Talent i geniusz często są używane zamiennie. To błąd, bo znaczą zupełnie co innego.
Talent ma ten, kto bezbłędnie trafia we wskazany cel.
Wszyscy widzą i doceniają to, co robi, bo wpisuje się w z góry nałożone oczekiwania. Praktycznie w każdej dyscyplinie sportowej i biznesie na szczycie są ludzie obdarzeni talentem. W długim terminie wygrywają oni z tymi, którzy po prostu mieli szczęście lub tylko znajomości.
Geniusz to ktoś, kto trafia w cel, którego nie widać.
Nie jest najlepszy w żadnej znanej kategorii, bo tworzy je sam dla siebie.
Osoby stojące z boku mają go za szaleńca, bo myślą, że strzela na oślep. Docenia się go dopiero, gdy osiągnie swój cel i przekona innych, że ma on sens. Co wielokrotnie ma miejsce dopiero po jego śmierci, przez następne pokolenia.
Wspólny mianownik
To, co łączy talent i geniusz, to konieczność ciężkiej i długoterminowej pracy. Bez niej osoby nimi obdarzone i tak wylądują na poziomie średniaków. Chyba każdy miał w szkole kolegę, który był w czymś dużo lepszy. Na przykład świetnie rysował, był wyraźnie szybszym biegaczem czy najlepiej umiał matematykę. Na tle klasy wydawał się wybitny, ale czy w życiu dorosłym też był najlepszy w tych dziedzinach? Bardzo możliwe, że nie, chyba że poświęcił dużo pracy na rozwój swoich umiejętności.
Wynika to z tego, że na szczycie wielu dyscyplin i zawodów spotykają się wyłącznie ludzie utalentowani. Wtedy już nie konkurujemy z przypadkowo zebraną klasą dzieci, ale z wyselekcjonowaną grupą osób, które mają talent. I wtedy ogromne znaczenie ma czas i wysiłek jaki włożyliśmy w jego szlifowanie i doskonalenie.
Nic za darmo, nic na zawsze
Talent można mieć przez długi czas. Ktoś może być utalentowanym muzykiem, malarzem czy sportowcem. Oczywiście jego utrzymanie na wysokim poziomie to koszt, za który płacimy czasem i wysiłkiem. Ale o ile będziemy w stanie je inwestować w nasz talent, to ten będzie nam płacił.
W przypadku geniuszu najczęściej jest inaczej. Mamy tylko jego przebłyski i pojedyncze pomysły. Bardzo trudno jest być seryjnym geniuszem i w sposób powtarzalny tworzyć genialne rzeczy. Bycie geniuszem jest o niebo trudniejsze i to na każdej płaszczyźnie. W wielu przypadkach jest on tłamszony przez społeczeństwo oraz niedoceniany przez naszych bliskich.
Spójrzmy na niepozorny przykład, który doskonale pokazuje ten problem. Poniższe wideo przedstawia jeden z najpiękniejszych goli w historii, strzelonych z rzutu wolnego:
Na sekundę przed jego oddaniem, komentator drwi z rozbiegu jaki bierze Roberto Carlos. Gdyby chybił, to pewnie żartom nie byłoby końca. Carlos trafił, więc zyskał zasłużony podziw i aplauz. Finalnie dostajemy pokaz przebłysku geniuszu, który wymaga nie tylko umiejętności, ale pewności siebie.
Dążę tu do tego, że sam genialny pomysł nam nie wystarczy. Musimy mieć wiarę w samych siebie, że uda nam się dokonać rzeczy, które wydają się niemożliwe. Jednocześnie potrzebujemy odporności na komentarze innych, którzy chętnie nam powiedzą, że jesteśmy w błędzie.
Niestrudzony geniusz
Początkowo w tym artykule chciałem przedstawić sylwetki kilku osób, które śmiało można dać za przykład geniuszy. Jednak szybko doszedłem do wniosku, że jeśli wymienię więcej niż jedną osobę, to ten tekst będzie dłuższy niż esej Paula Grahama, który polecałem przed tygodniem.
Dlatego postanowiłem wybrać jedną postać, której historię bardzo cenię, a jednocześnie jest ona najmniej znana. Tą postacią jest Katsushika Hokusai, czyli japoński malarz żyjący w latach 1760-1849.
Myślę, że nikomu nie jest on zupełnie obcy z uwagi na poniższy obraz:
Wielka Fala w Kanagawie jest nie tylko jego najpopularniejszym dziełem, ale w ogóle najbardziej znanym obrazem pochodzącym z Japonii. Widzimy na nim olbrzymią falę zagrażającą trzem rybackim łodziom płynącym u wybrzeża prefektury Kanagawy. Jest to pierwsza praca z serii 36 widoków na górę Fudżi. Każdy kolejny przedstawia inny element życia w XIX-wiecznej Japonii, któremu zawsze towarzyszy niewzruszona obecność tej świętej dla Japończyków góry.
Technika, której chętnie używał Hokusai, to drzeworyt. Dzięki niej każdy obraz miał wiele kopii. Dziś jego dzieła znajdują się w znanych muzeach na świecie, takich jak Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, British Museum w Londynie czy National Gallery of Victoria w Melbourne. Co ciekawe jedna z pierwszych odbitek Wielkiej Fali jest w zbiorach Mazowieckiego Muzeum w Płocku. Warto się tam wybrać, to doskonałe miasto na weekendową wycieczkę. W moich prywatnych “zbiorach” jest tylko egzemplarz lego przedstawiający ten słynny obraz :)
Przekleństwo geniuszu
Hokusai od dzieciństwa przejawiał zainteresowanie malarstwem (talent). Rodzice wysłali go na naukę do mistrza drzeworytu, który miał go nauczyć tego rzemiosła (praca). Hokusai już w młodym wieku miał przebłyski geniuszu i fascynował się europejską sztuką, która w Japonii była wtedy nielegalna. A to nie podobało się ani rodzicom, ani jego mistrzowi.
Innymi słowy, zamiast strzelać do jasno wskazanego celu, zaczął szukać własnego. Został przez to wyrzucony ze szkoły, co wcale go nie zniechęciło. Skupił się na budowaniu własnej wizji, a nie kopiowaniu cudzych pomysłów. Hokusai jest przykładem nielicznych geniuszy, którym udało się osiągnąć sukces. O większości nigdy nie usłyszymy, bo się poddali pod łamiącą presją społeczeństwa, rodziny czy znajomych. Myślę, że dziś jest łatwiej, bo dzięki Internetowi możemy dotrzeć do ludzi, którzy docenią naszą pracę. W przeszłości każdy geniusz był skreślony, jeśli tylko urodził się w złym miejscu lub czasie.
Gdy Hokusai miał 45 lat zwrócił na siebie uwagę jednego z szogunów, czyli ważnych i wpływowych władców Japonii. Zaproszono go do jego siedziby i poproszono o demonstrację kunsztu malarskiego. Poziom był postawiony bardzo wysoko i nie było łatwo zaimponować szogunowi i innym gościom. Tego dnia Hokusai nie był jedynym zaproszonym artystą. Gdy przyszła jego kolej postanowił zrobić coś zupełnie innego niż wszyscy.
Zaczął zamalowywać zwoje papieru grubym pędzlem zamoczonym w niebieskiej farbie. Goście szoguna patrzyli z niedowierzaniem - spodziewali się wyrafinowanych i precyzyjnych pociągnięć pędzla i różnorodnych kolorów. Ich zdumienie sięgnęło zenitu, gdy zobaczyli, że Hokusai wyciąga z kosza żywego koguta i zanurza jego stopy w czerwonej farbie. Następnie puścił go na płótno, a ten chodząc zaczął zostawiać ślady.
Zgromadzeni goście obserwowali w ciszy ruchy koguta, a stojący obok Hokusai nie odzywał się ani słowem. Po dłuższej chwili przegonił koguta i powiedział, że to obraz przedstawiający jesienne liście na rzece Tsutaya.
Szogun i jego goście oniemieli z wrażenia. Motyw liści na rzece był klasycznym tematem malarskim, który zawsze był przedstawiany w szczegółowy sposób, pełen detali i wielu kolorów. Genialne i odważne posunięcie Hokusai dało im to, czego żaden inny malarz nie potrafił - zdumienie i zaskoczenie.
Tytaniczna praca
Hokusai żył 90 lat i praktycznie nieustannie tworzył kolejne obrazy. Sztuka była jego prawdziwą obsesją, napędzaną popularnością i uznaniem, jakie udało mu się powszechnie zdobyć. Wszystkie dzieła tworzył własnoręcznie (dosłownie), a po jego obrazy ustawiały się długie kolejki.
Ale naprawdę niesamowite jest to, co mówił sam o sobie:
“Rysuję od szóstego roku życia i przez ten czas udało mi się zbudować reputację. Jednak nic, co stworzyłem przed siedemdziesiątym rokiem życia, nie jest warte uwagi”.
Tu nie ma mowy o fałszywej skromności. Hokusai był bardzo świadomy drogi, którą przechodził jako artysta. Surowo oceniał swoje prace sprzed lat i blisko 30 razy zmieniał swoje imię, jakim podpisywał obrazy. Wiódł skromne życie, bo niewiele potrzebował i chętnie dzielił się pieniędzmi z krewnymi i przyjaciółmi. W zasadzie jedyne co robił to nieustannie tworzył, zostawiając po sobie dziesiątki tysięcy prac.
