Wychodzimy z trybu czekania i zmieniamy nasze zdanie o zmianie
Nie czytaj tego wydania, jeśli boisz się zmian. Ruszajmy!
Tryb oczekiwania - czym jest i jak się z niego wydostać
Czy Ty też tak czasem masz, że jesteś umówiony na mieście po południu i przez to nie jesteś w stanie zorganizować się przez pierwszą połowę dnia, bo tkwisz w „trybie oczekiwania”? Albo masz jedną rzecz do zrobienia i wielokrotnie odkładasz ją na później, aby w tym czasie nie robić absolutnie nic wartościowego?
Jeśli brzmi to znajomo, to nie jesteś sam, a ja spróbuję Ci pomóc.
Witamy w „trybie oczekiwania”
Kiedyś, gdy byłem mniej zorganizowany, to często mi się tak zdarzało. Akurat spotkania mi tak bardzo nie przeszkadzały, większy problem miałem z zadaniami, które powinienem zrobić, ale nie muszę. Przesuwałem je do przodu, zawsze znajdując sobie inne małe rzeczy do zrobienia.
To nie jest tak, że gdy nie robisz tego, co musisz - albo czekasz na to spotkanie - to Twój mózg odpoczywa. Nie - on jest ciągle skupiony na tym zadaniu, ale podświadomie. Ono nadal jest męczące, i co gorsza, odbiera satysfakcję z ukończenia danej rzeczy.
Gdy wreszcie zrobię to co powinienem, jestem na siebie zły, gdy się okaże, że było to tak łatwe, że powinienem już dawno to zrobić. Albo w odwrotnej sytuacji, czyli gdy dane zadanie okaże się trudne i czasochłonne, to wkurzam się na siebie, że już dawno powinienem się za to zabrać i dać sobie więcej czasu.
W efekcie pracowałem w dwóch trybach:
rozproszonej pracy w stylu godzina rano, godzina po południu i może ze dwie wieczorem,
albo w trybie pożar, gdzie w 8 godzin robię więcej niż w pozostałe 3 dni pracy.
Jak przestać “czekać“?
Wydawało mi się, że tylko ja tak mam, ale ostatnio w rozmowie ze znajomym wyszło, że boryka się dokładnie z tym samym problemem, co ja kiedyś. Zacząłem szukać w Internecie i okazało się, że są tysiące osób z tym problemem (“waiting mode syndrome”). Szczególnie często objawia się on u osób ze zdiagnozowanym ADHD.
Na szczęście są sposoby, aby walczyć z „trybem oczekiwania”. W moim przypadku doskonale sprawdziły się następujące metody:
Łączenie zadań w danym dniu - to pakowanie spotkań w te same dni i trzymanie kilku pustych dni w kalendarzu. Czyli jeśli mamy mieć jakieś spotkanie na mieście, to w ten sam dzień dodajmy sobie kolejne i kolejne. Możemy przesunąć te umówione na inny albo domówić sobie dodatkowe, które i tak mieliśmy odbyć w przyszłości. Doskonale działa to też z telefonami. Zamiast zbierać się godzinę, żeby do kogoś z czymś zadzwonić to ustawiam sobie jeden dzień, w którym wykonuję wszystkie niezbędne rozmowy telefoniczne, jedna po drugiej.
Dzięki temu nie tracimy całego dnia na „czekanie”, bo dosłownie nie mamy na to czasu. Jednocześnie jesteśmy też bardziej efektywni, bo pakujemy te same czynności w jedną długą serię. Dlatego to rozwiązanie przyda się także tym, którzy nie odczuwają syndromu oczekiwania.
O łączeniu zadań pisałem już w zeszłym roku, tłumacząc tę metodę na przykładzie pralki, w której jednocześnie pierzemy podobne rzeczy, zamiast puszczać cały cykl dla jednej koszuli.
Blokowanie czasu
Ta metoda daje prawdziwe doładowanie do produktywności, nawet jeśli nie masz problemów z trybem oczekiwania. Po prostu blokujesz na sztywno czas na określone czynności. Co ważne, nie chodzi o samą pracę, ale też o sen, ćwiczenia, rozrywkę, etc. Więcej na ten temat znajdziesz w artykule “Jak mieć czas na wszystko, czyli timeblocking w praktyce”.
Zapisuj i ustawiaj alarmy
Jeśli rano musimy obudzić się o określonej porze to najlepiej jest ustawić alarm i pójść na spokojnie spać, nie martwiąc się czy uda nam się wstać o wybranej godzinie. Ta sama metoda sprawdza się w przypadku walki z trybem czekania. Jeśli w drugiej połowie dnia mamy umówione spotkanie albo rozmowę telefoniczną, to należy ustawić sobie alarm na 30 minut przed. Dzięki temu trikowi nasz mózg nie będzie podświadomie nagabywał nas, aby co chwila sprawdzać czas, tylko po prostu poczeka na alarm.
W iPhonie często używam trybu nie przeszkadzać oraz codziennie na 22:00 mam zaplanowany tryb „pora spać”, który wyłącza mi niektóre aplikacje i wycisza telefon.
