Przeciętny Amerykanin spędza 87% swojego życia w zadaszonych pomieszczeniach.
Kolejne 6% życia przebywa w pojazdach. Łącznie daje to aż 93% życia wewnątrz.
Gdy zobaczyłem te dane, to pomyślałem to samo co Ty: „ehh… ci Amerykanie, ja na pewno spędzam więcej czasu na zewnątrz”. A potem zacząłem liczyć i okazało się, że wcale nie jest mi do nich tak daleko. Wystarczy duet 8 godzin snu i 8 godzin pracy biurowej i już na starcie mamy 67% dnia spędzonego w budynku. Dodajmy do tego zakupy, sprzątanie, oglądanie telewizji, czytanie, spotkania ze znajomymi - wszystko to robimy wewnątrz. A nasze dzieci wraz z nami.
Dlatego postanowiłem podejść do problemu od drugiej strony. Skoro spędzam na zewnątrz tylko 10% życia, to jak mogę najlepiej wykorzystać ten czas? Mam dobrą wiadomość - znalazłem bardzo dobre rozwiązanie. Ale najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie:
Dlaczego to jest ważne?
Jest cały szereg korzyści wynikających z ruchu na świeżym powietrzu. I wcale nie chodzi o górskie wspinaczki czy spływy kajakowe. Wystarczy spacer lub inna niska aktywność w otoczeniu zielonym (parki, lasy, góry) lub niebieskim (stawy, rzeki, jeziora, morza). Dzięki temu zyskamy:
Poprawę zdrowia fizycznego: ruch daje lepszą kondycję serca, płuc, zwiększa wytrzymałość, podwyższa spalanie kalorii.
Zmniejszenie poziomu stresu: kontakt z naturą sprzyja relaksacji i odprężeniu, pomaga obniżyć poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu.
Polepszenie jakości snu: światło słoneczne pomaga regulować melatoninę i serotoninę, które są ważne dla cyklu snu i dobrego samopoczucia.
Zwiększenie poziomu witaminy D: ekspozycja na światło słoneczne jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na jej zwiększenie. Witamina D jest kluczowa dla zdrowia kości, systemu odpornościowego i wielu innych funkcji organizmu.
Zwiększenie koncentracji i kreatywności: czas spędzony na zewnątrz może poprawić zdolności poznawcze, w tym koncentrację i kreatywność. Naturę często wykorzystuje się jako środowisko wspierające naukę i twórcze myślenie.
Koniec suchej teorii, przejdźmy do praktyki:
Reguła 20-5-3
Jej autorką jest dr Rachel Hopman z Uniwersytetu Northeastern w USA. Reguła powstała w drodze badań nad zmianami neurologicznymi, jakie przynosi człowiekowi spędzanie czasu w naturze. Oto jej znaczenie:
Po pierwsze: 20 minut 3 razy w tygodniu
Tyle czasu powinnismy spędzać na świeżym powietrzu trzy razy w tygodniu. Chodzi tu o miejsca typu park, ogród botaniczny, a w ostateczności alejkę wysadzaną drzewami. Spacer po zabetonowanym rynku czy wśród osiedlowych bloków nic nam nie da.
Z badań dr Hopman wynika, że już 20 minut wystarczy, aby pobudzić funkcje poznawcze i pamięć, a także poprawić samopoczucie. Możemy też liczyć na obniżenie kortyzolu, czyli tzw. hormonu stresu. Ważna sprawa - w badaniach czytamy: odkryliśmy, że osoby korzystające z telefonu komórkowego podczas spaceru nie zauważyły żadnej z tych korzyści.
Po drugie: 5 godzin w miesiącu
Dr Hopman dowodzi, że każdy powinien spędzać w miesiącu 5 godzin w półdzikiej przyrodzie. Zalicza się do niej las, park krajobrazowy bądź inne miejsce, gdzie napotkamy jak najmniej budynków i samochodów.
Potwierdzają to badania przeprowadzone przez fiński rząd. Sprawdzano w nich wpływ natury na mieszkańców miast, którzy spędzali czas w parkach miejskich, lasach i rezerwatach. Wnioski były podobne: zieleń miejska pomaga, ale przebywanie na łonie półdzikiej przyrody wzmacnia pozytywne efekty i sprawia, że utrzymują się dłużej. Im dziksza przyroda, bez żadnych udogodnień (typu ławki, ścieżki, kawiarnie), tym lepiej.