Podobne cechy widać u wielu artystów, w tym u naszego rodaka Zdzisława Beksińskiego. Choć spędziłem kilka godzin w poświęconym mu muzeum w Sanoku, to i tak nie udało mi się przejrzeć wszystkich prac - tak dużo ich produkował. Inna sprawa, że ich przekaz jest dużo bardziej ciężkostrawny niż kolorowe i pełne życia obrazy Hokusai.
Wróćmy do tego jak japoński artysta oceniał samego siebie:
“Dopiero w wieku siedemdziesięciu trzech lat pojąłem istotę budowy zwierząt, ptaków, owadów i ryb, a także istotę życia ziół i roślin. Dlatego też, kiedy skończę lat osiemdziesiąt sześć, pójdę dalej. W wieku lat dziewięćdziesięciu jeszcze bardziej zgłębię ich ukryty sens, a kiedy będę miał lat sto, być może osiągnę boski wymiar. Kiedy skończę sto dziesięć lat, najdrobniejsza kreska i kropka będą żyły własnym życiem”.
Hokusai zawsze twierdził, że może być jeszcze lepszym artystą. I że jego prace będą doskonalsze. Niesamowita wiara w siebie. Aby to osiągnąć nie bał się eksperymentować. Malował, szkicował, pisał i jest uznawany za pierwszego twórcę dzisiejszej mangi. Przez życie podróżował z wózkiem, na którym przewoził swoje dzieła. Jednej pechowej nocy w jego domu wybuchł pożar. Mieszkał wtedy razem z córką i oboje wybiegli na zewnątrz praktycznie półnadzy, z pojedynczymi pędzlami w rękach. Dobytek życia artystycznego i jego cały majątek spłonęły w pożarze. A ten wykorzystał to jako szansę, aby zacząć od nowa. Miał wtedy ponad 80 lat i skupił się już wyłącznie na malowaniu obrazów przedstawiających naturę.
Ostatnie dzieła
Niesamowitym dziełem z jego ostatnich lat życia jest kaczka, która płynie po płótnie:
Na pierwszy rzut oka niewiele tu się dzieje. Jednak uważny obserwator dostrzeże perfekcyjne oddanie kręgów na wodzie, które w taki sposób odbijają wizerunek kaczki, jakby ta była w ruchu. Co więcej, zdjęcia w dużym powiększeniu ujawniają mistrzowski poziom kunsztu malarskiego w postaci doskonałych pociągnięć pędzlem i bogactwa koloru oraz tekstury. Ten obraz Hokusai to jeden z wielu dowód jego geniuszu.
Na koniec ciekawostka, o której dowiedziałem się dzięki dokumentowi nagranemu przez telewizję BBC. W Japonii są dziś artyści, którzy próbują odręcznie stworzyć repliki prac Hokusai. Wspomniany obraz z płynącą kaczką jest dla nich ekstremalnie trudny do powtórzenia. Czyli Hokusai nie tylko sam stworzył sobie cel, ale stał się mistrzem w trafianiu w niego.
Hokusai dożył 90. roku życia. Na kilka dni przed śmiercią ukończył obraz przedstawiający górę Fudżi, obok której w kierunku nieba wzlatuje sędziwy smok. Dzieło to znajduje się w zbiorach British Museum w Londynie i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je zobaczyć na żywo.
Następne kroki:
Bez względu na to ile dostałeś talentu, bez konsekwentnej pracy nad sobą nie uda Ci się go użyć.
Uważaj czego życzysz sobie lub swoim dzieciom. Bycie geniuszem to gwarancja trudnego życia.
Jeśli nie możesz komuś pomóc, to przynajmniej go nie zniechęcaj i mu nie przeszkadzaj.
Nic nie jest dane za darmo ani na zawsze.
A tak prywatnie
Minione kilka dni spędziłem podróżując po Dolnym Śląsku. Już drugi rok z rzędu wracam tam jesienią i staram się trafić w czas, gdy liście przybiorą wielokolorowe barwy. Myślę, że ten rejon Polski jest szczególnie atrakcyjny z uwagi na leśno-górzysty krajobraz oraz obecność wielu fantastycznych miejsc, w tym zamków i pałaców. Stamtąd bardzo blisko jest też do Czech i Niemiec, gdzie również znajduje się wiele atrakcyjnych miejsc. Jeśli nie wyprowadzę się na dłużej z Polski to myślę, że z czasem przeniosę się w te rejony kraju. Pozwólcie, że tym razem to ja się pochwalę kilkoma zdjęciami z podróży:
PS Kolejne wydanie #52Notatki nie będzie dostępne online. Roześlę je jak zawsze każdemu, kto jest zapisany na newsletter, ale nie będzie go można przeczytać na stronie internetowej 52notatki.substack.com. Dlatego polecam się zapisać już teraz.
PPS Przypominam, że w listopadzie zmieniam ofertę 52Notatki Sezon 1. Dlatego jeśli chcesz zdobyć drogą kupna własny egzemplarz, to zachęcam, aby się pospieszyć. W tym celu zapraszam tutaj: