Nie wiem, kto jeszcze powinien przeczytać ten artykuł, ale ja na pewno. I to jakieś 20 lat temu. Ruszajmy.
Opinia innych jest ważniejsza od mojej
Inni nieustannie narzucają nam swoje opinie, bez pytania czy w ogóle chcemy je usłyszeć. Często są to obcy ludzie, którzy komentują nasze posty w mediach społecznościowych, mimo że niewiele o nas wiedzą. Osoby, które znamy, też lubią nam mówić, co by zrobiły na naszym miejscu, mimo że nigdy na nim nie będą.
I nie chodzi tu o sam temat nieproszonych rad, tylko o to, że często bierzemy je sobie głęboko do serca. Chyba każdy ma jakąś cudzą opinię w głowie, która utkwiła mu na długo, bez względu na to czy była pozytywna, czy negatywna.
Nie jest to tylko problem naszych czasów, bo już w starożytności Marek Aureliusz, cesarz rzymski, zauważył, że:
„Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, że kochamy siebie bardziej niż innych ludzi, jednak cenimy ich opinię bardziej niż własną”.
Ten paradoks trudno jest rozwiązać na stałe. Bo nawet gdy zdamy sobie z niego sprawę, to nie znaczy to, że od razu będziemy cenić własne opinie ponad cudze. Raczej będziemy się starać zapracować na zaufanie do samego siebie i szukać dowodów swojej wartości.
Tylko zastanawiam się, jak dałem sobie wmówić, że cudze opinie z automatu są ważniejsze niż moje własne? Być może wpoiła mi to szkoła, gdzie przez lata dzieci są nieustannie oceniane przez nauczycieli, którzy zawsze mają decydujący głos? Nie wiem - ale ważne jest, żeby się tego oduczyć, bo inaczej na zawsze będziemy żyć na łasce opinii innych ludzi.
40 lat to już starość
Pamiętam, że gdy poszedłem do szkoły podstawowej, to uczniowie z 8 klasy wydawali mi się już dorośli. To pewnie dlatego, że byli ode mnie dwa razy starsi i istotnie więksi fizycznie. Kolejnym przeskokiem było liceum, z poziomu którego to studenci wydawali się już dorosłymi ludźmi. Natomiast ciągle miałem przeświadczenie, że młodość kończy się wraz z pojawieniem się trójki z przodu wieku, a 40 lat to oficjalny start starości.
I kiedyś faktycznie tak było. Gdy byłem dzieckiem to przeciętny facet po czterdziestce, którego ja widziałem, był już nieźle dojechany życiem. Miał za sobą dobre 20 lat pracy fizycznej oraz nastoletnie dzieci. Rzadko dbał o siebie, skupiał się głównie na pracy, a jego wybór rozrywek był skrajnie ograniczony do kilku kanałów w telewizji oraz używek. Po robocie chciał po prostu odpocząć i mieć spokój. A gdy miał ambicje, aby się rozwijać, podróżować, uczyć się nowych rzeczy i dbać o zdrowie, to jego możliwości w latach 90. były skrajnie ograniczone.
Dlatego jestem tak wyczulony na to, aby nie odpuszczać sobie wraz z wiekiem. Nie dam sobie wmówić, że to już jest starość, że powinienem zwolnić albo podejmować tylko bezpieczne decyzje. Owszem - mam więcej do stracenia niż mając 20 lat, ale potrafię już grać dużo mądrzej i nie muszę stawiać wszystkiego na jedną kartę. Jako 41-latek mam otwartych tak dużo możliwości, że poprzednie pokolenie nawet o nich nie marzyło. I dlatego powinienem wymagać od siebie dużo więcej.

Jest już na to za późno
Zbyt często odpuszczałem w życiu różne tematy bez walki, bo słyszałem, że “jest już za późno”. Mówili mi to inni ludzie, czytałem o tym w Internecie albo sam sobie tak wmawiałem.
Pamiętam, że nie poszedłem na studia informatyczne tylko dlatego, że słyszałem, że już jest za późno, bo informatyków jest za dużo. 15 lat temu nie kupiłem drugiego mieszkania na Mokotowie, bo kosztowało “aż 5 tysięcy z metra” i media trąbiły, że to już za drogo. Gdy dekadę temu zacząłem więcej inwestować na giełdzie w USA niż na polskiej, to też słyszałem, że jest już za późno, bo w USA jest drogo. I to mówili mi moi koledzy z finansów, pewni siebie, że wiedzą lepiej. A żeby nie szukać daleko - trzy lata temu usłyszałem, że jest za późno na newsletter, bo teraz to każdy ma już bloga. Tym razem też już się nie posłuchałem i chyba dobrze zrobiłem :)
Dziś mam wręcz ustawiony alarm na słowa “jest już na to za późno“ i gdy tylko je słyszę, to bliżej przyglądam się tematowi. Są trendy rynkowe, które trwają znacznie dłużej niż nam się może wydawać albo mechanizmy, które cyklicznie się powtarzają.
Dzieci to problem, który trzeba odkładać w czasie
Nie zliczę ile razy w życiu słyszałem o minusach posiadania dzieci. I to nie tylko, gdy byłem dużo młodszy, ale też w ostatnich latach, od ludzi w podobnym wieku, co ja.
A to że nie można się przez nie wyspać, a to że wakacje są droższe. Albo że ograniczają nam wolność i hamują karierę. I moje “ulubione” powiedzonko: małe dzieci mały problem, duże dzieci duży problem. Co za stek bzdur.
Dzieci dają ogromne korzyści swoim rodzicom, już dwa lata temu napisałem o tym artykuł przy okazji Dnia Ojca: Trzy kluczowe przewagi osób mających dzieci. Nigdy z nikim nie miałem ani nigdy nie będę miał takiej relacji jak ze swoim synem. Nie ma żadnego substytutu dla posiadania dzieci, choć ludzie uparcie szukają zamienników w postaci miłości do zwierząt, nadmiernego zaangażowania w pasje czy nawet traktowania biznesu jak swojego dziecka.
Wiem też, że przekonywanie kogoś, kto nie chce mieć dzieci, kompletnie nie ma sensu. Dlatego swoje argumenty kieruję do osób, które się wahają, tak jak ja kiedyś. Nie ma czegoś takiego jak idealny czas na posiadanie dziecka. Małe dziecko jest jak bombardowanie, które wysadza w powietrze naszą codzienność. I to bez względu na to, jak bardzo ją sobie poukładaliśmy albo ile mamy pieniędzy. Naprawdę nie da się być na to gotowym, a wręcz wydaje mi się, że z wiekiem jest tylko coraz trudniej.

Ludzie na szczycie są dużo mądrzejsi ode mnie albo bardziej utalentowani
Chyba każdy z nas zna kogoś, kto odniósł istotny sukces, pomimo że nie przewyższa nas intelektem. I sami się dziwimy, jakim cudem ktoś taki jak on jest prezesem, posłem, sportowcem, profesorem, zamożnym biznesmenem czy znaną osobą.
Gdzieś w życiu dałem sobie wmówić, że aby dużo osiągnąć, to koniecznie trzeba być mądrym albo utalentowanym - a wcale tak nie jest. Ludzie, którzy osiągnęli sukces, często są:
bardziej pracowici i wytrwali, nawet pomimo braku wybitnego talentu,
mają wyższą tolerancję na ryzyko i wytrzymują wysoką zmienność rynkową,
są bardziej zdesperowani/zmotywowani lub mają mniej do stracenia,
mieli więcej szczęścia i znaleźli się w odpowiednim miejscu i czasie,
i najważniejsza cecha: mają wysoką sprawczość. Działają, zamiast wiecznie analizować, myśleć i kalkulować.
Sprawczość jest tu absolutnie kluczowa i poświęciłem jej oddzielny artykuł, ten o wizycie w więzieniu w Bangkoku.
Nie pracuj ciężko, tylko mądrze
“Zrobić, a się nie narobić” - nie wiem kto wymyślił to powiedzenie, ale albo był naiwny, albo zawiesił swoje życiowe cele bardzo nisko.
Po pierwsze: nie da się pracować mądrze, jeżeli nigdy nie pracowało się ciężko. Bo jak odróżnisz jedno od drugiego? “Lekka praca” nie oznacza od razu “mądrej” i takie myślenie to niebezpieczna pułapka.
Po drugie: jeśli pracujesz mądrze, to możesz wygrać tylko z ludźmi, którzy pracują głupio. Czyli w praktyce są zacofani technologicznie, nieefektywni i mało produktywni. Wtedy wygrywasz - ale co, jeśli konkurujesz z ludźmi, którzy też pracują mądrze? Wtedy Twoja jedyna opcja to pracować ciężej. Czyli robić więcej, być skupionym, doskonalić swój warsztat, szukać lepszych narzędzi i podejmować mądrzejsze decyzje.
W dzisiejszych czasach coraz trudniej jest zdobyć przewagę tylko dzięki “mądrzejszej pracy”, lepszemu sprzętowi czy innowacjom. Bo każdy ma już dostęp do podobnych informacji i narzędzi, które są coraz tańsze. Dlatego małe firmy, które pracują jednocześnie mądrze i cieżko, są w stanie zagrozić dużym graczom, którzy wierzą, że ich pozycja jest nie do ruszenia.
Myślę nawet, że umiejętność ciężkiej pracy daje w życiu większą przewagę niż pracy mądrej. Dlaczego? Bo zdecydowana większość ludzi odpuszcza sobie natychmiast, gdy usłyszy, że będzie cieżko. Zamyka się w pętli przemyśleń, wątpliwości i zadawania dziesiątek pytań. I dlatego tak wiele osób stawia sobie przeciętne cele, ale to już temat na oddzielne wydanie.
Gry wideo to strata czasu
Gdy byłem dzieckiem to siedzenie przed komputerem było postrzegane jako fatalna forma rozrywki i kompletna strata czasu. Do dziś nie wiem, dlaczego dorośli 25 lat temu tak bardzo nienawidzili gier wideo. Zwłaszcza że sami spędzali długie godziny oglądając cokolwiek, co akurat leciało w telewizji.
Myślę, że dla dzieciaków wychowanych w szarej rzeczywistości lat 90. te gry były oknem na znacznie ciekawszy świat niż ten, które miały za oknem. Nie było wtedy nowoczesnych placów zabaw, wielkich sklepów z zabawkami, miejskich skateparków czy zajęć dodatkowych w szkole. Pamiętam, że potrafiłem wstać przed wszystkimi, aby pograć w “Final Fantasy 7”, “StarCrafta” lub “Gothica 2”. Dobre czasy, choć nie chciałbym do nich wrócić.
Dziś nie mam żadnego problemu z tym, że mój syn spędza kilka godzin w tygodniu grając w “Zeldę”, “Mario”, “Need for Speeda” czy “Cywilizację”. O niebo bardziej wolę, aby spędzał czas ze świadomie wybranymi grami, niż żeby wpatrywał się w wideo na YouTubie podrzucone przez algorytm. I chyba w te wakacje pokażę mu “Starcrafta” i “Factorio” :)

Musisz być w czymś ekspertem i mieć specjalizację
To była rada zawodowa, którą często słyszałem w młodości. I może 20 lat temu miała rację bytu, ale dziś naprawdę trudno jest być ekspertem. Nadal potrzebujemy specjalistów w wąskich dziedzinach, ale:
coraz łatwiej jest nimi zostać, bo rynek edukacji jest otwarty, tani i powszechnie dostępny
coraz trudniej przewidzieć jakiego specjalisty będziemy potrzebować za dekadę czy dwie
Dziś operujemy w czasach wysokiej niepewności z powodu dynamicznych zmian, które dzieją się na świecie. Nie każdy z nas widzi je na co dzień, ale jestem pewien, że mają miejsce. Zgodnie ze słowami Williama Gibsona:
„Przyszłość już tu jest, tylko nie jest równomiernie rozłożona”.