W mieście jesteśmy otoczeni przez płaskie obiekty, proste kąty i matowe kolory. Natura to fraktale, złożone wzory i zróżnicowana paleta kolorów. Do tego dochodzi inna wilgotność powietrza oraz dźwięki niesłyszalne w miejskim zgiełku. Wszystko to ma na nas wpływ, również na poziomie podświadomym, który trudno jest dostrzec.
Po trzecie: 3 dni w roku
Najlepszy efekt uzyskasz spędzając 3 dni w roku poza domem, na łonie natury. Może to być namiot, kamper albo wynajęty domek w górach, lesie bądź nad wodą. Chodzi o dłuższe odcięcie się od terenu miejskiego, złapanie harmonii z naturą i utrzymanie jej przez kilka dni.
Co ciekawe, takich wyjazdów w naturę z powodzeniem używa się w leczeniu żołnierzy, którzy cierpią na zespół stresu pourazowego (PTSD). Przygotowując ten artykuł znalazłem szereg przykładów, gdzie dłuższe przebywanie wśród dzikiej przyrody było używane przez lekarzy w różnego rodzaju terapiach.
Minimalna dawka
Reguła 20-5-3 służy jako elastyczny schemat, a nie ścisła recepta. Jej celem jest inspirowanie ludzi do włączania czasu spędzanego na zewnątrz do ich rutyn. To dawka minimalna, a nie optymalna. 20 minut w parku, trzy razy w tygodniu brzmi dla mnie jak porcja dla kogoś, kto jest ultrazapracowany i mieszka w wielkim mieście albo chce faktycznie zrobić absolutne minimum. Nie jestem w żadnej z tych grup, dlatego w moich planach na ten rok uwzględniłem wyzwanie:
Tysiąc godzin poza domem
Nazwa mówi wszystko - chodzi o to, aby spędzać dużo więcej czasu na świeżym powietrzu. Brzmi prosto, ale nie będzie łatwo, bo:
Wymaga to gruntownej zmiany podejścia do spędzania czasu. Bycie „w domu” zawsze jest punktem startowym, a tu potrzebujemy z automatu spędzać czas na zewnątrz.
Wymaga kreatywności, bo nie chodzi o to, aby do znudzenia chodzić po tym samym parku albo pobliskim lesie.
Wymaga konsekwencji, bo 2 - 3 fajne weekendowe wypady podczas wakacji to za mało, aby uzbierać tysiąc godzin.
Dlatego mój pomysł jest następujący:
Codziennie wychodzę na godzinny spacer z psem, bez względu na pogodę czy dzień tygodnia. Na szczęście niedaleko domu mam sporo zielonych terenów.
W każdy weekend jadę na 2-3 godzinny spacer do parku krajobrazowego, lasu bądź rezerwatu w bliskiej odległości od Warszawy (jest tu tego sporo). To dobra opcja, aby zabrać ze sobą rodzinę.
Planuję weekendowe wyjazdy pod namiot z synem w okresie wakacyjnym. W minionych latach już kilka takich zaliczyliśmy i bardzo nam się podobały. Jestem namiotowym amatorem, więc nie nocujemy w dziczy ani nie gotujemy sami. Wybieramy kempingi nad morzem, przy jeziorach i pod górami. Takie, które są dobrze utrzymane, mają sanitariaty, a często place zabaw czy opiekę ratownika nad wodą. To też świetna okazja dla dziecka do budowy umiejętności społecznych i zabawy z nieznanymi rówieśnikami. Kosztuje to niewiele, a najlepsze jest to, że nie trzeba nic rezerwować, tylko jedzie się, jeśli pogoda dopisuje.
Myślę, że w ten sposób uda mi się bez problemu zebrać wspomniane tysiąc godzin. Najwięcej godzin uzbieram latem, ale już teraz warto zacząć korzystać z pierwszych słonecznych dni. Nie zamierzam używać żadnych aplikacji do liczenia czasu, zwłaszcza że chodzi o to, aby odciąć się od ekranów i elektroniki. Wiadomo, że pod namiot wezmę telefon, ale zostanie w samochodzie.
Planowanie każdego weekendu
Właśnie teraz, gdy jeszcze jest zimno i szaro, warto poszukać w swojej okolicy miejsc, które odwiedzimy, gdy zrobi się cieplej. Inspiracji można poszukać u blogerów podróżniczych, wszystko zależy kto gdzie mieszka i jakie ma warunki. Po mediach społecznościowych krąży hashtag #1000hoursoutside, jest też strona internetowa pod tym adresem, która promuje to wyzwanie. W Polsce realizuje je m.in. Monika z bloga zielonawsrodludzi.pl, która publikuje ciekawe relacje ze swoich wypraw.
