#52Notatki - Mój sposób na to jak pisać dziennik, oraz co dostrzegam dopiero z wiekiem
Witam w wydaniu newslettera, którego już miało nie być, a jednak jest. Bardzo mi miło, że tak dużo osób się z tego cieszy. Ruszajmy!
Mój sposób na to jak pisać dziennik
Wierzę, że są dwa nadrzędne sposoby rozwoju człowieka: czytanie i pisanie. Za tydzień opublikuję moją propozycję kilku bardzo dobrych książek, które mają fatalne tytuły. A w kolejnych wydaniach pojawi się artykuł o tym co i jak czytać. Natomiast dziś skupimy się na pisaniu.
Dzięki licznym mailom, które od Was dostałem (nadal na nie odpowiadam), wiem, że część z Was przekonała się do prowadzenia dziennika. Początek roku jest najlepszym czasem, aby zacząć to robić, do czego będę Was dziś przekonywał. Sam dziennik prowadzę już siódmy rok i jest to jeden z moich najważniejszych nawyków.
Dotąd robiłem to używając Moleskine Daily Calendar. Dobre wykończenie, papier na tyle gruby, że można pisać piórem, zakładka i guma do zamknięcia. Bardzo funkcjonalny i trwały, polecam każdemu. Zwłaszcza że jak sprawdziłem teraz, to można je kupić 20% taniej niż w grudniu.
Moleskine jest jak Audi - funkcjonalny, trwały i w akceptowalnej cenie. Jeśli natomiast szukasz czegoś w klasie premium, takiego Porsche wśród dzienników, to są dwie firmy: Midori oraz Hobonichi.
Midori jest szczególnie znane z wielofunkcyjnego notesu Travelers. Miałem okazję go osobiście kupić w Tokio, o czym opowiadałem kiedyś w sekcji „a tak prywatnie”. Genialną funkcją Travelera jest to, że można go dowolnie uzupełniać różnymi wkładami. Ja zawsze wybieram kalendarz tygodniowy (dwa zeszyty po 6 miesięcy), między które wsadzam notes wypełniony tylko kratką, na którym piszę co chcę. Można to sobie dowolnie konfigurować, kupując oryginalne wkłady albo korzystając z licznych zamienników.
Midori robi również dzienniki 3-letnie, 5 a nawet 10-letnie. Ich oferta jest na tyle bogata, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja go używam jako roboczego notatnika, który od lat noszę na spotkania, oraz gdy po prostu idę sam na kawę.
Hobonichi również ma całą gamę dzienników, notesów i kalendarzy, które są piękne i funkcjonalne. Na ich stronie www.1101.com (ciekawa domena swoją drogą) można znaleźć wiele akcesoriów oraz inspiracji na ich użycie. Mam wrażenie, że Hobonichi jest bardziej snobistyczne, część ich produktów ma tylko japońską wersję językową, a na niektóre trzeba się zapisywać w przedsprzedaży. Przywiązują też dużo większą rolę do marketingu i wizerunku swojej marki.
Dosłownie od dwóch tygodni korzystam z Hobonichi 5-Year Techo. To mój pierwszy produkt tej firmy, ich estetyka i poziom wykonania są na najwyższym poziomie. Używam tego dziennika do codziennych prywatnych zapisków i on nigdy nie opuszcza mojego pokoju. Zastępuje mi Moleskina, którego używałem do tego samego.
Luksusowe kaprysy
W Internecie znajdziecie pełno blogów i wideo osób, które są zakochane w produktach obu marek i robią z nimi naprawdę piękne rzeczy. Moje codzienne zapisy są niczym przy rysunkach, kaligrafii czy relacjach z podróży pełnych wklejonych zdjęć i pamiątek, które ludzie tworzą.
Każdy właściciel Porsche czy innych luksusowych marek wie, że te auta mają swoje kaprysy i udziwnienia, oraz że po prostu są drogie. Tak samo jest z produktami marki Hobonichi i Midori. Zaczynając od cen, to te mocno wahają się w zależności od tego gdzie je kupimy. W Polsce nie ma oficjalnego przedstawicielstwa żadnej z tych firm, więc musimy korzystać z pośredników, którzy różnie kształtują swoją marżę. Problemem jest też dostępność, przed świetami nie można było w Polsce kupić od ręki Hobonichi Techo. Niemniej, trzeba się przygotować na wydatek rzędu 300-500 zł.
Jeśli chodzi o funkcjonalność, to w Travelerze nieustannie mnie irytuje, że nie da się go płasko rozłożyć na stole, bo się zamyka. Pisze mi się przez to niewygodnie. Z kolei Hobonichi, którego dopiero zacząłem używać, ma za cienkie strony i pióro przebija na drugą stronę. Co więcej, dużo trudniej niż się spodziewałem jest mi się przestawić z Moleskina, gdzie miałem całą stronę na zapiski, a Hobonichi daje mi tylko kilkanaście linijek. Sposobem jest wykorzystywanie prawej strony, która jest pusta, co pewnie zaraz zacznę robić.
W czym i komu polecam pisanie
Najpierw to łatwe pytanie: komu polecam? Absolutnie wszystkim. Bez względu na to ile masz lat, czasu i kim jesteś. Uważam, że każdy może pisać dziennik. Wersja minimalna to zapisywanie jednego zdania albo godziny o której wstałeś (tego używam cały czas jako kotwicy). Wersja maksymalna to codziennie zapisana cała strona, a okazjonalnie nawet więcej.
Najważniejsza - jak zawsze - jest systematyka i konsekwencja. Nie uda się spisywać całego tygodnia, siadając np. co niedzielę. Wiem, bo próbowałem i to nie działa.
Teraz trudniejsza kwestia - w czym pisać? Na pewno początkującym nie polecałbym produktów Midori ani Hobonichi. Ja się zdecydowałem na Hobonichi po 6 latach prowadzenia dziennika. Lepiej dać sobie jeden rok na pisanie w innym miejscu, aby samemu sobie dowieść, że jesteśmy w stanie to robić. Inaczej, jeśli wydamy kilkaset złotych na produkt, który będzie się kurzył na półce, to będzie nas to tylko denerwować. Przynajmniej ja bym tak miał.
Jeśli masz do wydania 80 złotych to za tyle kupisz Moleskina. To jest naprawdę dobra wartość w tej cenie. Jeśli natomiast chcesz to zrobić budżetowo to wystarczy zwykły notes, z jak najlepszym papierem.
Osobiście unikam kalendarzy, które mają jakiekolwiek udziwnienia, w stylu cytatów na każdej stronie, pytań, rysunków czy innych grafik. Jest coś wyjątkowego w tym, że codziennie możesz otworzyć pustą kartę, na której jest tylko data i w dowolny sposób ją zapełnić. Zupełnie jak każdy dzień życia. Wprawdzie w Hobonichim mam nadrukowane cytaty, ale są one po japońsku (jak cały dziennik), więc mnie nie rozpraszają.
A co z cyfrowymi dziennikami?
Jest wiele możliwości pisania cyfrowego dziennika na komputerze. Są piękne i funkcjonalne aplikacje na telefony. Żadnej z nich nie używam z prostej przyczyny - po całym dniu pracy na komputerze nie chcę dodawać sobie czasu przed ekranem. Zwłaszcza, że dziś rzadko kiedy mamy okazję usiąść z piórem przed kartką papieru.
_______________
Następne kroki:
Spróbuj pisać dziennik. W styczniu znajdziesz wiele przecenionych kalendarzy, a ich wypełnianie dowolną treścią każdego dnia jest doskonałym ćwiczeniem na wytrwałość.
Jednocześnie, jeśli uważasz, że nie jesteś w stanie znaleźć codziennie 5 minut, żeby coś napisać, to brzmi to niepokojąco. Może Twój kanarek w kopalni właśnie daje Ci sygnał?
Co dostrzegam dopiero z wiekiem
W połowie stycznia wypadają moje urodziny. Zamiast typowego podsumowania co się udało a co nie, postanowiłem usiąść i pomyśleć o tym, co się zmieniło. Jakie rzeczy dostrzegłem dopiero po upływie czasu?
Oto moje przemyślenia, pisane jak zawsze do samego siebie:
Dużo ważniejsze jest niepopełnianie krytycznych błędów niż dokonywanie genialnych decyzji. Unikanie kontuzji uprzykrzających życie jest ważniejsze niż bycie w życiowej formie fizycznej. Nietracenie dużych pieniędzy, uniknięcie wpakowania się w hazard czy spiralę długów jest ważniejsze niż bycie mistrzem inwestowania czy kontroli finansów osobistych.
Im jesteś starszy, tym szybciej mija czas. W dzieciństwie nie mogłeś się doczekać Gwiazdki, dziś Święta brzmią bardziej jak deadline i nawet nie zauważasz kiedy mijają.
Zaczynasz dbać o siebie, pomimo że żyjesz w kulturze, która tego nie promuje. Nadal wierzysz, że mężczyzna powinien być silny i stanowić ostoję w rodzinie. Ale orientujesz się, że jeśli podupadniesz na zdrowiu, wypalisz się zawodowo lub przestaniesz rozwijać to staniesz się ciężarem dla bliskich, a nie wsparciem.
Przestajesz komukolwiek czegoś zazdrościć, gdy jesteś skupiony na działaniach, które poprawią życie Twojej rodziny i czynią Cię lepszym
Coraz trudniej nawiązuje się nowe przyjaźnie, a stare z czasem się zacierają. Zwłaszcza jeśli się o nie regularnie nie dba. Jednocześnie łatwo poznaje się nowych ludzi, poprzez wspólne interesy czy pasje, ale trudno jest z nimi zbudować głębsze relacje.
Zdajesz sobie sprawę, że najlepsze wspomnienia rzadko mają coś wspólnego z ilością wydanych pieniędzy. Można kupić szczęście, ale i tak większość dobrych wspomnień to nieoczekiwane sytuacje, momenty zachwytu, chwile spędzone z bliskimi osobami czy po prostu czas odpoczynku.
Coraz cześciej żałujesz rzeczy, których nie zrobiłeś, a błędy wynikające z niepoprawnego działania schodzą na drugi plan. Wiesz, że jeśli robisz coś źle, to możesz to zmienić. Ale jeśli utraciłeś jakiś okres w życiu, moment czy szansę, to zmarnowałeś je na zawsze. Budujesz bagaż żalu, który musisz nauczyć się nieść i stopniowo rozładowywać.
Uczenie się nowych rzeczy jest dużo trudniejsze. Da się, ale nie przychodzi to z taką łatwością, jak gdy się miało 20 lat. Mając tego świadomość trzeba być gotowym, że wszystko będzie kosztowało więcej wysiłku.
Możesz sobie kupić wiele rzeczy, o których marzyłeś, ale wiesz, że i tak nie będziesz miał czasu się nimi cieszyć. W dzieciństwie marzyłeś o PlayStation i dużym telewizorze. Dziś mógłbyś oba kupić, ale wiesz, że żałowałbyś czasu na granie. Mimo że jedne z najlepszych wspomnień z młodości to te spędzone beztrosko przed komputerem.
Nieważne jak długo i szybko idziesz, horyzont zawsze wydaje się być tak samo daleko. Po każdym wyzwaniu przychodzi następne, po każdym sukcesie chcesz kolejnego, a lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy, mimo że skreślasz z niej wykonane zadania. Na tym etapie życia jeszcze nie wiesz czy to dobrze czy źle.
Organizm daje pierwsze sygnały, że kończy mu się okres gwarancji i coś może się psuć. Zaczyna się od drobnych rzeczy i pierwszych sygnałów, że nie jesteś już tak sprawny. Jeśli dotąd nie dbałeś o swoje zdrowie, to lada dzień przyjdzie Ci za to zapłacić rachunek wraz z odsetkami.
Zmieniasz opinie na różne tematy oraz swoje własne preferencje. To dobry znak, bo świadczy, że się rozwijasz, zamiast tkwić zamknięty w przekonaniach zbudowanych, gdy byłeś młodszy i mniej doświadczony.
Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że nie uda Ci się zrobić wszystkiego, co byś chciał. Ileś dróg jest już zamkniętych z powodu Twojego wieku i podjętych dotąd wyborów.
Dostrzegasz, że lepiej jest robić kilka rzeczy bardzo dobrze niż dużo rzeczy przeciętnie. Wiesz to, ale nadal uparcie próbujesz robić więcej niż fizycznie jesteś w stanie zmieścić w kalendarzu.
Orientujesz się, że profesjonalny świat wcale nie jest tak profesjonalny, jak mogłoby się wydawać. Ani tym bardziej jak chciałbyś, aby był.
Dochodzisz do wniosku, że każdemu trzeba dać drugą szansę, ale nikomu nie warto dawać trzeciej.
Na koniec ważna uwaga - nawet jeśli zdajesz sobie sprawę z czegoś, to nie znaczy, że będziesz się do tego stosować. Pewnych rzeczy trzeba się nauczyć na własnej skórze. Każde dziecko słyszy od rodziców, że ma nie dotykać ognia, bo się oparzy, a mimo to samo musi spróbować.
To będzie dobry temat na oddzielny artykuł.
_______________
Następne kroki:
Podsumowując dłuższe okresy (rok, dekada) skupiamy się na tym co się udało, a co nie. Warto też zadać sobie pytanie „co się zmieniło” i „czego się nauczyłem”.
Sztuka zadawania właściwych pytań jest ważną i cenną umiejętnością. I nie zawsze chodzi tu o to, aby szybko znaleźć odpowiedź, o czym pisałem w artykule 7 pytań, które nie dają mi spokoju.
A tak prywatnie…
To jest ostatnie wydanie newslettera wysłane z platformy Revue. Jej właścicielem jest Twitter, a Elon Musk zdecydował się ją zamknąć. W związku z tym jestem w trakcie przenosin w nowe miejsce. Dlatego uprzedzam, że jest taka możliwość, że następne wydanie newslettera może wpaść do innego folderu albo nawet do spamu. Niebawem przestaną też działać linki, bo archiwum również będzie przeniesione.
Natomiast nie zmienia się dzień i godzina - sobota, 7 rano :)