W tym wydaniu będziemy rozmawiać o sprawach damsko-męskich. I to takich, które potrafią zawstydzić nawet pary z wieloletnim stażem. Ruszajmy!
Finansowe tabu w małżeństwie - jak je przełamać, zanim będzie za późno?
Jakie są najczęstsze przyczyny rozpadu małżeństw?
W wielu badaniach na szczycie listy - oprócz zdrady - pojawiają się problemy finansowe. Nie tyle chodzi o brak pieniędzy, co o kłótnie na ich temat, spowodowane różnym podejściem do wydawania i oszczędzania. Nieporozumienia dotyczące budżetu rodzinnego mogą z czasem prowadzić do konfliktów i napięć, a nawet rozpadu związku. Szczególnie są na nie narażone pary, w których są duże nierówności finansowe pomiędzy partnerami.
Ich źródłem, w większości przypadków, jest po prostu brak komunikacji. Choć żyjemy w postępowych czasach, to pieniądze nadal są tematem tabu. Wiele par świadomie go unika, bo wie, że są zapalnikiem do kłótni.
Dlaczego tak się dzieje i z czego to wynika?
Większość związków opiera się przede wszystkim na emocjach i ma niewiele wspólnego z pieniędzmi. Gdy ludzie się kochają, to nie zwracają uwagi na kwoty, zarobki i wydatki. Jednak nie oznacza to, że nie powinno się o nich w ogóle rozmawiać. Wręcz przeciwnie - przez lata spędzone razem wydacie wspólnie miliony złotych.
Na dom, w którym razem będziecie mieszkać i samochód, którym będziecie jeździć. Na wspólne wakacje, hotele i jedzenie w restauracji. Na długi, które razem zaciągnięcie i marzenia, które będziecie finansować. A potem na dzieci, ich zabawki, ubrania i edukację.
Z czasem może się okazać, że nasza druga połowa ma zupełnie inne podejście do pieniędzy niż my sami. Te różnice mogą się wykształcić także pod naszą presją, którą mimowolnie na siebie wywieramy w każdym związku.
Dlatego na początku warto poznać:
4 skrajne typy osobowości, jeśli chodzi o podejście do pieniędzy w związku
Ignoranci - nie wiedzą ile zarabiają ani ile wydają, ile mają oszczędności oraz długów. Bardzo dobrze się z tym czują i nie rozmawiają o pieniądzach. Mają ku temu różne powody. Bo nie wypada, bo pieniądze to same problemy i szczęścia nie dają, bo trzeba cieszyć się życiem, a nie liczyć. Póki jest dobrze i na wszystko w miarę wystarcza, to omijają ten temat szerokim łukiem.
Ignoranci często uważają, że kwestie pieniędzy ich nie dotyczą, bo zajmuje się tym ich partner/partnerka. W pierwszych latach związku może to nie powodować żadnych problemów, ale z czasem prowadzi do coraz większych tarć.
Marzyciele - dużo myślą o pieniądzach, ale niewiele robią w ich temacie. Wiedzą dokładnie, na co wydaliby milion wygrany na loterii i lubią fantazjować na temat dużych pieniędzy. Uważają, że potrzeba złotego strzału, aby stać się zamożnym. Spadku po jakimś krewnym, kamienicy odziedziczonej po rodzicach albo… zamożnego partnera.
Żyją nadzieją, że uda im się nagle odmienić ich finansowy los dzięki jednej świetnej inwestycji. I dlatego często stają się ofiarami oszust finansowych. Nie wierzą w systematyczne oszczędzanie, stopniowe budowanie majątku i często drwią z ludzi, którzy pracują na klasycznym etacie.
Optymaliści - wiedzą dokładnie skąd i dokąd płyną ich pieniądze. Mają wszystko policzone, wiedzą kiedy, ile i na co wydają. Wszystkie oszczędności trzymają na najlepszych lokatach i mają je zainwestowane. Zanim coś kupią, to sprawdzą każdą możliwą promocję. Czytają blogi i książki finansowe oraz uczą się inwestować.
Jeśli dasz Optymaliście w prezencie tysiąc złotych, to wrzuci je w budżet domowy, na lokatę albo giełdę. Ale jak mu powiesz, że musi je wydać tylko na siebie, to będzie miał z tym duży problem. Ich wiedza finansowa jest bardzo pomocna w związku, ale też może wywoływać presję na drugiej osobie.
Skąpcy - dla nich wszystko sprowadza się do ceny. Musi być niska, żeby byli zadowoleni z zakupu. Dotyczy to wszystkiego - ubrań, jedzenia na mieście, podróży czy rozrywki. Zawsze szukają rozwiązania, które jest tanie, a najlepiej darmowe. Ubierają się w rzeczy, które są w promocji, a nie te, które im się podobają. W restauracji nigdy nie biorą przystawek. Twierdzą, że w Internecie wszystko powinno być za darmo, a film lepiej jest pobrać na laptopa niż iść do kina.
Wydaje im się, że postępują słusznie i potrafią oskarżać innych o rozrzutność. Ich postawa wywiera duże obciążenia na rodzinie. Skąpcy nie mają żadnego konkretnego celu, na który zbierają pieniądze. Ograniczają swój potencjał, bo tylko oszczędzają, zamiast inwestować. Skupiają cały wysiłek na tym, aby ograniczać wydatki, a nie na tym, aby mieć jak najwięcej pieniędzy. I nie budują dywidend pamięci.
Przeciwności się przyciągają
Te cztery kategorie to skrajne postawy, w które mniej lub bardziej wpadamy. Jak to w życiu bywa, przeciwności często łączą się w pary i podobnie jest w tym przypadku. Dlatego do Ignorantów idealnie pasują Optymaliści, co jednak w długim terminie wiąże się z dużymi problemami, o czym napiszę już za chwilę. Jeśli w pary dobiorą się Marzyciele i Ignoranci, to będą wiedli w miarę szczęśliwe życie, aż do momentu pierwszych problemów finansowych. A te kiedyś niemal na pewno nadejdą. Dopiero wtedy będą zmuszeni, aby bardziej zatroszczyć się o swoje finanse. W takich sytuacjach Marzyciele i Ignoranci lubią szukać winnych poza sobą, głównie wśród polityków i “prywaciarzy“.
Najgorszą grupą są Skąpcy. Bardzo trudno jest ich przekonać, że robią źle. Ich podejście do pieniędzy może mieć korzenie w trudnych doświadczeniach życiowych. Przykładowo wychowali się w domu, w którym zawsze brakowało pieniędzy albo kiedyś popadli w finansowe tarapaty. Czasem kieruje nimi chęć zostawienia dzieciom jak największej kwoty, która ma im zapewnić bezpieczeństwo. Nie dostrzegają, że wraz z pieniędzmi, kolejne pokolenie odziedziczy po nich toksyczne wzorce.
Dość teorii, weźmy teraz na warsztat prawdziwy przykład z życia.
“Czy to ja jestem tym złym?”
AmITheAsshole to nazwa ciekawego subforum na Reddicie. Ludzie pytają tam czy w danej sytuacji to oni są tym złym i czy dobrze postąpili. Kilka miesięcy temu pojawił się tam wątek, dotyczący finansów w małżeństwie, który stał się dla mnie pretekstem do napisania tego wydania 52Notatki. W oryginale znajdziecie go tutaj, a poniżej znajduje się moje tłumaczenie na Polski:
Jesteśmy małżeństwem od czterech lat i nie mamy dzieci. Żona wkrótce otrzyma sześciocyfrowy spadek po zmarłym członku rodziny. Planuje kupić nowy samochód, zabrać nas na wakacje, przymierza się do luksusowych ubrań i torebek (marzy jej się włoska za 10’000 dolarów, więc prawdopodobnie będzie to pierwsza rzecz, którą kupi). Chciałaby mieć buldoga francuskiego.
Sprawa dzieje się w USA, więc “sześciocyfrowy spadek” w dolarach oznacza od około 400 tysięcy złotych do nawet 3,6 miliona złotych. Sporo pieniędzy, nic tylko się cieszyć, prawda? Otóż nie do końca, bo autor posta pisze, że:
Czuję się zaniepokojony planami mojej żony.
Powiedziałem jej, że powinniśmy przeznaczyć większość spadku na spłatę naszego kredytu hipotecznego (zostało nam jeszcze 22 lata), ponieważ zaoszczędziłoby nam to setki tysięcy dolarów na odsetkach. Co więcej, żona nadal ma około 60’000 dolarów długu studenckiego, który według mnie powinna jak najszybciej spłacić. Myślę, że mogłaby trochę zaszaleć, ale resztę powinna zainwestować w fundusz inwestycyjny na czarną godzinę.
W tym momencie widzimy, że mąż jest typem Optymalisty. Dokładnie wie, gdzie powinny pójść pieniądze ze spadku, tak aby jego rodzina zyskała na nich jak najwięcej. Tylko co na to żona?
Moja żona jest przeciwna wcześniejszym spłatom kredytów. Twierdzi, że przecież raty są tak zaplanowane, że możemy nadal je wygodnie spłacać co miesiąc. Co więcej, uważa, że inwestowanie na giełdzie nie jest bezpieczne, więc mogłaby wszystko stracić i nigdy więcej nie będzie jej stać na wymarzoną torebkę. Mówi też, że jeździ tym samym samochodem od czasów studiów, czyli od 10 lat. A na koniec stwierdziła, że to jest jej spadek i chociaż wysłucha moich sugestii, to ona ma ostatnie słowo w kwestii wydatków.
Rozumiem, że to są jej pieniądze, ale nie mogę przestać myśleć o setkach tysięcy dolarów, które zaoszczędzilibyśmy na odsetkach. Rozmawiamy o tym codziennie od kilku dni, ale tylko kręcimy się w kółko.
Atmosfera zaczyna się robić gęsta. Niespodziewany spadek zamiast cieszyć, to zaczyna ciążyć na ich relacji. Ten wpis wywołał wiele komentarzy, pod wpływem których autor dodał kilka szczegółów na temat ich sytuacji finansowej:
Zarabiam więcej niż żona, więc kiedy kupowaliśmy razem dom, postanowiliśmy, że ja będę spłacał 3/4 rat, a ona 1/4. Byłem gotów płacić więcej dla naszego wspólnego dobra, więc czuję, że mogę ją teraz prosić o spłatę kredytu.
Kilka osób stwierdziło, że skoro auto mojej żony ma 10 lat, to warto jest kupić nowe. Mój samochód jest w podobnym wieku, a ja planuję jeździć nim aż się całkowicie nie zepsuje. A pieniądze, które dzięki temu oszczędzam inwestuję na giełdzie i to z całkiem dobrym wynikiem.
Wiem, że w świetle prawa to są jej pieniądze. Ale kiedy co roku ja dostaję premię to wydajemy ją razem. Wiem, że prawnie to są też jej pieniądze, ale w rzeczywistości ona nie pomaga mi w pracy. Sam je zarobiłem, a mimo to dzielę się nimi. Poza aspektami prawnymi, jesteśmy życiowymi partnerami i uważam, że zbudowanie stabilnej sytuacji finansowej jest o wiele ważniejsze niż wakacje, torebka czy pies.
W tym momencie dyskusja pod wątkiem podzieliła się na dwa skrajne obozy. Jedni w pełni popierali męża, a drudzy żonę. Nim napiszę co ja o tym myślę, to najpierw przeczytajmy co stało się dalej. Bo po miesiącu pojawił się nowy post o poniższej treści.
Postanowiłem wprowadzić równość do naszego małżeństwa. Przysiadłem do wszystkich naszych rachunków i paragonów. Dotąd płaciłem 3/4 naszej hipoteki, 3/4 podatku od nieruchomości, wszystkie koszty utrzymania domu, prawie całe zakupy spożywcze i rzeczy, które kupowaliśmy do domu, wszystkie rachunki, w tym za telefony. Płaciłem za prawie wszystkie nasze wyjścia i aktywności poza domem, w tym kolacje i randki, oraz ubezpieczenie naszych samochodów. Robiłem to wszystko bez zastanowienia, bo byliśmy partnerami, a ja zarabiam znacznie więcej niż ona.
W zeszłym tygodniu usiadłem razem z żoną i pokazałem jej koszt naszego utrzymania. Powiedziałem, że skoro jej sytuacja finansowa drastycznie się zmieniła, to teraz odpowiada za połowę tych kosztów. To wywołało kłótnie, jakich wcześniej nigdy nie mieliśmy.
Moim zdaniem dzięki spadkowi może sobie teraz pozwolić, aby finansowo odpowiadać za połowę naszego życia. Odpowiedziała, przypominając mi, że jej spadek jest prawnie tylko jej, a nie nasz, więc mogę wziąć to pod uwagę w naszych wydatkach, podczas gdy nasze wynagrodzenia są prawnie wspólne, dlatego to z nich płaciliśmy za koszty życia. Twierdziłem, że chociaż ma rację pod względem prawnym, moralnie jest to błędne i że od teraz będziemy postępować w ten sposób, jako równi partnerzy.
Czyli obie strony poszły na ostro. Żona mówi, że spadek jest jej i się nie będzie dzielić. Mąż wyciągnął swoje obliczenia i wystawił rachunek za minione lata. Spirala zaczęła się nakręcać…
Od tego czasu prawie ze sobą nie rozmawiamy, poza kilkoma smsami. Kładziemy się spać w ciszy i wychodzimy do pracy, nie budząc się nawzajem. Moja żona nie jest już tą kobietą, którą poślubiłem. Doszło do tego, że zacząłem się zastanawiać nad naszą przyszłością.
W tym momencie historia się urywa. Twórca tego wątku przestał odpisywać na komentarze ani nie opublikował żadnej aktualizacji. Nie wiemy czy małżeństwo się dogadało czy jednak wzięło rozwód.
Więc kto ma rację?
Oboje ją mają i jednocześnie się mylą.
Maż ma rację, że dużo zaoszczędzą na odsetkach z banku, jeśli spłacą wcześniej długi. Ale żonie to nic nie zmieni w życiu, bo dalej będzie musiała jeździć starym autem, które ewidentnie jej się nie podoba. Mąż szuka w pieniądzach bezpieczeństwa, bo wie, że to na nim spoczywa ciężar utrzymania domu. A żona już się czuje bezpiecznie finansowo i chce użyć spadku, aby zrealizować marzenia i poprawić komfort życia.
Najgorsze w tym jest to, że teraz oboje przegrywają. Wygląda na to, że pieniądze ze spadku zniszczyły ich związek, ale winny jest brak komunikacji w małżeństwie. Gdyby wcześniej regularnie rozmawiali o pieniądzach, to:
Mąż wiedziałby, że żona marzy o włoskiej torebce i nowym samochodzie. Gdy jest się w związku, to warto wiedzieć czego pragnie druga osoba.
Żona wiedziałaby, jak wiele stresu kosztuje jej męża wzięcie większej odpowiedzialności za domowe finanse.
Mieliby ustalone wspólne cele i marzenia, które realizowaliby ze wspólnych zarobków.
Ich życie byłoby bardziej przewidywalne, bo wiedzieliby, co sami zrobiliby z dużą kwotą pieniędzy i co zrobiłby ich partner.
Wyrównaliby nierówności w wiedzy na temat domowych finansów. Żona najwyraźniej nie ma ich pełnego obrazu, ale nie wiemy czy taki był jej wybór, czy może mąż wziął ten temat na siebie.
Dlatego najważniejszy wniosek z tego wydania 52Notatki brzmi:
O pieniądzach trzeba rozmawiać
Tego tematu nie można ignorować ani zostawiać go tylko jednej osobie w związku. Powyższa historia to przestroga, która pokazuje, jak coś pozornie pozytywnego może przyczynić się do nieszczęścia. Jak więc zacząć taką rozmowę? Na pewno nie od mozolnego wyliczania budżetu, wydatków i zarobków. Zachęcam, aby przejść przez każdy z punktów z sekcji Następne Kroki:
Następne kroki:
Zapytaj swojego partnera/partnerkę jakie marzenia chciałby/chciałaby zrealizować w najbliższej dekadzie. Przykładowo mogą to być podróże, coś związanego z pasją i hobby, zakup rzeczy, które uczynią codzienne życie łatwiejszym albo podniosą jego standard. Rzeczy małe i duże, cokolwiek co jest realne w okresie 10 lat.
To niewinne ćwiczenie może dać ogromne efekty. Raz, że dowiesz się jakie są marzenia drugiej osoby, a dwa, że będziesz miał dobry start do rozmowy o tym, czy Was na nie stać. I co zrobić, aby tak było.Teraz pójdźmy na całość i załóżmy, że wygrywacie na loterii 20 milionów złotych. Co z nimi zrobisz? Zapytaj o to swoją partnerkę/partnera, możesz też w to wciągnąć dzieci dla rozluźnienia atmosfery. WAŻNE - każdy zapisuje odpowiedzi na kartce. Dzięki temu nikt ich nie zmieni pod wpływem tego, co powiedzą inni.
Jeśli usłyszysz pomysły skrajnie różne od Twoich, to postaraj się zrozumieć punkt widzenia drugiej strony, zamiast przekonywać ją do swoich racji. Możliwe, że druga osoba marzy o czymś, co wcale nie wymaga wygranej w totolotka, tylko większych oszczędności lub wyższych zarobków, które mogą być w Waszym zasięgu.Na koniec warto dać to wydanie 52Notatki do przeczytania swojemu partnerowi/partnerce, a w szczególności tę historię ze spadkiem. TYLKO bez ubierania w żaden kontekst bądź sugestii kto ma tam rację. Możliwe, że w ten sposób dowiesz się czegoś nowego o swoim partnerze oraz o samym sobie. Albo tylko utwierdzisz się w swoich przekonaniach.
A tak prywatnie
Jesień to najbardziej ulotna pora roku. Jej najładniejsza część trwa dosłownie dwa tygodnie, a potem mamy już krajobraz jak zimą, tylko bez śniegu i minusowych temperatur. W tym roku udało mi się pozwiedzać Dolny Śląsk w idealnym momencie i załapać się na złotą polską jesień. Powyżej kilka moich zdjęć z okolic Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby.
🤫