Samoświadomość
Nasz mózg jest zaprogramowany, aby nieustannie wychwytywać to, co się dzieje wokół nas. Przez lata było nam to potrzebne, aby móc przeżyć. Dziś z uwagą słuchamy co kto o nas mówi, interpretujemy każdy grymas i ton głosu oraz nieustannie oceniamy innych. Natomiast mamy duży problem z oceną samych siebie przez pryzmat własnych myśli, a nie kogoś innego. Niezmiennie szukamy potwierdzeń tego, co sami myślimy, u innych. I jeśli ich nie znajdziemy, to zaczynamy wątpić w ocenę nas samych.
Jest to temat na oddzielny artykuł, ale teraz chciałbym zwrócić uwagę, że bardzo często nie potrafimy obserwować samych siebie. Całymi latami ignorujemy własne zachowania i schematy, o ile nikt nam ich nie wytknie. Dlatego bardzo ważną umiejętnością jest samoświadomość, poznanie własnych limitów oraz mocnych cech. Nie po to, aby się nimi chwalić w CV czy mediach społecznościowych, ale dla samego siebie. Łatwiej jest powiedzieć, że „mi się to nie zdarza” niż przyznać się przed samym sobą, że często odkładasz oczywiste sprawy na później, boisz się uczyć nowych rzeczy czy trwasz w „trybie czekania”.
Następne kroki:
Pierwszym krokiem jest diagnoza problemu czy zachowania u samego siebie. Jedną z dobrych metod w tym temacie jest opisywane przeze mnie szukanie własnych błędów: “Stary głupiec, czyli najważniejsze pytanie na koniec roku”
Spróbuj powalczyć z trybem czekania metodami, które opisuję powyżej. Mogą wydawać się proste, ale działają.
Zmiana - jedyna rzecz, która zawsze kogoś wkurza
Jeśli zmienisz coś w swoim życiu, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał z tym problem. Mogą to być Twoi najbliżsi, koledzy, znajomi z pracy, nawet osoby, które znają Cię tylko z Internetu.
Możesz regularnie palić, pić przy każdej okazji, jeść podłe fastfoody i pewnie mało kto zwróci na to uwagę. Ale spróbuj odstawić alko i zacząć dbać o to, co jesz, to nagle wszyscy są zatroskani Twoim zdrowiem i pytają czy wszystko OK. Może chodzi o to, że próbujesz stać się lepszym, a to stawia ich w złym świetle?
Twoi koledzy z pracy będą komentować, jeśli zmienisz ścieżkę kariery albo zaczniesz jakiś weekendowy projekt. Wkurzysz swoich rodziców, gdy w połowie studiów zmienisz ich kierunek. Rówieśnicy nie będą zadowoleni, kiedy zmienisz styl w jakim się ubierasz albo rodzaj muzyki, której wszyscy słuchacie. A Twoi dotychczasowi odbiorcy nie zareagują pozytywnie, jeśli zmienisz formę przekazu albo tematykę.
Nie twierdzę, że wszystkie zmiany są dobre, ale są one nieuniknionym składnikiem rozwoju. Niby ludzie o tym wiedzą, ale walczą z każdym, kto je wprowadza.
Dlatego jeśli chcesz coś zmienić, ale obawiasz się, że to kogoś wkurzy, to masz rację - tak będzie. I trzymam kciuki, żeby Cię to nie zniechęciło.
Post Scriptum: Powyższy obraz, zgodnie z podpisem, został namalowany przez Vincenta Van Gogha, czyli jednego z najbardziej znanych artystów wszech czasów. Poniżej jego inny obraz, z wczesnych czasów kariery. Wtedy stosował wyłącznie ciemne kolory i pilnował się, aby malować w zgodzie z naukami nauczycieli oraz akademii, w której studiował. Zmieniając styl na własny wkurzył wielu ludzi, którzy byli autorytetami w tej dziedzinie. Dziś już nie pamiętamy ich imion - a Van Gogh zdobył sławę i uznanie.
A tak prywatnie…
Facebook mi przypomina, że rok temu o tej porze byłem w Chicago, a potem w Omaha na spotkaniu akcjonariuszy z Warrenem Buffettem. Funkcja wspomnień działa bardzo dobrze i miło się je ogląda, zwłaszcza jeśli publikuje się ciekawe rzeczy.
Mam nadzieję, że jeszcze lepiej będzie to działać w przypadku dziennika pięcioletniego. Jego systematyczne pisanie będzie mnie zmuszało do czytania o tym działo się w moim życiu (i głowie) tego samego dnia rok, dwa i pięć lat temu. Polecam, opisywałem jak to działa w artykule “Mój sposób na to jak pisać dziennik”.
A jeśli ktoś chciałby się wybrać na tegoroczne spotkanie z Warrenem Buffettem to mam kilka wejściówek - mogę się podzielić, bo po dwóch wizytach w Omaha, napisaniu książki i nagraniu filmu mi już wystarczy. Teraz pora na zmiany :)