Mój sposób na post przerywany, zaproszenie do Krakowa...
...i cztery palety podpisanych książek
Kiedy ostani raz byłeś głodny?
Ale tak naprawdę, że nie miałeś nic w żołądku od przynajmniej 24 godzin?
Są duże szanse, że nigdy. Żyjąc w zachodnim świecie prędzej rozchorujesz się z nadmiaru jedzenia niż będziesz cierpiał na jego brak.
Tylko czy to na pewno jest dla Ciebie dobre?
Rutynowa czynność
Mało kto czeka z posiłkiem, aż będzie naprawdę głodny. Większość z nas je do pełna zawsze, gdy ma taką okazję. Jedzenie jest jak rutyna, nakładamy je na talerz tylko dlatego, że wybiła odpowiednia godzina na zegarku. Albo dlatego, że nam się nudzi i chcemy sobie zrobić przerwę. Rozmawiamy z kolegami z pracy co zamówić na lunch. Przewijamy menu niezliczonych restauracji, do których mamy dostęp w aplikacjach typu Uber Eats czy Glovo.
Spece od reklamy wykorzystują to bezlitośnie. Wiedzą, że człowiek zrobi się głodny od samego patrzenia na poruszające się na ekranie jedzenie. Wmawiają nam, że do każdego posiłku musisz dodać colę, sok pomarańczowy albo butelkę wina. Że musisz jeść, gdy oglądasz film, albo gdy jedziesz autem. Że śniadanie to najważniejszy posiłek, więc musisz napchać się słodkimi płatkami, które składają się z cukru i sztucznie dodanych witamin.
A główne posiłki to nie wszystko, bo przecież są jeszcze:
Lunche, brunche, podwieczorki i przekąski
Dzieci w wieku przedszkolnym trudno jest zmusić do jedzenia na zapas. Nie mają jeszcze zakodowane, że muszą być ciagle syte. Dlatego wymyślono podwieczorki i przekąski. Dzięki nim dziecko dostaje dodatkowe posiłki, którymi uzupełnia te trzy główne. W ich przypadku to może mieć sens, bo jedzą częściej małe porcje.
Natomiast kompletnie nie rozumiem „przekąsek” dla osób dorosłych. Skoro zjadłeś normalny obiad, często dwudaniowy, to naprawdę nie wytrzymasz kilku godzin do kolacji? Musisz jeść „mleczną przekąskę” i „drugie śniadanie”? Zapychać się hotdogiem przy okazji tankowania auta albo ciastkami do kawy?
Po co? Przecież dobrze wiesz, że Ci to nie służy i tylko zabiera miejsce w żołądku na wartościowe jedzenie, którego faktycznie potrzebujesz. Na takiej samej zasadzie działa śmieciowa rozrywka, przez którą nie masz czasu na hobby i pasje.
Sam sobie szkodzisz
Pełny i natychmiastowy dostęp do jedzenia jest nowością dla naszego gatunku. Przez 99% naszej historii byliśmy zmuszeni pościć i odczuwać głód. Jedzenie zawsze było trudno dostępne i problematyczne do przechowywania. Upolowane zwierzę trzeba było szybko zjeść, bo mięso się psuło, a po żniwach zawsze trzeba było zostawić ziarno na kolejny rok. Latem gromadzono zapasy, które musiały wystarczyć na przetrwanie zimy. Pogoda miała ogromny wpływ na to co i ile jedliśmy, co dziś jest nie do pomyślenia. Nie mówiąc już o tym, że dawniej człowiek ruszał się dużo więcej niż dziś.
Dlatego nasz organizm jest wręcz stworzony do tego, aby funkcjonować długi czas bez pożywienia. Nie dość, że potrafimy trawić różne rodzaje pokarmu, to w przypadku jego braku, przestawiamy się na spalanie tłuszczu. To dlatego cały czas go odkładamy w różnych miejscach na ciele - nasz organizm nieustannie chce być gotowy na nadchodzący post. Który w większości przypadków nigdy nie nadchodzi, o ile sami nie postanowimy być głodni.

Dlaczego jemy za dużo?
Trudno jest usłyszeć o korzyściach z bycia głodnym, bo żywność to wielomiliardowy globalny przemysł. Zobacz jak wiele reklam dotyczy jedzenia. Masz cały czas kupować i konsumować. Jeść do pełna, brać tabletki na wzdęcia i popijać je energetykami. Wolisz jeść zdrowo? Super, mamy dla Ciebie bio żywność, vege, dania fit i napoje zero. Dostaniesz co chcesz, tylko nie przestawaj jeść.
W ostatnich latach przybyło badań nad głodem i jego wpływem na nasz organizm. Powoli przebijają się one do masowej świadomości, choć nikomu na tym nie zależy. Nikt nie zarobi na tym, że ominiesz jeden posiłek dziennie. A z badań płyną dwa główne wnioski:
Nasz układ trawienny jest przeciążony tym, że przez 16 godzin na dobę jest zalewany jedzeniem. Nie mówią tu nawet o przejadaniu się czy niezdrowym jedzeniu, tylko o tym, że nieustannie musimy coś trawić.
Głód aktywuje mechanizm oczyszczania się, zwany autofagią. Dzięki niemu pozbywamy się uszkodzonych komórek w celu ich regeneracji i produkcji nowych. Jeśli nigdy nie jesteśmy głodni, to nie możemy z niego skorzystać, co może prowadzić do chorób.
Dlatego w okolicach 2020 r. zainteresowałem się postem przerywanym. Przez te kilka lat wypracowałem własną opinię na ten temat i optymalny sposób, jak to robić.
Mój sposób na post przerywany
Post przerywany stosuję cyklicznie. Zazwyczaj po zimie, gdy mam za sobą okres poluzowania z treningami (nie cierpię biegania zimą). Albo gdy muszę wrócić do rutyn po urlopie.
Ostatnio zacząłem znowu stosować post przerwany w styczniu, po tym jak cały grudzień luzowałem dietę po wyjeździe do Portugalii (pastele de nata 💛). Na 31 dni w 27 utrzymałem post sięgający średnio 17h na dobę. Po prostu nie jedząc nic od obiadu do śniadania. Równie dobrze można opuścić śniadanie, dla mnie optymalnie jest nic nie jeść wieczorem. Taki post nazywamy 16:8, bo w ciągu doby jemy przez 8 godzin, a pościmy przez 16. W tym czasie jem dokładnie to samo, co gdybym nie pościł, czyli dwa pełne posiłki. Nie próbuję wcisnąć 3 czy 5 posiłków, żeby dłużej nie być głodnym. Cały cel tego postu jest taki, że masz być głodny.

Przez pierwsze dni wiąże się to z fatygą i irytacją, jak wszystkie odczuwalne życiowe zmiany. Ale po tygodniu jestem już kompletnie przyzwyczajony i brak kolacji traktuję jak rutynę.
Kilka razy w roku stosuję dłuższe głodówki, sięgające 40 godzin. Jem kolację o 18.00 w czwartek i mój następny posiłek, to dopiero sobotnie śniadanie. I tu już zaczynają się schody, bo po upływie 24h człowiek jest serio głodny. Przejawia się to w innym samopoczuciu czy bardziej intensywnym odczuwaniu zapachów. Dochodzi do tego, że mózg próbuje Cię na różne sposoby przekonać, że naprawdę powinieneś zjeść. Ciekawe doświadczenie, podobne doznania miałem na 32 kilometrze, gdy biegłem maraton.
Nie stosuję tej diety cały rok. Dlaczego? Bo zazwyczaj przez ponad połowę roku jestem w cyklu treningowym, w którym takie odżywianie jest po prostu nieefektywne. Trzymam wtedy odpowiedni bilans kaloryczny i białkowy, ale okno żywieniowe też mam zawężone do przedziału od 10:00 do 19:00.
Ważna uwaga - post przerywany to nie jest dobra dieta na zrzucenie wagi. Daje efekty, ale nietrwałe. Masę ciała zbija się dzięki długofalowo trzymanej diecie, deficycie kalorycznym, codziennych nawykach i budowaniu masy mięśniowej.
Po co poszczę?
Dla mnie post przerywany ma charakter oczyszczający i dyscyplinujący. Mam 3 powody, dla których to robię:
Post przerywany to najprostsza dieta świata. Po prostu nie jesz kolacji albo śniadania. Działa natychmiast - nie muszę układać kaloryczności, zastanawiać się, co zjeść, ani robić zakupów wybranych produktów. To jedna decyzja, która ucina konieczność podejmowanie dziesiątek innych. Bardzo lubię takie rozwiązania.
Poszczenie jest trudne. I to bardziej niż mogłoby się wydawać. Pierwsza trudność to przełamanie wieloletnich przyzwyczajeń. Jedzenie przez całą dobę jest powszechną normą i nasz organizm będzie się tego domagał. Druga to opór społeczny.
Dzięki niemu czuję się lepiej. Psychicznie i fizycznie. Mam satysfakcję, że potrafię zmusić się do czegoś czystą siłą woli. I poczucie większej kontroli nad samym sobą.
Ciekawe jest też to, że niemal w każdej religii na świecie są odniesienia do postu.
Następne kroki:
Gdy sięgniesz dziś po posiłek, to zadaj sobie pytanie czy robisz to z powodu impulsu lub przyzwyczajenia. Czy faktycznie jesteś głodny?
Zwróć uwagę na reklamy jedzenia, jakie produkty się w nich pokazują i co czujesz gdy je widzisz.
Jeśli czujesz się na siłach i jesteś zdrowy, to spróbuj postu przerywanego. To będzie dla Ciebie albo bardzo łatwe, albo bardzo trudne - w obu przypadkach warte zachodu.
Do mierzenia postów używam darmowej wersji aplikacji Zero. Polecam, choć nie jest konieczna. Wystarczy zapisać sobie gdzieś godzinę, od której się nie je.
Zaproszenie do Krakowa
W dniach 5-6 kwietnia w Krakowie odbywa się konferencja Invest Cuffs. To największa impreza dla inwestorów w tej części Europy. Jeżdżę na nią od lat i uważam, że warto tam być. Szeroka tematyka, wielu prelegentów, kilka równoległych scen i bardzo dobra organizacja. Polecam zarówno początkującym inwestorom, jak i zaawansowanym. Impreza odbywa się w pięknym budynku ICE, tuż przy Wiśle i Muzeum Manggha, do którego na pewno zajrzę.
Zachęcam Was do udziału, bo będziemy tam mieli dwie okazje, aby się spotkać.
W piątek o 14.00 poprowadzę wykład, na którym opowiem o rzeczach w inwestowaniu, o których się nie opowiada. Jeśli lubicie sposób w jaki piszę w newsletterze, to będziecie bardzo zadowoleni. Reszta sali może czuć spory dyskomfort :)
W sobotę wezmę udział w spotkaniu autorskim, które odbędzie się w ramach akcji organizowanej przez PWN. Będzie to okazja, aby porozmawiać o tematach z newslettera oraz o tym, jak pisać i wydawać książki.
Myślę, że to doskonała okazja do spotkania z każdym kto czyta 52Notatki. Jeśli będziecie mieć ochotę porozmawiać, to śmiało zaczepcie mnie gdzieś w kuluarach albo po wykładzie. Mam w planach samemu zorganizować nam kameralne spotkania, a ten Kraków traktuję testowo. Kolejna okazja będzie już w czerwcu we Wrocławiu, o czym będę informował w newsletterze.
Do zobaczenia w Krakowie!
A tak prywatnie…
Zajęło mi to dosłownie cały dzień, ale było warto - podpisałem 4 palety Waszych książek :) Samo podpisywanie zajęło mi 7 godzin, a dojazd łącznie drugie tyle, z uwagi na lokalne protesty i blokady. Nie będę ukrywał, zmęczył mnie ten dzień, ale myślę, że możliwość podpisania własnej książki to przywilej, z którego szkoda nie skorzystać. Jeśli tylko będzie okazja się gdzieś spotkać, to zapraszam z książką po dedykację.
Wysyłka wystartowała tego samego dnia, zaraz po podpisaniu pierwszych sztuk. Dzięki temu niektórzy z Was mają już książkę w domu. Bardzo mnie to cieszy - jeśli książka do Ciebie dotrze, to koniecznie daj mi znać w social mediach. Wrzuć zdjęcie i oznacz mnie albo 52Notatki. Na dniach roześlę też wszystkim wersje cyfrowe.
Tym razem wydrukowałem więcej sztuk, nauczony tym, że nakład Sezonu 1 rozszedł się dużo szybciej niż zakładałem. Zachęcam do zakupu, zwłaszcza że do każdej książki nadal dołączone są bonusy:
Lista 52 książek, które szczególnie polecam i chętnie przeczytałbym ponownie. To najlepsze pozycje z kategorii finanse, biznes, rozwój i proza (stale aktualizowana).
Niepublikowany dotąd artykuł o cyfrowych narzędziach, dzięki którym wyciskam więcej z każdej minuty spędzonej przed ekranem. To nie jest sucha lista popularnych aplikacji z Internetu. To sprawdzone przeze mnie rozwiązania, których używam cały czas i do których dodałem opis z propozycjami zastosowań.
Zaproszenie na sesję pytań i odpowiedzi w formie online. Planuję ją zrobić wieczorem 27 marca (na Waszą prośbę zmieniłem datę). Podobną sesję robiłem przed rokiem i cieszyła się bardzo dużą popularnością, dostałem ponad 100 różnych pytań. Tym razem utrudnię sobie zadanie, robiąc ją w formie wideo.
Jeśli chcesz skorzystać z tej oferty, to zajrzyj tutaj po więcej szczegółów: