W tym wydaniu będziemy przeparkowywać samochody, chodzić po ulicy, oswajać ciszę i korzystać z pustki. Ruszajmy, a raczej jak mówią w Japonii, Ikuzo!
Ma, czyli przestrzeń między rzeczami
Czy tylko mi się wydaje, że japońskie ulice są jakieś inne?
Poniżej kilka zdjęć z Osaki, które zrobiłem w minionych dniach. Jest w nich coś bardzo innego, jeśli nawet nie dziwnego.
Przez pierwsze dni pobytu w Japonii nie mogłem zrozumieć w czym leży urok tutejszych ulic i dlaczego są tak bardzo inne od tych w moim mieście. Dopiero teraz to zrozumiałem:
Tu nie ma zaparkowanych samochodów. Oczywiście jeździ ich cała masa, ale gdy nie są w ruchu, to nie ma ich na ulicach.
Dopiero nieobecność aut pozwala sobie uświadomić, jak mocno wrosły w krajobraz naszych miast. Nie jestem przeciwnikiem samochodów, ale miasto wyglada dużo lepiej bez nieskończonych rzędów aut, które stoją wszędzie, gdzie tylko są w stanie wjechać. A gdy już są zaparkowane, to stają się przeszkodami, cudzymi meblami, które utrudniają życie wszystkim oprócz ich właścicieli. Zabierają przestrzeń pieszym, rowerzystom, rodzicom z wózkami, drzewom i miejskiej zieleni. Powszechny zakaz parkowania to również znacznie mniej znaków drogowych. Nie trzeba informować kierowców czy, kiedy, ani na jak długo mogą tu zostawiać pojazd. A wszyscy wiemy co się dzieje, gdy znaków jest za dużo - zaczynamy je ignorować.
Brak zaparkowanych samochodów pozwala zupełnie inaczej rozwinąć się chodnikom. W przypadku wąskich uliczek nie są one wyraźnie odgrodzone od ulicy. Czasem jest to tylko wyrysowana linia, ale generalnie wszyscy się mieszczą, a piesi nie chodzą przyklejeni do pobocza. Gdy mamy mniejszą przestrzeń do dyspozycji, to jesteśmy zmuszeni, aby ją lepiej wykorzystać. I podzielić się nią ze wszystkimi. Takie wąskie uliczki mają swoją magię i wcale nie trzeba lecieć do Japonii, aby je spotkać. Znajdziemy je w wielu polskich i europejskich miastach, najczęściej w okolicach starówki.

Ten wstęp może brzmieć jak początek manifestu miejskiego aktywisty. Bez obaw - nie będę tu nawoływał do zakazu ruchu samochodów ani walczył o przeprojektowanie naszych miast. Stali Czytelnicy wiedzą, że wierzę, że zanim pójdzie się zmieniać świat i mówić innym jak mają żyć, to najpierw trzeba zmienić siebie. Pościelić własne łóżko, zanim się zacznie porządkować cudze życie. I odpokutować własne grzechy, zanim będzie się sądzić innych.
Dlatego zacząłem drążyć temat japońskich ulic pod kątem zmian, jakie faktycznie mogę wprowadzić we własnym życiu. I w ten sposób dotarłem do japońskiej koncepcji Ma, którą można przetłumaczyć jako:
Przestrzeń między rzeczami
Filozofię Ma (間) można rozumieć jako “przestrzeń pomiędzy”, dosłownie oznaczającą lukę lub pauzę. Ma nie jest brakiem czegoś – to celowa przerwa, która pozwala na refleksję, odpoczynek lub budowanie napięcia. Nie odnosi się tylko do fizycznej przestrzeni, ale także do czasu, rytmu i emocji. Dzięki świadomemu wykorzystaniu pustki nadajemy znaczenia otaczającym ją elementom.
Wszystkie te interpretacje można dostrzec zarówno w tradycyjnych japońskich domach czy ogrodach, jak i w sztuce, designie, muzyce i teatrze.
Można też tę filozofię ująć jako:
Czas między klaśnięciami
W ten ciekawy sposób koncepcję Ma zdefiniował japoński reżyser Hayao Miyazaki. Jest współzałożycielem Studia Ghibli i ma opinię jednego z najwybitniejszych twórców animacji w historii. W wywiadzie z 2013 roku powiedział:
Nie każda scena musi być podyktowana fabułą. Zamiast tego bohaterowie czasem po prostu usiądą na chwilę, spojrzą na płynący strumień, westchną albo zrobią coś niepozornego. Nie po to, by popchnąć historię do przodu, ale by oddać poczucie czasu, miejsca i tego, kim są. Mamy na to słowo w języku japońskim. Nazywa się Ma. Jest to celowa pustka.
[w tym momencie Mijazaki zaczyna klaskać w dłonie]
Czas pomiędzy moimi klaśnięciami to Ma. Jeśli masz tylko nieprzerwaną akcję, bez żadnej przestrzeni na oddech, to jest po prostu “zajętość” (w oryginale: “busyness“). Ale jeśli zrobisz chwilę przerwy, wtedy napięcie budujące się w filmie może nabrać większego wymiaru. Bo jeśli jest stale utrzymywane na wysokim poziomie, to w końcu widz staje się na nie odporny.
Ten element narracji pojawia się wielokrotnie w filmach Miyazakiego i sprawdza się doskonale. Weźmy jego najbardziej znaną produkcję, czyli “Spirited Away”. Jest tam blisko dwuminutowa scena w pociągu, podczas której nie dzieje się nic istotnego dla fabuły. Nie ma tu akcji, rozwoju postaci ani żadnego kluczowego momentu dla historii. Jest to po prostu zasłużona chwila przerwy po szaleństwie, jakie odegrało się w łaźni.
Podobny zabieg zastosowano w “Mój sąsiad Totoro”, gdy dziewczynki czekają na ojca, stojąc w deszczu na przystanku autobusowym. Widz potrzebuje mieć czas, aby przetworzyć wszystko, co właśnie się wydarzyło, tak samo jak robią to w tym czasie bohaterowie animacji. Pisałem o tym przed tygodniem, że w życiu rzadko kiedy każde działanie jest intencjonalne.

“Czas między klaśnięciami” to fantastyczne porównanie, które pozwala spojrzeć zupełnie inaczej na ciszę i pauzę. Bo to one mają tu prawdziwą moc, a nie sam dźwięk klaśnięcia. Jednak na co dzień traktujemy ją jako coś, czego powinniśmy unikać.
“Ale tu pusto!”
Gdy ktoś powie te słowa po wejściu do Twojego domu, to raczej nie odbierzesz ich jako komplement. To dlatego, że w naszej kulturze pusta przestrzeń niemal zawsze jest postrzegana negatywnie. Bez względu na to czy masz pusto w mieszkaniu, w głowie, na półkach czy w kieszeniach.
Tak samo cisza, luki i pauzy - one też są uważane za wady. Gdy przemawiasz na scenie, to nie możesz zamilknąć na dłużej niż kilka chwil. Cisza od razu będzie odbierana negatywnie. Gdy ktoś zada Ci pytanie, to nie możesz długo się zastanawiać nad odpowiedzią. Nawet jeśli dzięki temu będzie ona lepsza. A jeśli pójdziesz na rozmowę o pracę, to luka w karierze zawsze wywoła podejrzliwe pytania o jej powód.
To dlatego zawsze staramy się zapełnić pustą przestrzeń. Często byle czym, aby tylko nie było wrażenia pustki, ciszy ani pauzy. Co gorsza, dzisiejszy świat wspiera ten hałas do poziomu sięgającego patologii. Żyjemy w nieustannym napływie informacji, wiadomości, dźwięków i obrazów. Jeśli akurat nie ma ich wokół nas, to wystarczy sięgnąć do kieszeni po telefon. Tam zawsze coś się dzieje, zawsze jest jakiś pilny temat, jakieś wideo, historia czy post. Nie ma ciszy i nie ma pustki.

Cyfrowe Ma
Całe szczęście powoli rośnie popularność "cyfrowych detoksów" i świadomość szkodliwości bycia non stop podpiętym do zalewu danych z Internetu. Coraz częściej mówi się też o konieczności trzymania telefonu poza sypialnią, czy nieużywania go w trakcie wspólnych posiłków.
Myślę, że szukanie korzyści w byciu offline można uznać za formę "cyfrowego Ma". Sam od dawna czułem, że to ważne, tylko dotąd nie potrafiłem tego tak zdefiniować. Pewnie pamiętacie moje teksty o solo-weekendzie, cyfrowym szabacie, corocznych porządkach i przytłoczeniu informacyjnym. Skupiałem się w nich na przyczynie, ale po jej wyeliminowaniu, korzyści jest jeszcze więcej. Bo tak jak każdy posiłek smakuje lepiej, gdy jesteśmy głodni, tak samo zupełnie inaczej przyswaja się wiedzę, gdy wyjdziemy z nieustannego informacyjnego natłoku.
Następne kroki:
Zwróć uwagę, jak dużo przestrzeni zabierają nam meble na kółkach, które stoją poparkowane na ulicach. Wszyscy już przyzwyczailiśmy się do nich, ale czy na pewno słusznie?
Cisza, przerwa i pauza mają swoją wartość. Nadają znaczenie temu, co dzieje się przed i po nich, pozwalając na głębsze doświadczenie chwili. Naucz się je wykorzystywać, a nie zwalczać.
Zadbaj o swoje “cyfrowe Ma”.
A tak prywatnie…
Przez większość roku moje życie można nazwać nudnym. Wiele dni z rzędu robię te same rzeczy, o tych samych porach. Często jem te same posiłki, na siłowni robię te same ćwiczenia i chodzę w te same miejsca.
Ale są też takie tygodnie jak ten, w ciągu którego odwiedziłem Bangkok, Hong Kong i Osakę. Trzy metropolie w trzech różnych krajach, na drugim końcu mojego świata. Codziennie robię tu coś innego, odwiedzam nowe miejsca, próbuję nieznanych rzeczy i spotykam ludzi, których już nigdy nie zobaczę.
W tym roku przebyłem ponad 13 tysięcy kilometrów. Zostało mi już naprawdę niewiele, aby dotrzeć do miejsca, od którego wszystko się skończyło. To już tylko kwestia tygodnia albo dwóch.
Post Scriptum: Konsekwentnie publikuję relacje z moich podróży na Instagramie 52Notatki. Po Tajlandii i Chinach przyszła pora na Japonię, a tu dzieje się jeszcze więcej, choć chwilami jest pusto :)
Zapraszam do obserwowania, jeśli chcesz wiedzieć, gdzie pisałem to wydanie Notatek, jak wygląda najładniejsza kawiarnia w jakiej byłem, na co wydaję najwięcej pieniędzy i dlaczego wrócę do Polski wyraźnie cięższy.

🤫