Pierwszy milion trzeba ukraść albo odziedziczyć
Jestem w stanie zrozumieć pokolenie moich rodziców, które często tak powtarzało. Oni widzieli jak w latach 90. z dnia na dzień budowały się fortuny. Jak ludzie dorabiali się dzięki układom z władzą, dzikiej prywatyzacji, korupcji czy po prostu działalności przestępczej. Zwłaszcza, że kiedyś majątek kłuł w oczy, bo Polska była biednym krajem i wystarczyło mieć niemieckie auto, aby się wyróżniać.
Ale kompletnie nie rozumiem, jak dziś niektórzy mogą zawodzić i drwić, że trzeba się bogato urodzić i grunt to wybrać sobie dobrych rodziców. Ostatnie dwie dekady przyniosły duży rozwój w Polsce, że rozpisują się o tym zagraniczne media. Nasze dzieci mają o niebo łatwiejszy start w życie niż my.
Dlatego będę się upierał, że trzeba być wyjątkowo złośliwym, aby dziś generalizować, że zamożne osoby wzbogaciły się nieuczciwie. A czy ich dzieci odziedziczą po nich mieszkania i majątek? Pewnie, że tak, bo taka jest normalna kolej rzeczy. Sam też mam zamiar zostawić po sobie więcej niż dostałem, bo nie chcę, aby moje dziecko należało do pokolenia zero, tak jak ja.
Bycie innym oznacza tylko problemy
Kilka z moich cech, które w życiu dorosłym przynoszą mi korzyści, były postrzegane jako wady, gdy byłem dzieckiem. Tak je widziało moje otoczenie, ale czasem też ja sam.
Bycie upartym do granicy złośliwości. Kwestionowanie autorytetów i statusu quo. Czerpanie satysfakcji ze sprzeciwiania się większości. Dokonywanie niepopularnych wyborów. Szukanie trudnych rzeczy, nawet gdy mnie przerastały. Spędzanie długich godzin w samotności, głównie na czytaniu. Wieczne niezadowolenie z samego siebie…
Jednym z zadań szkoły podstawowej jest wyrównanie poziomu dzieci, także na poziomie ich charakterów. Każdy ma siedzieć spokojnie, nie odzywać się niepytany i przyjmować za pewnik wszystko, czego uczą. Bycie innym jest karane, więc albo trzeba się tego pozbyć, albo nauczyć się to ukrywać.
Tylko że często te dzieci, które nie dały utemperować swoich nietypowych zachowań czy zainteresowań, robią w dorosłym życiu rzeczy, które jednak są doceniane przez społeczeństwo. Dlatego myślę, że nie powinniśmy dać sobie wmówić, że bycie innym oznacza tylko problemy.
Następne kroki:
Warto zdać sobie sprawę, że zasady i opinie, które przyjęliśmy dawno temu, mogą dziś już być nieaktualne.
Aby mieć życie takie jakie chcesz, będziesz musiał nauczyć się mówić ludziom rzeczy, które nie zawsze będą im się podobać.
Nie możesz oczekiwać ponadprzeciętnych wyników, robiąc tylko przeciętną pracę.
Jeśli sam nie odkryjesz tego kim jesteś, to reszta świata Ci to narzuci.
A tak prywatnie
Myślę, że w tym wydaniu jest już wystarczająco prywatnych treści, więc na koniec przypomnę tylko sobie i Wam, że słońce wstaje już o 4:14. Tak bardzo nam go brakowało zimą, a to już ostatni tydzień, kiedy dzień będzie coraz dłuższy. Warto z tego korzystać :)
Post scriptum: iPhone ma tę fajną funkcję, że co godzinę losowo zmienia mi tapetę. Wybiera ją z moich zdjęć i można mu wskazać konkretne kategorie. Dzięki temu z zaskoczenia przypomina mi o wypłacie dywidend pamięci, które staram się kolekcjonować. A na tym zdjęciu jest moje śniadanie, które jadłem razem z rodziną niemal każdego dnia, gdy mieszkaliśmy na Maderze 🧡
Post post scriptum: na koniec tradycyjnie przypominam o bonusowych treściach, które są do odebrania przez każdego, kto zakupił 52Notatki Sezon 3. Wszystko na ich temat można znaleźć tutaj:
🤫