Na ten moment zaplanowałem wszystkie majowe i czerwcowe weekendy oraz kilka wakacyjnych. Moja logika jest taka, że jeśli nie mam jeszcze planów rodzinnych czy zawodowych, to po prostu blokuję sobie weekend na wyjazd za miasto. To trzeba zrobić wcześniej, bo jak będziemy się co sobotę rano zastanawiać, dokąd tu pojechać, to się to skończy wszystkim, tylko nie wyjazdem.
Pod namiot jeździmy na dwie noce, a jeśli jest to gdzieś dalej niż 2 godziny jazdy z Warszawy, to na 4. Polecam zwłaszcza jeśli ma się dziecko w wieku 6-12 lat, można też wynająć domek ze znajomymi.
Następne kroki:
Nigdy dotąd w historii ludzkości nie spędzaliśmy tak dużo godzin wewnątrz budynków i pojazdów. Warto zwracać na to uwagę, szczególnie gdy przyjdzie wiosna i lato.
Kontakt z naturą ma na nas bardzo korzystny wpływ, dlatego powinien na stałe trafić do naszych rutyn.
Źródła badań na które się powołuję 1 , 2 i 3
Bitcoin, czyli cyfrowy niedobór w akcji
W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 2024 roku bitcoin podrożał o 45%. Luty był dla niego najbardziej wzrostowym miesiącem od 3 lat. O krypto znowu zrobiło się głośno i wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze głośniej. Wiąże się to z dwoma ważnymi wydarzeniami, które prowadzą do digital scarcity, czyli cyfrowego niedoboru. Ale zacznijmy po kolei.
ETFy na krypto, czyli instytucje wchodzą do gry
Tradycyjny sektor finansowy od lat szukał sposobu na to, jak zarobić na kryptoaktywach. Albo przynajmniej zatrzymać odpływ depozytów, który nasilał się przy każdej krypto hossie. Obserwowałem to od wewnątrz, pracując w bankowości. Odważni klienci sami kupowali krypto na różnych giełdach. Ci mniej zdecydowani pytali czy można to jakoś zrobić w banku lub na koncie maklerskim. Nie było to możliwe, a w mass mediach dominowała negatywna narracja na temat krypto.
Teraz wszystko się zmieniło. Od stycznia 2024 roku w USA legalnie działają ETFy oparte o bitcoina. Oznacza to, że przeciętny Amerykanin może zarabiać na wzrostach bitcoina na tradycyjnym rachunku maklerskim. Tym samym, na którym kupuje akcje Coca-Coli, Apple czy inne papiery wartościowe. Nie musi otwierać konta na giełdzie kryptowalutowej, uczyć się jak działa Uniswap i DEXy, ani kupować ledgera czy innych portfeli. Nie boi się, że ktoś go okradnie po drodze i straci swoje aktywa. Po prostu kupuje ETFa w firmie inwestycyjnej, którą zna od dawna.
To ogromne ułatwienie. Wprawdzie nie staje się przez to posiadaczem bitcoina, ale zarabia, gdy on rośnie i traci, gdy spada.
Czy to rozwiązanie jest popularne? Bardzo. BlackRock zebrał już ponad 10 miliardów dolarów w swoim ETFie na bitcoina. Zajęło mu to niecałe 2 miesiące i obecnie jest największym ETFem w branży. Oprócz niego wszystkie wiodące firmy z sektora już uruchomiły własne ETFy albo zrobią to niebawem. Zmienia się narracja, kiedyś mówiono, że jest ryzykownym aktywem, nie ma wartości i jest używany przez przestępców. Obecnie jest promowany, jako rozsądny element portfela inwestycyjnego.
Pamietajmy tylko, że minęły niecałe dwa miesiące odkąd wystartowały kryptoETFy. I że na razie są dostępne tylko dla amerykańskich inwestorów.
Halving, czyli mniej za tyle samo
Tymczasem świat krypto od dawna czeka na halving bitcoina, który będzie miał miejsce w kwietniu tego roku. Odbywa się co 4 lata i oznacza redukcję o połowę nagrody za wydobycie kolejnego bloku w sieci bitcoin. Obecna wynosi 6,25 BTC, a po halvingu spadnie o połowę, czyli do 3,125 BTC. To proces automatyczny, zaszyty w protokół bitcoina. W 2009 roku górnicy dostali aż 50 bitcoinów za blok, ale cena BTC była wtedy dużo niższa niż obecnie.
Halving ma na celu spowolnienie przyrostu nowych monet wraz z ich rosnącą popularnością. Czyli ograniczenie inflacji. To mechanizm odwrotny do tego, który stosują banki centralne. Jak wiemy drukują coraz więcej gotówki, przez co jest ona fatalnym miejscem do przechowywania majątku (pisałem o tym tutaj).
W przeszłości halving przekładał się na wzrosty cen z prostego powodu: dużo wolniej przybywało nowych bitcoinów na rynku. Dlatego społeczność skupiona wokół tej kryptowaluty wypatruje halvingu, licząc na nowe rekordy cenowe.
A jak już wiemy, zbiega nam się to czasowo z wejściem do gry kryptoETFów. Będzie to prowadziło do nasilenia się zjawiska zwanego jako:
Digital scarcity, czyli cyfrowy niedobór
Cyfrowe dobra łatwo jest skopiować. Dosłownie wystarczy kliknąć w “kopiuj” i już mamy dwie “sztuki“ tej samej grafiki, ebooka czy innego pliku. Jest kilka sposobów, aby to utrudnić. Programy mają różne kody aktywacyjne albo powstają nowe wersje, za które trzeba ponownie płacić.
Dopiero dzięki technologii blockchain można w pełni limitować liczbę cyfrowych aktywów. Szczególnie głośno było o tym podczas hossy na NFT dwa lata temu. To wtedy świat się nauczył, że internetowe grafiki mogą mieć ograniczoną liczbę i kosztować setki tysięcy złotych. W tę branżę weszły firmy, które mają ogromne biblioteki cyfrowe, takie jak Disney czy The New York Times. Na razie nieśmiało, ale już wiadomo, że zarobią miliony na tokenizacji wartości intelektualnej, której dotąd nie miały jak sprzedać.
W przypadku bitcoina mamy szczególny przypadek, bo jego liczba jest ograniczona do 21 milionów. Nie da się ich więcej stworzyć. A przez te 15 lat od powstania, wiele z nich zostało zgubionych lub zapomnianych. Więc liczba, jaka jest w obiegu, to istotnie mniej niż 21 milionów.
I teraz dochodzimy do sedna: halving ogranicza tworzenie nowych bitcoinów, więc podaż spada. Uruchomienie kryptoETFów prowadzi do zwiększenia liczby kupujących, więc popyt rośnie. A co się dzieje z towarami i usługami, których jest mało, a dużo osób chce kupić?
W ten sposób dochodzimy do sedna mechanizmu cyfrowego niedoboru. Bitcoin ma dużą szansę stać się jego pierwszą “ofiarą“ lub “beneficjentem“. Wszystko zależy czy oceniający będzie go miał w swoim portfelu.
Następne kroki:
W tym momencie warto wrócić do mojego artykułu “Paradoks więźnia, czyli o co chodzi z tym bitcoinem”. Napisałem go dwa lata temu, w 16 wydaniu 52Notatki. Tłumaczyłem tam, o co toczy się rozgrywka w świecie krypto. Jego treść jest w pełni aktualna, tylko banki zmieniły stronę, po której grają. Polecam, artykuł jest na stronie 135 w Sezonie 1, do nabycia tutaj:
A tak prywatnie…
Dwie rzeczy, których brakowało mi na co dzień przez dwa miesiące pobytu w Portugalii, to czytanie fizycznych książek i możliwość odręcznego pisania dziennika. Z uwagi na limity bagażu wziąłem ze sobą tylko jedną książkę i to z 1968 roku. Będę o niej szerzej mówił w podcaście, który mam nadzieję uruchomić już w tym miesiącu. Przeprosiłem się ze swoim Kindlem, ale to nie to samo, co papier.
Podobnie z dziennikiem - pisałem go na laptopie, ale to kompletnie inne doświadczenie. Teraz wieczorami przepisuję go ręcznie do mojego 5-letniego Hobonichi. Opłacało się go skrupulatnie prowadzić przez cały zeszły rok, bo teraz codziennie widzę to, co zanotowałem 365 dni wcześniej. A za rok będzie jeszcze lepiej, bo będę widział wpisy sprzed dwóch lat. Wrzucę przez weekend na Instagram 52Notatki jak to wygląda w praktyce.
PS: Przypominam, że trwa przedsprzedaż 52Notatki Sezon 2 i dodruk Sezonu 1. Czyli wszystkie moje artykuły z dwóch lat można mieć w formie tradycyjnej książki lub wygodnie przeczytać w ebooku. Jak się pewnie domyślacie, ja jestem w zespole papier :)
Po szczegóły zapraszam TUTA