Od 9 lat prowadzę dziennik. Postanowiłem napisać oddzielny artykuł, w którym podzielę się moimi praktykami, powiem co mi to daje i jak robić to lepiej. Ruszajmy!
Jak lepiej pisać dziennik
Mam taki zwyczaj, że co roku rzucam sobie jakieś wyzwanie. W przeszłości było to czytanie jednej książki tygodniowo, wstawanie codziennie o 5, regularne bieganie, niejedzenie cukru i tym podobne. Czasem te wyzwania zostają u mnie na stałe. I tak w 2022 r. postanowiłem co sobotę wydawać newsletter, który miał mieć równo 52 wydania. Dziś zbliżam się do 180, ale tę historię już wszyscy znacie :)
Jednym z takich wyzwań było też prowadzenie dziennika. Wystartowałem od 1 stycznia 2017 roku i piszę do dziś. Na początku nie wiedziałem jak się za to zabrać, więc zacząłem od dłuższych wpisów. To było takie jakby podsumowanie gdzie teraz jestem w życiu, co robię i gdzie się chcę znaleźć. Trochę tak jakbym przedstawiał się obcej osobie, która nic o mnie nie wie. To dobre podejście na start, bo wymusza zrobienie podsumowania życia na dany moment. Gdybym dziś zaczynał pisać dziennik, to też bym od tego zaczął.
W kolejnych dniach schodziłem od ogółu do szczegółu i po prostu zacząłem pisać o tym, co się działo wczoraj oraz jakie mam plany na najbliższe dni. Przez długi czas mój dziennik był miksem listy najważniejszych zadań, wspomnień z poprzedniego dnia oraz cytatów, obserwacji i wydarzeń. Zapisywałem wszystko, co wydawało mi się ciekawe, ważne lub warte zapamiętania. Czasem były to tylko 2-3 zdania, a czasem cała strona zapisana drobnym drukiem.
Dlaczego tylko papier
Jestem fanem odręcznego pisania dziennika i mam ku temu kilka powodów:
dużo czasu spędzam przed ekranem komputera i telefonu, więc jeśli mogę od niego odwrócić wzrok, to chętnie korzystam,
rzadko mam okazję pisać odręcznie,
tradycyjny dziennik ma ograniczenia, które lubię (limitowane miejsce, brak klawisza cofnij, etc.)
papierowe dzienniki są ładnymi i przyjemnymi w dotyku przedmiotami.
Wiem, że na komputerze jest łatwiej, szybciej i prościej. Ale ja tak nie chcę - próbowałem kilka razy i nie mogę się przekonać do pisania dziennika w ten sposób. Testowałem też różne aplikacje, w tym systemową od Apple - nie zmieniły mojego zdania. Ja po prostu chcę móc wziąć do reki długopis i pisać na kartce papieru. Wolę to niż bajery w stylu dodawania zdjeć i lokalizacji, funkcje szukania ani tym bardziej wsparcie notowania przez AI. To nie dla mnie.
Zakaz podróżowania
Od początku starałem się pisać codziennie i o tej samej porze. Dla mnie najlepszy jest poranek - robię sobie kawę, otwieram dziennik i piszę przez kilka minut. Mam nawyk wstawania przed resztą rodziny i lubię zaczynać dzień od stałego zestawu rutyn. Oczywiście zdarzają się dni, w których z różnych powodów nic nie piszę. Najczęściej wynika to z mojej zasady, którą niezmiennie stosuję do dziś: dziennik ma zakaz podróżowania. Nie biorę go ze sobą na żadne wyjazdy. Ani na kilkudniowe delegacje czy wypady wakacyjne, ani na dwumiesięczne wyjazdy zagraniczne, które praktykuję w ostatnich latach.
Dziennik nie może opuścić mojego mieszkania, a dokładniej mojego gabinetu, bo piszę go tylko w jednym pokoju. To zasada, którą zapożyczyłem z firm audytorskich, gdzie często praktykuje się zakaz wynoszenia dowodów księgowych z konkretnych pomieszczeń. W ten sposób mam 100% pewność, że mój dziennik nigdy mi się nie zgubi i zawsze wiem, gdzie go szukać.
Pominięte dni
A co robię z pominiętymi dniami? Różnie - czasem nadrabiam je po powrocie, zwłaszcza gdy nie ma mnie w domu tylko 2-3 dni i mam je jeszcze na świeżo w głowie. Gdy wyjeżdżam na dłużej, powiedzmy tydzień albo dwa, to po prostu zostawiam puste kartki, jeśli nie wydarzyło się wtedy nic szczególnie ważnego. Tylko zawsze staram się napisać, gdzie wtedy byłem, żebym po latach wiedział dlaczego ta kartka jest pusta. Czyli przykładowo piszę krótko: delegacja Londyn, szkolenie Kielce, wyjazd na Dolny Śląsk, urlop we Włoszech, etc.
Dodatkowym plusem prowadzenia dziennika w ten sposób (i tak długo) jest to, że zawsze wiem, gdzie byłem w danej dacie. Mogę szybko sprawdzić, gdzie spędziliśmy Boże Narodzenie w 2017 roku, gdzie pojechaliśmy na majówkę w 2019 albo co robiłem w swoje urodziny każdego roku.
O czym piszę
Przez pierwsze lata każdy swój wpis zaczynałem od dwóch rzeczy: aktualnej godziny oraz pogody. Czyli przykładowo pisałem:
Poniedziałek 1 stycznia 6:15 Pada
Wtorek 2 stycznia 7:02 Chmury
Środa 3 stycznia 6:33 Świeci słońce
Brzmi banalnie, ale jest bardzo skuteczne. Dlaczego? Bo dzięki temu codziennie wiemy jakie mają być nasze pierwsze słowa, a to bardzo nam ułatwia życie. Nie ma tego tarcia “po co mam otwierać dziennik, jak nie wiem co pisać?”.
Te pierwsze słowa działają jak otwarcie pudełka czekoladek. Po zjedzeniu jednej sztuki trudno jest przestać i nasz mózg szybko znajdzie powody, dla których powinniśmy jeść dalej. Ale gdy czekoladki leżą zamknięte, to często w ogóle nas nie ruszają - do momentu, kiedy damy się skusić na “tylko” jedną.
Po odnotowaniu aktualnej godziny i pogody możemy pisać o czym tylko chcemy, bo mamy całą stronę. Mogą to być nasze plany na ten dzień, opis tego, co się wydarzyło wczoraj, jakiś ciekawy cytat czy nasze obserwacje i przeżycia. Notujemy z myślą, że nikt oprócz nas nie będzie tego czytał. Proszę mi wierzyć, że z czasem dziennik sam zacznie się pisać.

Dziennik dedykowany, czyli gotowe tematy
Ciekawym pomysłem jest dziennik dedykowany konkretnym aktywnościom lub osobom. Zamiast pisać “o wszystkim“, możemy się skupić na wybranym obszarze, dla przykładu:
Mamy małe dziecko i chcemy mu poświęcić nasz dziennik. Zapisujemy jakie miało przygody każdego dnia, czym nas zaskoczyło, co nowego zrobiło i jakich rzeczy się nauczyło. Po latach będzie to fantastyczna pamiątka dla nas samych i dla dziecka.
Zaczynamy dbać o zdrowie i więcej ćwiczyć. W naszym dzienniku codziennie zapisujemy, co zrobiliśmy w tym temacie, jak zmieniała się nasza waga i wyniki, oraz jaki jest nasz progres. Motywuje nas to do systematyczności i pozwala dostrzec postępy.
Jeśli ktoś kocha gotować lub próbować nowych smaków, to dziennik jest dobrym miejscem do zapisywania swoich kulinarnych przygód. Co i gdzie jedliśmy, jak nam smakowało, co nam się podobało, a co zaskoczyło.
Załóżmy, że pasjonujemy się kulturą, sztuką i filmem. Codziennie zapisujemy ciekawe fragmenty książek i artykułów, cytaty z filmów, robimy ich minirecenzje i notujemy ciekawostki.
Wyższy poziom, czyli dziennik 5-letni
Przez 6 lat pisałem swój papierowy dziennik mniej więcej w tej samej formie. W grudniu kupowałem kalendarz Moleskina na kolejny rok i notowałem dzień po dniu. Zmieniało się to, co w nim pisałem, ale struktura była ta sama: jeden dzień, jedna strona i nowy dziennik co roku. Aż pewnego dnia sięgnąłem po dziennik 5-letni, który okazał się przełomową decyzją.
Krótkie wyjaśnienie jak on działa: na każdej stronie widzimy ten sam dzień na przestrzeni najbliższych 5 lat. Czyli przykładowo na pierwszej ze stron mamy 10 stycznia 2025 roku, pod spodem 10 stycznia 2026 roku, 2027, 2028 i 2029 roku. Tak jak na poniższej grafice, która pochodzi z takiego samego dziennika, którego ja używam:

Przez pierwszy rok pisało mi się w nim tak samo, jak w tych rocznych kalendarzach, których używałem od kilku lat. Na początku nawet gorzej, bo byłem przyzwyczajony, że mam dużą kartkę, a tu jednak miejsca jest mniej.
Jednak w kolejnych latach zaczęła się dziać magia.
Nie musiałem już zaczynać nowego dziennika, tylko wracałem do jego początku. Teraz jestem na trzecim roku więc codziennie widzę co robiłem rok i dwa lata temu w tym samym dniu. Czytam, co było wtedy dla mnie ważne, co planowałem i gdzie byłem. I zacząłem zauważać rzeczy, których dotąd nie dostrzegałem, mimo że przecież wcześniej przez 6 lat prowadziłem dziennik:
Zdarza mi się zbyt szybko zapominać o swoich błędach oraz o sukcesach. Wprawdzie zawsze zapisywałem je w dzienniku, ale praktycznie nigdy nie wracałem do ich lektur. Teraz nie mam przed tym ucieczki i codziennie na kilka chwil cofam się w czasie.
Mam te same problemy, które cyklicznie do mnie wracają. Albo nie znajduję na nie rozwiązania, albo jest ono tymczasowe. Wcześniej tego nie zauważyłem i nie zwracałem na to uwagi.
Dużo więcej czasu mija od momentu, kiedy coś wymyślę, do dnia, w którym to zrobię. W mojej głowie są to pojedyncze miesiące, a często się okazuje, że pisałem o czymś już lata temu (dosłownie).
Jeśli podejmuję ważne albo trudne decyzje, to opisuję swój proces myślowy w dzienniku. Dzięki temu, że do niego wracam, to lepiej rozumiem samego siebie, widzę, co robię dobrze, a co źle.
Gdy dzieją się istotne wydarzenia, to wspominam o nich w dzienniku. Mogą nimi być duże zawirowania giełdowe, ważne sytuacje ze świata, finansów i ekonomii. Dzięki czytaniu o nich po latach, jestem w stanie wyciągnąć więcej wniosków.
Znacznie łatwiej jest mi się teraz porównać do siebie samego z przeszłości i mam lepszy punkt odniesienia.
Zdałem sobie sprawę, że czas biegnie szybciej niż mi się wydawało.
W przeszłości bardzo rzadko wracałem do starych dzienników, w zasadzie tylko wtedy, gdy chciałem sprawdzić, co robiłem danego dnia. A teraz zanim uzupełnię bieżący dzień, to widzę dwa poprzednie lata. W kolejnym roku będę patrzył przez trzy lata do tyłu, a w ostatnim aż 4. Już nie mogę się doczekać, bo to kompletnie zmienia perspektywę.
Już teraz biorę to pod uwagę, bo czasem zastanawiam się co “starszy ja” chciałby, abym dziś napisał, pomyślał czy zrobił. Wcześniej nie patrzyłem daleko wstecz ani do przodu, tylko skupiałem się na bieżącym dniu.

Jak zacząć prowadzić dziennik
Załóżmy, że chcesz pisać dziennik, ale nie wiesz jak zacząć. Na dodatek jest czerwiec i nie wiesz, czy masz teraz czekać do stycznia czy może zaczynać w środku roku 🤔 Gdybym to ja miał dziś wystartować od zera, to zrobiłbym tak:
Krok pierwszy: Kupiłbym papierowy dziennik, koniecznie taki, który ma jeden dzień na jednej stronie. Na początku lepiej jest mieć więcej miejsca, czyli idealny będzie format zeszytowy (A5), a nie jakiś kieszonkowy. Cena ani marka nie grają roli, bo będę go używał tylko do końca tego roku (a co dalej już za moment). Więc możemy wybrać piękny kalendarz, który wpadnie nam w oko w Empiku lub po prostu zwykły zeszyt. Co kto woli.
Krok drugi: Za cel postawiłbym sobie wyrobienie nawyku pisania codziennie o tej samej porze. Te dwa warunki są bardzo ważne, bo nie o to chodzi, aby nadrobić zaległe dni raz na tydzień. Ani żeby w pośpiechu pisać jedno zdanie przed snem, żeby się zaliczyło. Wybierz dla siebie dowolną porę dnia, ale potem już jej nie zmieniaj do końca roku.
Krok trzeci: Każdy mój wpis zaczynałbym od zanotowania jakiejś stałej rzeczy, np. godziny naszego przebudzenia, aktualnej pogody, swojego motto, celu czy ulubionego cytatu. To pomoże zbudować systematyczność.
Krok czwarty: jeśli udałoby mi się pisać codziennie, to pod koniec roku kupiłbym sobie dziennik 3 albo 5 letni. Ale tylko wtedy, bo inaczej to nie ma sensu. Jeśli nie damy rady notować przez 6 miesięcy, to tym bardziej nie uda nam się przez kilka lat.
Na koniec jedna rada dla tych, co boją się zacząć, bo nie wiedzą czy będą mieli o czym pisać. Pamiętajcie, że piszemy tylko jeden dzień do przodu, a nie całe tygodnie czy miesiące. Czyli dziś nie musicie wiedzieć o czym będziecie pisać w przyszłości. Spokojnie, dojdziemy tam, dzień po dniu.
A jeśli nawet okaże się, że przez długi czas kompletnie nie będziemy mieli o czym pisać, to to też będzie ważny sygnał. Bo może to znak, że zasiedzieliśmy się w miejscu i potrzebujemy jakichś zmian?
Następne kroki:
Zachęcam każdego bez względu na wiek do prowadzenia dziennika. Z tych kilku minut pracy każdego dnia i wydanych paru złotych uzyskuje się bardzo wysoką stopę zwrotu. Pisanie to jedna z najskuteczniejszych metod własnego rozwoju.
Najlepszy dzień, żeby zacząć był wczoraj, a drugi w kolejności jest dziś. Jutro będzie tylko trudniej.
Daj szansę swojemu dziennikowi i nie bój się, że znudzisz się już po miesiącu.
Spróbuj skorzystać z moich praktyk i rad, testowałem je na sobie (dosłownie).
Pamiętaj, że dziennik piszesz tylko dla siebie, więc możesz być ze sobą szczery.
Moim zdaniem najlepszy dziennik 5-letni to Hobonichi techo 5-year. Najłatwiej go dostać w okolicach października i listopada (ma go wtedy kilka polskich sklepów).
Kiedyś napisałem artykuł o tym, na co zwrócić uwagę kupując dziennik. Zachęcam do lektury, bo nadal jest aktualny: Poradnik zakupowy - wybieramy idealny dziennik.

Etat i firma jak klocki LEGO
W minionym tygodniu przeprowadziłem webinar w temacie tego trudnego wyboru. Oto kilka słów podsumowania:
Kariera na etacie jest jak nowy zestaw klocków LEGO:
Zanim otworzymy pudełko, to wiemy czego się spodziewać. W środku czeka na nas instrukcja obsługi, która jest prosta i niewiele może nas zaskoczyć.
Sami wybieramy czy nasz zestaw do składania (czyli nasza praca) ma być łatwy, prosty i przyjemny, czy może skomplikowany jak LEGO Millennium Falcon 75192.
Możemy dostać dokładnie taki sam zestaw, jak ma ktoś inny.
Możemy robić własne modyfikacje, ale ogranicza nas ilość i rodzaj klocków, które dostaliśmy w zestawie.
Z kolei prowadzenie własnej firmy jest jak budowanie z pudła pełnego zmieszanych i niekompletnych zestawów LEGO:
Musimy sami wiedzieć, co chcemy zbudować. Instrukcji nie ma albo jest z innego zestawu.
Brakuje nam klocków i nawet nie wiemy których.
Trudno jest zacząć, bo nie wiemy jaki jest pierwszy krok. I trudno jest też skończyć, bo nikt nam nie powie, jak ma wyglądać to, co budujemy.
Możemy robić własne modyfikacje, zależy od tego ile i jakie klocki są w naszym pudle.
Efekty naszej pracy często są niemierzalne albo widzimy je dopiero po długim czasie.
Zacząłem od takiego porównania, a później przeszedłem przez konkretne wady i zalety obu tych dróg. Na końcu powiedziałem, które z nich bym dziś wykorzystał i co bym zrobił, gdybym znowu miał 20 lat. Zachęcam do obejrzenia tego webinaru, jest on materiałem dodatkowym do książki 52Notatki Sezon 3. Wszystko na jej temat można znaleźć tutaj:
A tak prywatnie
W artykule Ukryte zasady gry napisałem, że dorośli ludzie to rzadkość. Od kilku z Was dostałem w mailach pytanie zwrotne, które też sobie zadaję, czyli co to znaczy być dorosłym? Myślę, że jedną z cech, które mają tylko ludzie dorośli, to nieprzejmowanie się tym, co mówią o nas inni. Nie chodzi o ślepą ignorancję, tylko o posiadanie pewności siebie, że to co robimy jest słuszne. Wewnętrznego spokoju, którego cudze wątpliwości nie mogą zmącić. I zaufanie do samego siebie, którego nie podważą opinie innych ludzi.
Tego tematu będzie dotykał artykuł o roboczym tytule “strategiczna ignorancja“, który właśnie piszę. Myślę, że może wzbudzić kontrowersje, więc przy okazji sprawdzę, jak bardzo jestem dorosły :)
Podoba mi się jak zostało to ujęte na poniższej grafice. Szczyt przejmowania się obcymi przypada na okres młodości i niedojrzałości. Ale maleje wraz z wiekiem i doświadczeniem:
🤫